Powrót armii.

1 lutego 2021 roku birmańska armia przeprowadziła pucz wojskowy i siłą przejeła władzę w stolicy kraju Naypyidaw. Informacja szybko obiegła świat, głównie dzięki birmańskiej instruktorce fitness, która przypadkiem zarejestrowała zdarzenie podczas nagrania. Jak jednym wydarzeniem można przekreślić dekadę rozwoju i zaprzepaścić najlepszy czas w najnowszej historii Birmy?

Demokracja kwitnąca dyscypliną

Birma zwana jest również Mjanmą, jednak jak w 2016 roku powiedziała Aung San Suu Kyi, laureatka pokojowej nagrody Nobla z 1991 roku, najważniejsza postać w najnowszej historii Birmy, nie ma znaczenia, która nazwa jest używana. Jako, że w języku polskim częściej występowała nazwa Birma, na potrzeby tego materiału, nią się będę posługiwać. Wracając do sylwetki San Suu Kyi. Jest to córka, ojca narodu współczesnej Birmy, jak określa się Aung San, który odegrał kluczową rolę w wyjściu kraju spod jarzma imperium brytyjskiego. Weszła ona do birmańskiej polityki dość niespodziewanie, porwana przez rewolucję lat osiemdziesiątych. Przez lata walczyła z generałami, przez co wiele poświęciła - m.in. 15 lat własnej wolności. Jest to postać budząca skrajne emocje - od zachwytu i podziwu, czego efektem była pokojowa nagroda Nobla, po pogardę wynikającą z tłumaczenia na forum międzynarodowym czystek etnicznych lub dosadniej mówiąc ludobójstwa w Rohingyi. Jednak można spekulować, że zrobiła to w ramach kompromisu zawartego z armią, która bezpośrednio odpowiadała za tę masakrę. Jakkolwiek by Aung San Suu Kyi nie oceniać, bezsprzecznie jest to centralna postać całego wydarzenia.

Lata walki birmańskiej polityk w 2008 roku przerwali sami generałowie, którzy zdecydowali się zmienić reguły gry i rozpocząć eksperyment “Demokracji kwitnącej dyscypliną”. Junta zakończyła się zmianą konstytucji, gdzie armia zapewniła sobie władzę nad trzema ministerstwami siłowymi, pełną niezależność, a w parlamencie gwarantowaną mniejszość z prawem zawetowania konstytucji. Generałowie tym samym zapewnili sobie miękkie lądowanie, jednak ten demokratyczny kompromis był mimo wszystko było początkiem dobrego czasu dla Birmy. Kraj zyskał zaufanie międzynarodowe, otworzył się na inwestycje, a dojście do władzy Aung San Suu Kyi w 2015 roku ugruntowało ten obraz.

Po zwycięstwie w 2015 roku laureatka Nobla zdając sobie sprawę z władzy, którą Tatmadaw, czyli birmańska armia wciąż posiada, zapewniała generałów, że nic się nie zmieni i mogą spać spokojnie. Jednak prawdopodobnie po 5 latach takiej komunikacji zabrakło i między innymi tutaj należy doszukiwać się przyczyn puczu. W wyborach 2020 roku ambicje i władza generałów zostały podważone.

Upokorzeni generałowie

W listopadzie 2020 roku, pomimo pandemii, w Birmie odbyły się wybory parlamentarne. Przytłaczające zwycięstwo w nich odniosła Narodowa Liga na rzecz Demokracji, której przewodzi Aung San Suu Kyi, uzyskując 83% miejsc w parlamencie. Birmańska armia na scenie politycznej reprezentowana jest przez Unię Solidarności i Rozwoju. Ta w ostatnich wyborach została upokorzona dostając raptem 7% głosów. Wydawało się, że niepisana umowa jaką między sobą mieli Aung San Suu Kyi oraz generał Min Aung Hlaing, który stoi na czele birmańskiego wojska, zostanie podtrzymana i wojskowi pogodzą się z porażką, zachowując mimo wszystko silną pozycję w kraju. Jednak pierwsze głosy niezadowolenia zaczęły dochodzić z armii już w grudniu. Armia sugerowała, że wybory były niedemokratyczne, chociaż paradoksalnie były to prawdopodobnie najbardziej demokratyczne wybory w birmańskiej historii. Rząd San Suu Kyi nie reagował na zarzuty armii o spreparowanie wyborów, ona sama zbagatelizowała sytuację odrzucając żądania armii. Ci czując się zmarginalizowani zdecydowali się wykorzystać narzędzia, które pozostawały w ich rękach - siłę militarną. Być może generałowie inspirację czerpali ze Stanów Zjednoczonych, bowiem również podważali wyniki wyborów sugerując fałszerstwo wyników, jednak nie przedstawiając ku temu żadnych twardych dowodów.

Co ciekawe na tydzień przed puczem rzecznik birmańskiej armii, na konferencji prasowej, otrzymał bezpośrednie pytanie o pucz. Nie potwierdził jej, ale również jej nie zaprzeczył. Mimo wszystko, było to duże, negatywne zaskoczenie. Sam pucz był bardzo sprawnie przeprowadzony i dobrze zorganizowany. Odbył się na kilka godzin przed zwołaniem nowego parlamentu po listopadowych wyborach. Oddziały wojska zostały rozmieszczone w Rangoonie i Naypyidaw. Komunikacja telekomunikacyjna i internet były blokowane, a armia przejęła rządową telewizję, z której popłynął komunikat, że kraj został na rok wprowadzony w stan wyjątkowy z powodu „oszustwa wyborczego”. Narracja polegała na przedstawieniu armii jako strażnika demokracji, która została rzekomo naruszona.

Stracona szansa?

Wpływ aktorów zewnętrznych na zamach stanu nie wydaje się prawdopodobny. Chiny, które mają największy wpływ na Birmę, miały dobre stosunki z rządem Aung San Suu Kyi i destabilizacja tego układu nie była w interesie Pekinu. Co nie oznacza, że po dłuższej refleksji cała sytuacja może wyjść Chińczykom na korzyść. Prawdopodobne jest, że Birma wyjdzie z puczu z sankcjami, zniszczonym zaufaniem inwestorów zewnętrznych i problemami ekonomicznymi. Japońskie firmy inwestujące w Birmie już teraz zapowiedziały, że przyjrzą się swoim inwestycjom w tym kraju. Suzuki wstrzymało produkcję, a Kiren, japoński koncern piwowarski zapowiedział wycofanie się w kraju. Pakiety pomocowe ze światowych organizacji takich jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, czy Bank Azjatycki zapewne zostaną zmniejszone lub całkiem zastopowane. Rząd San Suu Kyi prowadził wielostronną politykę i starał się mądrze balansować wpływy chińskie, obecnością podmiotów japońskich, czy zachodnioeuropejskich. Teraz ten balans zostanie zachwiany, a możliwe opcje mocno się zawężą. Armia birmańska, mimo że nie jest przychylna Chinom, może nie mieć wyjścia tylko skierować się po pomoc do Pekinu. A dla zawsze oportunistycznych Chińczyków, koniec końców, nie ma znaczenia, kto jest u władzy, ważne jest osiąganie swoich celów w regionie. Mimo dobrych stosunków z obalonym rządem, Chińczycy mają także nawiązane relacje z armią i będą rozmawiać z każdym, kto jest decyzyjny. Personalne ambicje generałów mogą w praktyce sprawić, że Birma stanie się kolejną chińską kolonią. Szybko zareagowała również Rosja. Minister obrony Siergiej Szojgu, niedługo po puczu przybył do Birmy z oficjalną wizytą, by omówić z generałem Min Aung Hlaing współpracę wojskowo-techniczną. Przecieki informacyjne donoszą, że z kolei Amerykanie mają problem nawiązać jakikolwiek kontakt z generałami w Birmie, nawet gdyby potrzebowali. Jednym słowem Chińczycy mają znacznie lepsze rozeznanie na miejscu.

Birma z racji swojego położenia i zasobów naturalnych jest bardzo ważnym graczem w regionie. Ten ponad 50 milionowy kraj ze stolicą w Naypyitaw posiada duże zasoby ropy i gazu. Już teraz istnieją połączenia ropociągami i gazociągami z Państwem Środka. Chiny podpisały z Birmą umowy na szereg inwestycji - Chińsko-Birmański korytarz Gospodarczy, budowa kolei do Mandalaj, specjalna strefa ekonomiczna Kyaukpyu, czy w końcu rozbudowa największego miasta, liczącego ponad 5 milinów mieszkańców Rangunu. Jednak wiele z nich pozostawało jedynie na papierze. Birmańczycy rozsądnie podchodzili do tych projektów, akceptując ale maksymalnie hamując ich rozwój, nie chcąc uzależnić się od Pekinu. Najwięcej emocji w ostatnich latach wywołał projekt tamy Myitsone, która spowodowałaby zalanie obszaru wielkości Singapuru, a cała energia eksportowana byłaby do Chin. Mimo gniewu Chińczyków projekt został anulowany w 2011 roku. Jeśli teraz ta inwestycja zostałaby wznowiona, jak i pozostałe wymienione wcześniej nabrałyby tempa oznaczałoby to słabość Birmy w relacji z Chinami.

Co dalej?

Wojsko w Birmie złożyło już śmiesznie błahe oskarżenia przeciwko Aung San Suu Kyi i wybranemu prezydentowi Win Myintowi, który również jest z NLD. Prawdopodobnym jest, że nocne naloty na siedzibę partii i biura komisji wyborczych w całym kraju mają na celu przejęcie dokumentów, które mogłyby pomóc wojsku w zbudowaniu bardziej prawdopodobnej sprawy o oszustwo wyborcze. Generał Min Aung Hlaing, z racji wprowadzenia stanu wyjątkowego, w praktyce na rok ma zapewnioną pełnię władzy egzekutywnej, legislacyjnej i sądowniczej, a w areszcie trzyma swoją największą przeciwniczkę Aung San Suu Kyi. Jednak pytanie, jaki kolejny krok podjąć może armia. Przykładem dla generałów może być model tajski, gdzie twócy zamachu stanu z 2014 musieli spacyfikować popularną partię Phey Thai, która wygrywała każde wybory od 2001 roku. Junta przygotowała nową konstytucję, mianując senat jako przeciwwagę dla rządu, a także projektując nowy system wyborczy, który im sprzyjał. Jednym słowem zmienili warunki gry na takie, które im sprzyjały. W Birmie może być podobnie. Ponadto armia liczy, że odsuwając Aung San Suu Kyi z życia politycznego, problem rozwiąże się sam, a nikt równie wpływowy i kochany przez Birmańczyków nie stanie im na drodze. Niestety, ale wiele wskazuje na to, że z uwagi na wiek i stosunek Tatmadaw wobec Aung San Suu Kyi, jej kariera polityczna została zakończona.

Już teraz w kraju odbywają się protesty, największe od czasu tzw. Szafranowej rewolucji z 2007 roku. Tłumione są one armatkami wodnymi, oddawane są także strzały ostrzegawcze. Niewykluczona jest jednak krwawa pacyfikacja ze strony armii, w której swoją drogą nie widać śladów pęknięć i przejść na stronę protestujących. Niestety, do tej pory generałowie nigdy nie potrafili tolerować na dłuższą metę protestów. Każde poprzednie masowe demonstracje w Birmie przeciwko generałom: w 1962, 1974, 1988 i 2007 kończyły się rozlewem krwi. Lata rozwoju Birmy sprawiły, że społeczeństwo jest teraz znaczenie lepiej skomunikowane i świadome, a ludzie są rozczarowani obrotem. To sprawia, że zapanowanie nad protestami będzie trudniejsze, niż wcześniej. Jednak odwrócenie ostatnich wydarzeń w wyniku oddolnych protestów wydaje się bardzo trudne i niestety mało prawdopodobne.

W perspektywie średnio i długoterminowej najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest zakończenie dobrego okresu Birmy, którego doświadczyła w ostatniej dekadzie. Spadek zaufania, spowolnienie ekonomiczne i co za tym idzie konieczność poszukiwania protektoratu w Pekinie to prawdopodobny ciąg zdarzeń. Jedyną nadzieją mogłyby być załamanie wewnątrz armii i jej podział. Prawda jest bowiem taka, że za lutowy zamach stanu najbardziej zapłacą zwykli Birmańczycy.

Źródła:

Myanmar’s Military Seizes Power
https://www.csis.org/analysis/myanmars-military-seizes-power
Lubina: Chore ambicje generałów mogą skazać Birmę na Chiny
https://biznesalert.pl/birma-chiny-pucz-zamach-stanu-wojsko-energetyka/
How the US should respond to the coup in Myanmar
https://www.atlanticcouncil.org/blogs/new-atlanticist/how-the-us-should-respond-to-the-coup-in-myanmar/
Myanmar forces fire rubber bullets, warning shots at protesters
https://www.aljazeera.com/news/2021/2/9/myanmar-protesters-defiant-amid-ban-on-large-gatherings
Myanmar coup: What will the military do now?
https://www.bbc.com/news/world-asia-56053007