- Hubert Walas
Tureckie mocarstwo.
Turcja w ostatnich 30 latach przeszła długą drogę. Z bliskiego sojusznika Stanów Zjednoczonych, kraju nad którym wisi potęga Związku Sowieckiego, do regionalnej siły o asertywnej postawie, której aspiracje sięgają historycznej potęgi Imperium Osmańskiego. Czy Ankara ma szansę stać się pełnoprawnym supermocarstwem?
Nowy biegun siły
Do lat 90 uwaga Turcji skupiona była na polityce wewnętrznej oraz politycznej i infrastrukturalnej modernizacji kraju. Lojalność wobec NATO oraz zagrożenie ze strony ZSRR powodowało, że uwaga skierowana była bardziej na uczestniczenie w kolektywnym bloku obrony, niż na ekspansjonizm. Jednak wraz z upadkiem Sowietów, zniknęło także poczucie zagrożenia, co pozwoliło na bardziej asertywne plany geopolityczne. Dzisiaj Turcja dostrzega zmieniający się ład światowy i dopasowuje własną wielką strategię, pod nowe warunki. Mimo, że Ankara jest członkiem NATO i sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, Turcy przygotowują się na zmniejszenie roli Waszyngtonu i świat wielobiegunowy. Co więcej, sami chcą być jednym z biegunów siły w nowym świecie.
Biorąc pod uwagę materialne i niematerialne źródła siły, można wysnuć hipotezę, że Turcja jest najsilniejszym państwem spośród jej bezpośrednich sąsiadów. Żadne z nich, z niedużym znakiem zapytania przy Iranie, jest w stanie zagrozić Turcji w bezpośredniej konfrontacji. To sprawia, że Turcja jest w dość bezpiecznym położeniu geopolitycznym, kiedy oceniamy je przez pryzmat utrzymania niepodległości państwa. Jednak Ankara mierzy się z innymi zagrożeniami. Region Bliskiego Wschodu, tureckiej bliskiej zagranicy od wielu lat jest miejscem starć mocarstw, które prowadzi do destabilizacji, okupacji, podziału najbliższych sąsiadów Turcji. To często kończy się upadkiem państw i proliferacją całej gamy niekonwencjonalnych zagrożeń - włączając w to terroryzm, migracje, lokalne milicje itp. Dlatego podstawowym celem Turcji jest utrzymanie stabilizacji w swojej bliskiej zagranicy.
Taka też była strategia poprzedniego architekta polityki zagranicznej Ankary Ahmeta Devutolgu, twórcy doktryny „zero problemów z sąsiadami”. Jednak od 2016 i nieudanego przewrotu stanu, Devutolgu został zmarginalizowany, a sama polityka Turcji stała się znacznie bardziej awanturnicza. W ostatnich 5 latach Turcja uczestniczyła w konfliktach zbrojnych w Iraku, Syrii, Libii oraz w Górskim Karabachu. Posiada także znaczące kontyngenty wojskowe w Katarze, Północnym Cyprze, Syrii oraz w Somalii.
Dla prezydenta Turcji, Recepa Tayyipa Erdoğana, ostatnie 5 lat to czas realizacji znacznie bardziej ambitnych celów, niż jedynie brak problemów. Taka polityka oraz udział Turcji w lokalnych konfliktach przyczyniła się do sporu interesów z wieloma graczami w regionie - USA, Francją, Izraelem, Egiptem, czy z Rosją.
Śladem Imperium Osmańskiego
Wszystkie konflikty, w które Ankara wiąże się na Bliskim Wschodzie mają jeden wspólny mianownik - zachodzą na obszarach dawnego Imperium Osmańskiego. Jemen, Libia, Syria, Górski Karabach, Ukraina.
Zaczynając od ostatniego państwa. W interesie Turcji jest by Ukraina pozostała niepodległa. W szczególności obszar od Krymu, delty Dniepru do Dunaju - jednym słowem ukraińskie wybrzeże. Dla Ankary jest to istotne do tego stopnia, że w przypadku zagrożenia państwowości Kijowa, Turcja może zechcieć wesprzeć Ukrainę militarnie i ustanowić stałą obecność w kluczowych punktach. Potencjalna kontrola Kremla nad Ukraina głęboko komplikuje balans sił w regionie Morza Czarnego i ponownie czyni z Rosji największe zagrożenie morskie dla Turcji. Istotna dla Turków jest także integralność terytorialna takich krajów jak Rumunia, Bułgaria, czy przede wszystkim Gruzja. Kraj ten jest jedynym państwem buforowym oddzielającym Turcję od Rosji, zatem można zakładać, że kolejne wydarzenie pokroju wojny 2008 roku spotkałoby się tym razem, z reakcją Turków. Przykładem była wojna w Górskim Karabachu, gdzie to Turcy wraz z Azerami, a nie Rosjanie, kontrolowali przebieg wydarzeń. Listopadowy konflikt ostatecznie potwierdził, że nie da się ustalać architektury bezpieczeństwa w regionie bez Turcji.
Tu wkraczamy w zawiłą specyfikę relacji, jaka łączy Moskwę i Ankarę. Oba kraje mają wiele sprzecznych interesów w regionie, jednak potrafią do każdego z nich podchodzić z osobna i traktować wyłącznie z perspektywy interesu narodowego. Jednym słowem, wzajemne relacje pomiędzy Turcją i Rosją są festiwalem pragmatyzmu politycznego. Potrzebują i używają siebie nawzajem. Gdyby oba kraje działały w pojedynkę, Zachodnie mocarstwa nie dopuściłyby, aby te osiągnęły tyle na Bliskim Wschodzie, ile im się udało w ostatnich 7 latach. Pomiędzy Ankarą, a Moskwą nie ma sojuszu, ani nawet partnerstwa strategicznego. Jednak w tym samym czasie ich współpraca pozwala im na osiąganie realnych, geopolitycznych celów. Podobnie pragmatyczne podejście Turcja, może realizować z Iranem, co potencjalnie mogłoby skutkować utworzeniem trójkąta Teheran-Ankara-Moskwa. Wszystkie trzy stolice mają potencjał by wspólnie wypchnąć Amerykanów z tego rejonu świata i dyktować swoje warunki gry.
Libia i wojna domowa tam panująca to również część większej rozgrywki, w której po jednej stronie mamy Turcję i Katar, a także poniekąd Włochy i Stany Zjednoczone, którzy wspierają GNA (Government of National Accord – Rząd Jedności Narodowej). A po drugiej Francję, ZEA, Arabię Saudyjską, Egipt i właśnie Rosję, które wspierają generała Khalifa Haftara. Rywalizacja wynika z kluczowego położenia Libii w regionie, co powoduje, że nikt nie chce pozwolić sobie na utratę wpływów w Trypolisie. Konflikt ten podzielił państwa NATO i skomplikował relacje między członkami. Grecja, Włochy, Francja, Hiszpania i Turcja są członkami NATO, jednak w Libii reprezentują różne frakcje. Kilkanaście lat temu taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Dla Unii Europejskiej Libia to potencjalnie puszka pandory, w kontekście napływu imigrantów. Turcy zdają sobie z tego sprawę i próbują to rozgrywać, ponadto chcą uzyskać korzystne koncesje, które już dostają od GNA wykorzystując fakt, że libijski rząd jest pod ścianą. Dotyczy to rozciągnięcia wyłącznych stref ekonomicznych na Morzu Śródziemnym.
Konflikty w Syrii i Iraku, w których główną rolę odgrywały Stany Zjednoczone są jednym z najważniejszych powodów, dzięki którym do głosu w Turcji zaczęły dochodzić frakcje nacjonalistyczne. Oba kraje są w bezpośrednim sąsiedztwie Turcji, więc ich destabilizacja bezpośrednio rzutuje na sytuację Turcji . Turcy uznali wejście Amerykanów w kluczowy dla nich obszar, bez pytania o zdanie Ankary, jako potraktowanie ich kraju de facto jako półkolonii. M.in stąd wywodzi się ponadpartyjny konsensus do uzyskania strategicznej niezależności. Poważny rozłam stanowi także kwestia Kurdów. Ankara uważa PKK - Partię Pracujących Kurdystanu oraz YPG Powszechne Jednostki Ochrony za grupy terrorystyczne, jako że stanowią potencjalne zagrożenie dla wewnętrznej spójności Turcji. Wsparcie Waszyngtonu dla tych grup pozostaje główną osią niezgody między USA, a Turcją. Niemniej Waszyngton nie może sobie pozwolić na twarde dyscyplinowanie Ankary, w tej, czy jakiejkolwiek innej kwestii, bowiem bez Turcji NATO pozostanie bez praktycznie żadnego wpływu na na Bliski Wschód, a niemalże cała południowo-wschodnia flanka sojuszu przestanie istnieć. Turcy bezwzględnie grają tym dylematem, co pokazuje spór interesów we wschodnim Medytarenie. Dlatego można się spodziewać dalszej asertywnej polityki Turcji na swoim południowo-wschodnim parametrze. W idealnym scenariuszu dla Ankary, Turcy chcieliby przemodelować krajobraz etniczny północnej Syrii i północnego Iraku przy wykorzystaniu Arabów. Potencjalnie miałoby to formę neokolonizacji i odcięło Kurdów w Turcji od Kurdów w Iraku. Byłoby to rozwiązanie kwestii kurdyjskiej dla Turcji.
Co istotne, agenda Ankary w dużym stopniu opiera się o kwestie ideologiczne. Jak Ataturk, prezydent Recep Tayyip Erdogan jest populistycznym przywódcą i zagorzałym modernizatorem. Jednak główna różnica pomiędzy oboma przywódcami jest taka, że Ataturk patrzył na Europę jako na model modernizacyjny, z jej sekularystycznym formatem, z kolei Erdogan chce powrotu Turcji do jej osmańskich korzeni, które opierają się na spoiwie wiary islamskiej. Erdogan widzi Turcję, jako lidera muzułmańskiego świata, który prowadzi renesans Islamu. To wszystko ma się składać na wzrost potęgi Turcji. Dlatego nie dziwią informacje, taka jak ta, że Erdogan przywrócił świątyni Hagia Sophia w Stambule status meczetu, mimo że ostatnio pełniła rolę muzeum. Głównym rywalem Turcji o miano takie lidera, jest Arabia Saudyjska. Sto lat temu, w 1916 roku, Kalifat Osmański został pozbawiony kontroli nad dwoma najświętszymi miastami Islamu - Mekką i Medyną, które dzisiaj są pod jurysdykcją Saudów. Do tego faktu mocno przyczyniły się mocarstwa Zachodu, co obecnie Turkowie uznają za zdradę ze strony Arabów. Problem polega na tym, że świat arabski zwykle stara się zjednoczyć przeciwko Turcji i Katarowi, który jest jego głównym sojusznikiem w Zatoce Perskiej. Wielu ekspertów mocno wątpi w to, by Arabowie, czyli lud semicki, zgodzili się dominację ludu tureckiego z uwagi na zaszłości historyczne z czasów rządów Imperium Osmańskiego nad Arabami.
Po pierwsze – niezależność
Turcy postawili na niezależność. Przede wszystkim względem Amerykanów. Dotyczy to każdej sfery w jakiej działa państwo - gospodarki, energetyki, technologii, wojska. To obejmuje dążenie do posiadania własnych zdolności nuklearnych - zarówno w sferze energetyki, jak i kiedyś potencjalnie, broni jądrowej.
Jednak zaczynając od wojska. Tureckie wydatki na zbrojenia wystrzeliły w ostatnich latach. W ciągu ostatnich dwóch dekad Ankara zbudowała prężny sektor zbrojeniowy, który obecnie pokrywa 70% zapotrzebowania krajowego, a do 2053 roku Turcja ma być w tym elemencie samowystarczalna. Turcja przeszła drogę od bycia 3 największym importerem broni, do pozycji 14 największego eksportera. Od 2015 roku zmniejszyła import broni o 48%, jednocześnie zwiększając swój budżet obronny o 86% w ostatniej dekadzie. Ankara zapoczątkowała także program MILGEM, który zakłada wyprodukowanie własnych korwet i fregat morskich. Turcja pracuje także nad nowoczesnym czołgiem oraz myśliwcem 5 generacji. Do tego akurat jest zmuszona. Kupno przez Turcję rosyjskiego systemu obrony rakietowej S-400 doprowadziło do sporu z USA i wstrzymania eksportu amerykańskiej broni do Turcji. Co więcej, do usunięcia Ankary z programu myśliwca F-35, w który Turcja zainwestowała miliardy dolarów. Takie są koszty prowadzenia niezależnej, ponad wszystko, polityki zagranicznej i wydaje się, że Ankara jest skłonna je ponosić.
To nie wszystko. Turcy, chcą latać w kosmos. Jak powiedział turecki minister Mustafa Varank, odpowiedzialny za turecki program kosmiczny, „Kraje, które nie będą potrafiły latać w kosmos, nie będą miały głosu na Ziemii” „Countries that do not make it to space, will not have a say on Earth in the future.” Pierwszym krokiem były tureckie sukcesy w rozwoju technologii bezzałogowych pojazdów latających. Turcja w dalszym ciągu polega na imporcie zagranicznych technologii, ale cel jest jasny - zdobycie kompleksowej, technologicznej niezależności. Służyć ma temu agregacja sił umysłowych. Turecka Agencja Kosmiczna blisko współpracuje z dwoma najbardziej zaawansowanymi tureckimi instytucjami z zakresu R&D: TÜBİTAK Space Technologies Research Institute and Robonik Mechatronics Technologies. Efekty mają być już niebawem. Erdogan ogłosił, że Turcja ma wysłać pierwszego satelitę komunikacyjnego rodzimej produkcji na orbitę okołoziemską w 2022 roku, co więcej Turcy chcą wysłać bezzałogowy statek na powierzchnię Księżyca w 2023 roku.
Fundamentem tych wszystkich planów ma być dostęp do taniej energii. Geografia predestynuje Turcję do roli hubu energetycznego na styku kontynentów, co tureckie elity chcą wykorzystać. Już teraz przez terytorium Turcji przebiega kilka rurociągów o wysokim znaczeniu dla bezpieczeństwa energetycznego Europy. To m.in Trans-Anatolian Natural Gas Pipeline (TANAP), the Trans-Adriatic Pipeline (TAP) oraz Turkish Stream. Kluczowa jest także rozgrywka o złoża ropy i gazu na dnie Morza Śródziemnego. Ankara chce uzyskać kontrolę nad podmorskimi złożami ropy i gazu w tzw. Basenie Lewantyńskim (Levantine Basin) blisko tureckich i cypryjskich wód terytorialnych. Tu Turcy napotykają opór koalicji 4 państw: Cypru, Grecji, Izraela i Francji, które sprzeciwiają się wydobyciu z cypryjskich złóż terytorialnych. Co więcej Grecja, Włochy, Izrael, Egipt, Liban i Cypr podpisały umowy bilateralne kooperując pomiędzy własnymi wyłącznymi strefami ekonomicznymi. Ta koalicja porozumiała się także przy budowie gazociągu East Med, który biegnie pod dnie Morza Śródziemnego łącząc Izrael, Cypr i Grecję, omijając Turcję i uderzając w jej interesy. Niemniej Turkom sprzyja w ostatnim czasie szczęście. W ostatnim roku Turcy odkryli złoża gazu ziemnego w szelfie Morza Czarnego o wielkości 540 miliardów metrów sześciennych. Obecnie Ankara importuje praktycznie całość swojego zapotrzebowania na gaz, które wynosi 50 miliardów m3 rocznie. Dla Turcji nowe odkrycia to częściowe rozwiązanie dla długoterminowych słabości gospodarczych Ankary, w tym jej rachunku za import energii, który należy uiścić w obcej walucie.
Posiadanie silnej floty ma pozwolić Turcji na projekcję siły na sporych terytoriach, w tym ochronę własnych i kontestowanych złóż. To właśnie odkrycie węglowodorów na peryferiach tureckich było jednym z ważniejszych impulsów do działania i rozbudowy marynarki wojennej. Strategia morska Turcji - Mavi Vatan, czyli inaczej Niebieska Ojczyzna (Blue Homeland), i całkowicie zdominowała myślenie strategiczne wśród tureckiej kadry wojskowej oraz części klasy politycznej. Idea zakłada, turecką dominację nad wodami Morza Śródziemnego i odzyskanie w tym regionie prymatu, który niegdyś dzierżyło Imperium Osmańskie. Jednakże, mimo rozwoju własnych zdolności Turcja dalej posiada ograniczenia. Turcja posiada większą flotę, niż jej główny rywal - Grecja, jednak wspólne ćwiczenia pomiędzy Grecją, Francją, Włochami, Egiptem, a nawet Izraelem pokazują, że balans sił jest niepewny.
Jednak wracając do energetyki - kolejną składową tureckich planów autonomii energetycznej jest system elektrowni wodnych. Górzysta topografia Turcji, w połączeniu z dużą ilością rzek pozwala Turkom na wykorzystanie ich potencjału we własnych celach. Plan zakłada utworzenie 22 tam oraz 19 elektrowni wodnych - większa część tych planów jest już ukończona. Co istotne, w efekcie, może to wywołać niedobory wody w krajach dolnego biegu rzek Tygrys i Eufrat - Syrii i Iraku.
Turcy chcą także stworzyć własny system elektrowni nuklearnych. Póki co nie posiadają żadnej, a pierwszą mają postawić Rosjanie w Akkuyu w południowej Turcji. Będzie to pierwszy krok do ostatecznych tureckich ambicji jakim jest posiadanie własnej broni atomowej. Erdogan od dawna wprost mówi, że za niesprawiedliwość uważa fakt, że kilka państw posiadających głowice nuklearne dyktuje reszcie reguły gry. Cytat: „Kilka krajów ma rakiety z głowicami nuklearnymi, a nie jeden, czy dwa. A nam mówią, że nie możemy ich mieć. Tego nie mogę zaakceptować.” „Several countries have missiles with nuclear warheads, not one or two. But [they tell us that] we can’t have them. This I cannot accept”. Niemal pewne jest to, że prędzej, czy później, Turcja podejmie próby posiadania broni jądrowej.
Pusty skarbiec
Celem Turcji jest zostanie militarnym, technologicznym i ekonomicznym mocarstwem o zasięgu globalnym. Jednak mocarstwowe plany potrzebują stabilnego finansowania, a turecka gospodarka jest w tragicznej kondycji. Kurs tureckiej liry od dłuższego czasu bije negatywne rekordy. Rząd próbując utrzymać swoją walutę na powierzchni przepuścił prawię połowę rezerw walutowych, które posiadał na początku 2020 roku, a największe banki są na krawędzi płynności.
To duży problem dla Erdogana i całej AKP. 2023 ma być wielkim rokiem dla Turcji. To rok stulecia niepodległości, ale poza tym wyborów parlamentarnych, gdzie AKP liczyło na gładkie zwycięstwo. A miało je dać wypełnienie celów, które w 2013 partia przedstawiła w planie Wizja 2023. Wizja okazała się jednak nieco inna od rzeczywistości. Plan zakładał wzrost rocznego exportu do $500 mld, jednak ten finalnie wyniesie maksymalnie połowę tego. Stopa bezrobocia miała spaść z 11% do 5% w 2023. Stan na 2021 rok to 12.9%. PKB na mieszkańca miał wzrosnąć z $12,500 do $25,000 w 2023. Jednak obecnie jest ono niższe i wynosi około $10,000 na głowę. Choć tutaj duże znaczenie ma spadek wartości liry w stosunku do dolara. PKB per capita liczone parytetem siły nabywczej wzrosło, jednak nie są to wartości zbliżone do tych zapowiadanych przez AKP. Finalnie partia obiecywała, że turecka gospodarka znajdzie się czołowej 10-tce gospodarek świata, z najwyższej klasy rodzimym przemysłem i z PKB na poziomie $2.6 biliona. Wprawdzie Turkom udało się uniezależnić w wielu sektorach, jednak plan dotyczący PKB stanowi sromotną porażkę. Nominalne PKB Turcji spadło z $950 miliardów w 2013 do $761mld w 2019.
Odważne plany Erdogana musiały posiadać solidne finansowanie, a w tej sferze AKP mocno się przeliczyło i naraziło kraj na kryzys ekonomiczny. To powoduje, że wybory parlamentarne w 2023 roku będą prawdziwym testem dla partii Erdogana. Jeszcze niedawno AKP cieszyło się ponad 50% poparciem, jednak obecnie sondaże wskazują, że CHP, czyli sekularystyczna partia założona przez Ataturka, zbliża się do AKP. Do czasu wyborów, ekonomiczne przetrwanie będzie priorytetem obecnego rządu.
To sprawia, że ostatnio możemy zaobserwować zmianę dyplomatyczną Ankary. Turcja obawiając się unijnych sankcji jest otwarta na wznowienie rozmów z Grecją odnośnie linii demarkacyjnych na Morzu Śródziemnym w związku z odwiertami. Podobnie Erdogan zmienił ton w kierunku Francji, chociaż w pewnym momencie nazwał Emmanuela Macrona bandytą. Turecki MSZ wyraził chęć rozmów w sprawie sporu interesów na kwestie dotyczące Syrii, Libii oraz ogólnie Wschodniego Medytarenu. Podobne podchody Turcja podejmuje również w stronę Egiptu oraz względem Amerykanów. Erdogan zdaje sobie z problemów wewnętrznych, wywołanych kryzysem finansowym i stara się załagodzić międzynarodowy obraz Turcji, przynajmniej do momentu reelekcji w 2023 roku.
Jednak nawet biorąc pod uwagę ograniczenia polityczne, strategiczne i finansowe prawdopodobne jest, że tureckie aspiracje do większego wpływu globalnego utrzymają się. Pomimo kontrowersyjnych rządów, Erdoğan wywarł niezatarty wpływ na to, jak wielu Turków widzi przyszłość swojego kraju. Rewizjonizm światopoglądu Erdogana, czyli Turcja jako oczekująca globalna potęga, odbija się silnym echem wśród obywateli na różnych krańcach politycznego spektrum kraju. Chociaż zagraniczni analitycy i decydenci póki co nie zaliczają Turcji do innych współczesnych „wielkich mocarstw”, tureccy przywódcy polityczni i decydenci nie mają wątpliwości, aby uszeregować długoterminowy potencjał swojego kraju jako niezależny biegun siły, który ma decydujący głos w kwestii Bliskiego Wschodu, a może nawet i dalej. Nie ulega wątpliwości, że Turcja jest na drodze wzrostu swojego znaczenia na arenie międzynarodowej, jednak droga ta nie będzie łatwa i doprowadzi do wielu sporów lub nawet izolacji kraju. Niemniej pewne jest to, że Ankara będzie chciała niezależnie decydować o swoim losie.
Źródła:
https://strategyandfuture.org/en/turkeys-new-global-posture-grand-strategy-and-geopolitical-imperatives-part-i/
https://strategyandfuture.org/en/turkeys-new-global-posture-grand-strategy-and-geopolitical-imperatives-part-ii/
https://strategyandfuture.org/en/turkeys-new-global-posture-grand-strategy-and-geopolitical-imperatives-part-iii/
https://nationalinterest.org/blog/middle-east-watch/turkeys-grand-plans-middle-east-primacy-107596
https://www.cfr.org/in-brief/whos-who-libyas-war
https://dergipark.org.tr/en/download/article-file/1488223
https://geopoliticalfutures.com/turkey-adjusts-its-foreign-policy/
https://geopoliticalfutures.com/turkey-makes-its-move/
https://geopoliticalfutures.com/as-turkeys-economy-goes-so-goes-its-ambitions/
https://geopoliticalfutures.com/turkeys-navy-searching-for-an-edge-in-the-mediterranean/
https://warontherocks.com/2020/06/blue-homeland-the-heated-politics-behind-turkeys-new-maritime-strategy/
https://warontherocks.com/2019/04/the-turkish-navy-in-an-era-of-great-power-competition/
https://www.worldoil.com/news/2021/6/4/turkey-announces-significant-new-black-sea-natural-gas-discovery