Krucha ekonomia Rosji.

Rosyjskie Ministerstwo Finansów ogłosiło, że wpływy z podatków z ropy i gazu w styczniu tego roku spadły o 46% w porównaniu z ubiegłym rokiem. Ponadto nastąpił 59% wzrost wydatków budżetowych w związku z wysiłkiem wojennym. To w połączaniu dało deficyt w wysokości 25 miliardów dolarów, wyłącznie za pierwszy miesiąc tego roku. Utrzymując ten trend Moskwa osiągnęłaby deficyt w wysokości 300 miliardów dolarów na koniec 2023 roku.

Wprowadzone od lutego embargo na rosyjskie wyroby ropopochodne dokładają kolejne czarne chmury, które zawisły nad rosyjską gospodarką. Długofalowo Moskwa zagrożona jest upadkiem całego sektora naftowego, bowiem Rosjanom kończą się złoża opłacalne do wydobycia.

To wszystko dzieje się w momencie, gdy Władimir Putin chwali się zaskakująco niskim spadkiem rosyjskiego PKB w roku 2022.

Jaka jest zatem prawda?

„“Aktualna dynamika rosyjskiej gospodarki okazała się znacznie lepsza, niż przewidywało wielu ekspertów” - to słowa niedawno wypowiedziane przez Władimira Putina. Rosyjski prezydent dodał, że wbrew twierdzeniom wielu ekspertów, którzy przewidywali 10, 15, czy nawet 20% spadek PKB, rosyjska gospodarka skurczyła się jedynie o 2.1%.

Również anegdotyczne raporty dochodzące z Rosji mówią, że półki sklepowe wcale nie są puste, a rosyjski rubel po początkowym szoku, gdy gwałtownie stracił na wartości, po kilku miesiącach był mocniejszy, niż przed wojną.

Te argumenty stanowią podstawę narracji mówiącej, że sankcje wcale nie dotykają Moskwy tak mocno, jak miały to zrobić. Co więcej, niektórzy europejscy politycy przychylniej patrzący w kierunku Kremla np. węgierski prezydent Viktor Orban, twierdzą że sankcje nałożone na Moskwę bardziej szkodzą państwom, które je nakładają, niż ich odbiorcy.

O co więc chodzi? Jak zwykle sprawa jest o wiele bardziej zniuansowana, niż starają się to przedstawić populistyczne wypowiedzi decydentów, którym zależy na zniesieniu obostrzeń.

Wyjdźmy od fundamentów. Dla osób śledzących sytuację międzynarodową nie jest to żadna nowość, lecz dla porządku należy zaznaczyć, że dla rosyjskiej gospodarki takim fundamentem jest sprzedaż węglowodorów tj. gazu ziemnego i ropy, w tym produktów przeprocesowanych. Na przykład przez rafinerie.

Obiektem dyskusji pozostaje jednak za jaki konkretnie udział wpływów do rosyjskiego budżetu odpowiada sektor surowcowy. Duży - to wie każdy. Ale duży to pojęcie względne. Mikhail Krutikhin, jeden z najlepszych rosyjskich i jednocześnie niezależnych, ekspertów od rynków surowcowych - a to rzadkie połączenie - szacuje że dochody z ropy i gazu stanowią około 40% wpływów do budżetu. Co więcej uwzględniając czynniki powiązanie takie jak: dywidendy z państwowych firm surowcowych, podatki od pracowników takich firm i ogółem całego przemysłu, ten udział wzrasta do nawet 60%.

W tym świetle, słowa byłego amerykańskiego senatora Johna McCaina, który nazywał Rosję „dużą stacją benzynową, które udaje państwo” nie wydają się przesadzone.

W momencie, gdy 60% Twojego budżetu pochodzi z jednego sektora ma to oczywisty, podwójny efekt. Kiedy sytuacja na rynku jest korzystna, ceny rosną i zyskujesz nowych klientów, w sposób znaczący rośnie również Twój budżet. Jednak w sytuacji załamania cen i odpływu klientów jesteś niezwykle zagrożony. Nassim Nicholas Taleb nazwałby rosyjską gospodarkę bardzo „wrażliwą”. Niemal wszystkie jajka wsadzone są do jednego koszyka i kiedy koszyk się przewróci, efektem domina, sypie się cała reszta.

Od momentu przejęcia władzy przez Władimira Putina i początku XXI wieku Federacja Rosyjska doświadczała wielu korzyści z monostruktury swojej gospodarki. Ceny surowców, szczególnie ropy zasadniczo rosły, a Moskwa pogłębiała swoje więzi ekonomiczne z najważniejszymi rynkami. Przede wszystkim z Europą, która była zdecydowanie jej najbardziej kluczowym klientem. Dwie dekady dobrej koniunktury sprzedażowej pozwoliły Moskwie zbudować potężne rezerwy walutowe, które w szczytowym momencie przed wojną osiągnęły poziom blisko 650 miliardów dolarów. To, jak teraz wiemy, miało być ekonomicznym zabezpieczeniem na wypadek finansowych problemów po rozpoczęciu agresji na Ukrainę.

Rosyjska monostruktura, choć krótkoterminowo, przyniosła również paradoksalnie pozytywny efekt zaraz po rozpoczęciu inwazji. Dlaczego? Rynki bowiem panicznie zareagowały na agresję, wszak kluczowego światowego producenta surowców naturalnych. Szczególnie w Europie szok cenowy był potężny.

Mimo, że kraje europejskie, dość jednogłośnie, ale w różnym stopniu zadeklarowały odejście od importu rosyjskich paliw, to z oczywistych względów nie dokonały tego w sposób nagły. W rezultacie Moskwa, mimo że właśnie wywołała wielki konflikt zbrojny, notowała rekordowe szczyty dochodów ze sprzedaży surowców.

Jeśli wojna skończyłaby się w zakładane 3 dni, lub nawet 3 miesiące, ba nawet pół roku, Moskwa wyszłaby z niej nie tylko osiągając niezwykły sukces strategiczny, ale również bez szwanku ekonomicznego, bo cały wydatek wojenny pokryłaby nadwyżka budżetowa ze sprzedaży surowców.

Wojna nie skończyła się jednak w 3 dni, a dotychczasowi najważniejsi rosyjscy klienci zaczęli w przyśpieszonym tempie zrywać swoje więzi handlowe z Rosją. W tym partner kluczowy - Niemcy.

O jakiej skali powiązań jest mowa? Zanim Europa zaczęła gwałtownie dywersyfikować swoje źródła, Rosja dostarczała do niej 75% całego swojego eksportu gazu ziemnego i 55% eksportu ropy.

Zatem rosyjska monostruktura była wrażliwa podwójnie. Nie dość, że budżet opiera się w 60% na węglowodorach, to w podobnym stopniu ich sprzedaż skoncentrowana była na jednym obszarze - Europie. Nie jest pozbawione prawdy zatem twierdzenie, że Moskwa pośrednio zaatakowała swojego najważniejszego klienta, na którym spoczywa większa część jej budżetu. To wiele mówi o kalkulacji strategicznej i błędach poznawczych popełnionych przez Kreml.

Minął rok, Zachód, w tym najważniejszy klient - Europa, nałożył na Rosję paletę sankcji, w tym limit cenowy na ropę w grudniu, a od początku lutego sankcje dotykające wyroby ropopochodne.

Biorąc to wszystko pod uwagę, co to oznacza dla rosyjskiego przemysłu surowcowego? Przytaczany wcześniej Krutikhin, analityk RusEnergy, uważa że w kolejnych miesiącach Rosja utraci… uwaga… 57% eksportu swoich produktów naftowych.

Jak zaznacza Krutikhin - wszyscy główni importerzy produktów naftowych z Rosji, czyli kraje Europy i Ameryki Północnej, odmówiły zakupu rosyjskich produktów naftowych od lutego. Oznacza to, że w Rosji będzie nadmiar mocy produkcyjnych w zakresie produkcji półsurowców eksportowych.

Do tej pory większość - 75%, produktów ropopochodnych wytworzonych przez rosyjskie rafinerie skierowana była na eksport. Oznacza to, że duża część rafinerii będzie miała poważne problemy. Zamknięciem lub w najlepszym wypadku zatrzymaniem, o ile będzie to w ogóle możliwe, zagrożone będą również rosyjskie szyby naftowe.

W tym miejscu zwykle pojawia się jedno słowo - „Azja”. Jak nie Europa, która przecież i tak wymiera, to Azja która staje się centrum grawitacyjnym świata, będzie odbierać rosyjski eksport. Problem, w tym, jak zauważa analityk Carnegie Endowment, że kraje takie jak Indie, czy Chiny same są eksporterami produktów naftowych, i stanowią dla Moskwy konkurencję.

Jaki los czeka zatem rosyjski budżet? Krutikhin uważa, że Moskwa musi liczyć się z utratą połowy wpływów ze sprzedaży ropy. Ponadto biorąc pod uwagę zanikający eksport gazu do Europy i brak szans na gwałtowny wzrost sprzedaży do Chin i Indii, bardzo ogólne szacunki zdają się sugerować utratę 30% całości, wpływów budżetowych.

30% wpływów budżetowych. Czy to w ogóle realne?

Jak akurat dobrze się składa, Moskwa niedawno przedstawiła swój plan budżetowy na 2023, pojawiły się także wyniki za pierwszy miesiąc obecnego roku. Przyjrzyjmy się tym liczbom.

Zgodnie z rosyjskim planem budżetowym na obecny 2023 rok wydatki budżetu federalnego mają wynieść jakieś 409 miliardów dolarów, natomiast dochody ok 368 miliardów. Zatem deficyt miałby wynieść 41 miliardów, zdrowe 2% PKB - zważywszy na uwarunkowania międzynarodowe w jakich znajduje się Federacja Rosyjska. Plan miał zwiastować poprawę po 57 miliardach deficytu na koniec 2022 roku.

Gdzie tu zatem 30% dziura, o której mówi Krutikhin? Zerknijmy na sprawozdanie finansowe za pierwszy miesiąc tego roku. Tu wiele się wyjaśnia.

W porównaniu ze styczniem zeszłego roku przychody spadły o 35% do 19 miliardów dolarów, natomiast wydatki wzrosły o nimal 60% do 44 miliardów dolarów. Dziura budżetowa wyniosła zatem 25 miliardów, tylko w styczniu. Czyli w pierwszym miesiącu tego roku Moskwa osiągnęła 60% deficytu zakładanego na cały rok.

Ekstrapolowanie tej liczby na cały rok nie jest być może najrozsądniejszym rozwiązaniem. Zbyt wiele zmiennych i nieoczekiwanych wydarzeń może mieć miejsce by ufać tak liniowym predykcjom. Niemniej te liczby dobrze ilustrują skalę problemu z jakim mierzy się Moskwa. Bowiem przy zachowaniu trendu ze stycznia. Dziura na koniec tego roku wyniesie…300 miliardów dolarów.

Wg. utraty 30% dochodów wspomnianych przez Krutikhina, wyniosłyby one nie 368 miliardów zakładanych przez plan budżetowy, lecz 257 miliardów. Zatem tylko z tego tytułu deficyt rośnie do 152 miliardów. Ale nawet te 152 miliardy w ujęciu rocznym to tylko połowa dziury z trendu styczniowego. Co z drugą połową? Pogrążony w wojnie kraj nie tylko mniej zarabia, ale i więcej wydaje. I tak, w zależności od źródeł, wojna kosztuje Rosję od 130 miliardów dolarów wg źródeł rosyjskich, do 328 miliardów wg źródeł amerykańskich. I tu jest pies pogrzebany.

Jednakże na początku materiału padła jeszcze jedna wielka liczba - blisko $650 miliardów dolarów rosyjskich rezerw walutowych i złota, które miały być zabezpieczeniem na najczarniejszy scenariusz, który jak pokazują przytoczone dane, właśnie się realizuje.

Problem w tym, że z tej kwoty Moskwa obecnie dostępne ma jedynie 100-150 miliardów dolarów. Jak to możliwe?

Po pierwsze należy pamiętać, że jakieś 80% rezerw - ok. 500 miliardów dolarów stanowiły rezerwy walutowe, natomiast 20% - 130 miliardów to rezerwy w złocie. Niedługo po inwazji decyzją Stanów Zjednoczonych zamrożonych zostało ponad 60% rezerw walutowych o wartości około 320 miliardów dolarów. Pozostały zatem aktywa o wartości ok. 180 miliardów dolarów, w większości w chińskim yuanie. Z tej puli Moskwa w ciągu ostatniego roku zdążyła już przejeść od 60 do 100 miliardów. W efekcie zostaje jakieś 80-120 miliardów płynnych aktywów. W dalszym ciągu zostaje jeszcze 130 miliardów w złocie, ale jego sprzedaż jest wyjątkowo trudna i Kreml musiałby to robić po bardzo dużym rabacie. W rekordowym zeszłym roku rządy całego świata kupiły złoto o wartości $70 miliardów, a zatem o połowie wartości rosyjskiego skarbca.

Warto zauważyć również, że w lipcu 2022 roku rosyjska Duma Państwowa utajniła informacje o rezerwach i dane, które dostajemy mogą być równie dobrze przez Rosjan zawyżane.

Surowce i rezerwy to jedne z najważniejszych zmiennych. Jednak, obok tego, Moskwa doświadcza wielu pomniejszych załamań, które nałożone na siebie również mocno rezonują na kondycję finansową kraju. By wymienić tylko kilka - należy wspomnieć o wyjeździe 1-3 milionów obywateli z kraju i zaprzęgniecie setek tysięcy młodych mężczyzn - motoru zdrowej gospodarki - w aktywność nie przynoszącą żadnej ekonomicznej korzyści tj. w walkę na froncie i śmierć. Co najmniej 100 tysięcy z nich już nie żyje.

Ponadto Moskwa intensywnie inwestuje w sztuczne utrzymanie kursu rubla. Rubel po początkowym, powojennym załamaniu umocnił się. Jednak rubel stał się silny dzięki pompowaniu w jego stabilizację morza pieniędzy, a także przez drakońskie kontrole walutowe i spadek importu. Gruntownie utrudniona została jego wypłata i przewalutowanie. Największy rosyjski bank - Sberbank zamknął w zeszłym roku 783 placówki, włączając w to inne banki można bezpiecznie założyć, że zamknięto grubo ponad 1000 oddziałów banków na terenie całego kraju. Jednak nawet mimo tych działań szacuje się, że w zeszłym roku odpłynęło z Rosji jakieś $250 miliardów dolarów.

Weźmy nawet optymistyczne dane, którymi chwali się Kreml według których gospodarka Rosji miała się skurczyć tylko o 2.1%. Ten wskaźnik uwzględnia wszystko, w tym drastyczny wzrost wydatków na zbrojenia. Świeżo wyprodukowany czołg wysłany na front i natychmiastowo zniszczony przez Ukraińców dalej liczony jest jako wzrost produktu krajowego brutto.

Właśnie dlatego znacznie lepszym działaniem jest obserwacja wskaźników stanowiących o podstawie rosyjskiej gospodarki - tych dotyczących ropy i gazu, których wpływ na rosyjski budżet sięga nawet 60%. Choć dla uczciwości należy zaznaczyć, że pojawiają się głosy rosyjskich analityków, podobnie uważanych za obiektywnych, które są mniej apokaliptyczne, niż prognozy Krutikhina. Vladislav Inozemtsev, dyrektor Centre for Post-Industrial Studies, szacuje, że spadek produkcji produktów ropopochodnych sięgnie nie 57%, ale na relatywnie łagodne 12-14% względem poziomów z 2021 roku. Inozemtsev, uważa spadek rzędu 50% za niezwykle mało prawdopodobny, bo nigdy wcześniej Rosja, czy wcześniej ZSRR nie doświadczyła takiego spadku nawet między 1988-1998 rokiem. Z drugiej strony jednak od 1945 roku, Rosja nie toczyła wojny kinetycznej takiego kalibru.

Aczkolwiek pewnym jest, że rosyjski eksport czeka zjawisko jeszcze większej prymitywizacji, a zatem skupienie się na nieprzetworzonym, zatem tańszym, produkcie. Co jeszcze może robić Moskwa by niwelować skutki nadchodzących problemów? W praktyce może zrobić tylko jedno - podnosić podatki. Z jednej strony podwyższyć je firmom paliwowym, z drugiej obciążać własne społeczeństwo m.in. wzrostem cen paliw na stacjach.

Inzomtsev mimo, że pozostaje większym optymistą w perspektywie krótko-średnio terminowej, zgadza się z Krutikhinem co do perspektyw długoterminowych. W perspektywie 10 do 20 lat obaj prognozują niemal całkowity upadek rosyjskiego sektora naftowego, o ile ten nie przejdzie gruntownej modernizacji.

Od lat 2000 rosyjski przemysł wydobywczy wykazuje dramatyczną potrzebę modernizacji, jako że udział surowców ciężkich do wydobycia systematycznie rósł. Jeszcze przed wojną, w 2021 roku, minister energii Federacji Rosyjskiej Pavel Sorokin mówił, że do roku 2030 niemal cała rosyjska ropa będzie z gatunku “ciężkich do wydobycia”. Krutikhin szacuje, że w 2035 roku jedynie 30% rosyjskich złóż będzie z gatunku opłacalnych do wydobycia. Dlatego celem Moskwy w ostatnich kilku, przedwojennych, latach miała być intensyfikacja poszukiwań nowych złóż i otwieranie nowych pól wydobywczych, włączając te na szelfie arktycznym. Temat ten, nie pierwszy raz został potraktowany po macoszemu, jako że ważniejsze było przygotowywanie państwa pod nadchodzącą wojnę m.in. poprzez budowanie rezerw walutowych. Niechybnie wielki udział miała również wszechogarniająca korupcja i budowanie majątków poszczególnych oligarchów.

Czym są surowce „ciężkie do wydobycia”? Rosyjskie ministerstwo zasobów naturalnych definiuje je jako rezerwy: „trudne do wydobycia, których opłacalne (zyskowne) zagospodarowanie może nastąpić jedynie przy użyciu metod i technologii wymagających zwiększonych nakładów kapitałowych i kosztów operacyjnych w porównaniu z tradycyjnie stosowanymi metodami”

Dwa kluczowe słowa: kapitał i technologia. Kapitał w ekspresowym tempie opuszcza Federację Rosyjską. Choć to paradoksalnie mniejszy problem. Znacznie ważniejsza jest technologia, a właściwie jej brak. Rosjanie do utrzymania i co ważniejsze rozwoju własnego sektora wydobywczego Moskwa potrzebują zachodnich specjalistów i zachodniej technologii. Przy obecnych uwarunkowaniach geopolitycznych i trwającej wojnie nie ma szans na ich zaangażowanie. Modernizacyjny pociąg już odjechał. Zatem jak pisze Inzomtsev „katastrofa rosyjskiego przemysłu naftowego jest bardzo prawdopodobna, być może nie tu i teraz, ale w perspektywie 7-12 lat”.

Czas pokaże czy rosyjski przemysł surowcowy załamie się szybciej i drastyczniej, tak jak przewiduje to Krutikhin, czy wolniej jak widzi to Inozemtsev. Jednak w obu przypadkach najważniejsza część rosyjskiego budżetu skazana jest upadek i niezależnie jak mocno Kreml będzie pudrował rzeczywistość, ta prędzej czy później objawi się z pełną mocą.

Ostatecznym argumentem przemawiającym za sprawą rosyjską jest znacznie bardziej druzgocący upadek gospodarki wroga Moskwy - Ukrainy, która tylko w ostatnim roku skurczyła się o jedną trzecią. To prawda. Z tej perspektywy wrażliwość Kijowa jest znacznie większa nawet niż Moskwy. Wszystko zależy od woli Zachodu, by utrzymać Ukrainę przy życiu. Jednak nic nie wskazuje na to, by ta wola miała w najbliższym czasie wyparować, a trwałość gospodarcza Rosji nijak ma się do trwałości gospodarczej wspieranej przez Zachód Ukrainy. A kiedy prowadzi się długą wojnę, na końcu liczy się tylko jedno - pieniądze.

Źródła:

https://ridl.io/russian-oil-after-the-embargo/
https://neftegaz.ru/news/gas/710997-p-sorokin-na-gorizonte-10-let-pochti-vsya-neft-budet-trudnoizvlekaemoy/
https://neftegaz.ru/tech-library/geologiya-poleznykh-iskopaemykh/147767-trudnoizvlekaemye-zapasy-nefti-triz/
https://newizv.ru/news/2023-01-10/mihail-krutihin-padenie-neftedobychi-budet-gorazdo-bolshe-chem-govoryat-vsluh-393095
https://republic.ru/posts/107175?fbclid=IwAR2zBsG_XZCwVvvgy9lfSaEV7cAnoF3oYH2uevgqkX-ciHnwmR95wmgrcMM
https://www.washingtonpost.com/world/2023/01/18/sanctions-russia-fail-work-economy-expectations/
https://www.consilium.europa.eu/en/infographics/impact-sanctions-russian-economy/
https://ekonomiarosji.pl/2023/02/07/prawdziwa-twarz-rosyjskiego-budzetu/
https://www.foreignaffairs.com/russian-federation/sanctions-russia-are-working
https://www.telegraph.co.uk/business/2023/01/20/russia-faces-incredible-poverty-warns-ex-imf-chief/
https://www.golosameriki.com/a/embargo-on-petroleum-products/6941169.html
https://republic.ru/posts/107167
https://tass.ru/ekonomika/16922845