- Hubert Walas
Odsiecz koalicji. 1600 sztuk sprzętu od Aliantów dla Ukrainy.
Za miesiąc minie rok od rosyjskiego ataku na Ukrainę. Ostatnie 11 miesięcy to czas heroicznej walki Ukraińców, wspartych przez kolektywny wysiłek państw NATO przekazujących Kijowowi niezbędne uzbrojenie. Skala i forma tej pomocy rosła razem z potrzebami Kijowa. Kolejna konferencja “koalicji chętnych” z Ramstein, to następny ważny moment definiujący losy tej wojny. Czy nastąpił przełom? Na co mogą liczyć Ukraińcy?
Jeszcze przed wojną przewidujący jej wybuch Amerykanie i Brytyjczycy zaczęli masowo dostarczać na Ukrainę wyrzutnie Javelin i NLAW, które miały dewastujący wpływ w pierwszych dniach wojny. Całe kolumny rosyjskiego ciężkiego sprzętu jadące głównymi drogami były niszczone przez zachodnią broń przeciwczołgową.
Niemniej wojna szybko ewoluuje. Rosyjskie dowództwo zmieniło taktykę wojenną wykorzystując własną dominację siły ognia. I tak na czoło wysunęła się artyleria. Kreml posiadajac potężną przewagę w systemach artyleryjskich zaczął zasypywać ukraińskie pozycje morzem pocisków. Zachód zareagował wówczas wysyłką zaawansowanych, NATOwskich systemów artyleryjskich. Mobilne francuskie Ceasary, polskie Kraby, niemieckie Panzerhaubitze, brytyjskie i norweskie M109, a także ciągnione amerykańskie M777 stanowiły konwencjonalną odpowiedź na ostrzał Rosjan. Niemniej największy wpływ, i jeden z technologicznych game changerów tej wojny, wywarła artyleria rakietowa HIMARS. Finalnie Ukraińcy dostali ich niespełna 40, jednak ich precyzyjny ostrzał zza zasięgu systemów rosyjskich wywarł potężne piętno na siłach agresora. Niszcząc rosyjską logistykę, składy broni, amunicji, mosty, HIMARSy bardzo efektywnie i stopniowo degradowały przewagę sił Kremla. Równolegle rozpoczęła się dostawa pierwszych wozów opancerzonych m.in. M113, które przekazało wiele państw, a także przekazana przez Polskę potężna partia czołgów T-72, których Warszawa oficjalnie dostarczyła 260, a nieoficjalnie ponad 300. 60 kolejnych dorzucili Czesi i Słoweńcy. Tak dozbrojona Ukraina, która przypomnijmy przejęła również setki sztuk rosyjskiego sprzętu, wykorzystała logistyczną zapaść Rosji i dokonała dwóch wielkich kontrofensyw - pod Charkowem i Chersoniem. Wcześniej jeszcze zmuszając Rosjan do wycofania się spod Kijowa i Czernihowa.
Kreml znowu próbował dostosować taktykę do niekorzystnych rozstrzygnięć na froncie. Na czele wojsk stanął syryjski kat generał Surovikin. Podjęto także dwie decyzje strategiczne. Pierwsza dotyczyła mobilizacji 300 000 poborowych, której Putin na początku wojny obiecywał, że nie zrobi. Druga decydowała o rozpoczęciu zmasowanych ataków rakietowych na cywilną infrastrukturę Ukrainy m.in. wspierając się irańskimi dronami - przede wszystkich biorąc na cel obiekty energetyczne. Moskwa chciała zamrozić Ukraińców, w najlepszym wypadku oczekując ich obrócenia się przeciw władzom kijowskim, lub przynajmniej doprowadzając do kolejnej fali masowej migracji na Zachód. Żaden z tych scenariuszy się nie ziścił - Ukraińcy po raz kolejny pokazali, że jest to wojna całego narodu, którą podejmował każdy w zaciszu swojego domu, często wychłodzonego i ciemnego. Reakcja Rosji na wytrwałość Ukraińców była przewidywalna - więcej śmierci. Ataki wymierzone w bloki mieszkalne to kolejne przejawy rosyjskiego ludobójstwa.
Tu również mogliśmy zaobserwować skrojoną reakcję Zachodu. Alianci zaczęli transferować systemy obrony przeciwlotniczej - po miesiącach obietnic pojawiły się niemieckie Gepardy i systemy IRIS-T, obiecano także dostawy systemów NASAMS i Patriot, czyli jedne z najlepszych tego typu systemów na świecie.
Dla formalności należy podkreślić, że istnieje hierarchia darczyńców - gdzie zdecydowanym liderem są Stany Zjednoczone, za nimi są kraje takie jak Wielka Brytania i Polska, dalej Niemcy, Francja, Szwecja, Finlandia, Czechy i Państwa Bałtyckie. Komplementy lub krytyka, która spada na poszczególne kraje NATO jest ściśle związaną z potencjałem militarno-ekonomicznym danego państwa i jego wsparciem per capita. I tak ciężko wymagać od bałtyckej trójki, czy Polski by robiły dla Ukrainy więcej, niz robią to teraz. Niemcy natomiast mimo pojedycznych dostaw Gepardów, systemów Iris-T, czy M270, spotykają się z głęboką krytyką z racji swojego statusu potęgi ekonomicznej - przypomnijmy to 4 gospodarka świata i prężny przemysł militarny, a także z racji bliskości geograficznej do Ukrainy.
Niemniej, ogólnie można zauważyć, że pomoc militarna Zachodu była za każdym razem skrojona pod aktualne potrzeby Ukraińców. Jak można to oceniać? Z jednej strony pozytywnie, bo żaden z krajów nie ma oficjalnych zobowiązań sojuszniczych wobec Kijowa, a zachodnie dostawy to kluczowy czynnik dla obrony ukraińskiej niepodległości. Z drugiej strony, za każdym razem skrupulatnie kalibrowana zachodnia pomoc, to często absolutne minimum by pomóc Ukraińcom przetrwać. NATO i sojusznicy mieli i mają potencjał by znacznie szerzej otworzyć przed Ukrainą swoja wrota potencjału militarnego, jednak z różnych przyczyn tego nie robią. Mimo wielu pacyfistycznych argumentów o nieeskalowaniu lub ograniczeniu dostaw z uwagi na trudną sytuację ekonomiczną, należy pamiętać, że ze strategicznego punktu widzenia Ukraina robi za NATO robotę najczarniejszą z możliwych. Przede wszystkim przelewa swoją krew za własną niepodległość, niemniej również za porządek światowy, który sprzyja krajom sojuszniczym. Gdyby Kijów i Ukraina padła ów porządek byłby bardzo zagrożony. Tym samym, w potężnych tarapatach byłoby także bezpieczeństwo i zamożność, którym Zachód cieszy się od lat. Ten model społeczny podtrzymują dzisiaj Ukraińcy. Oczywiście walczą w pierwszej kolejności o swój kraj, ale ta konwergencja interesów jest oczywista i powinna być odzwierciedlona w większych dostawach uzbrojenia na Ukrainę.
Tym bardziej, że Rosjanom, po wielu próbach zmiany taktyki, masowej degradacji sprzętu oraz wgryzających się w trzewia sankcjach, do dyspozycji zostają coraz bardziej prymitywne metody walki. Kolejne fale rosyjskiej mobilizacji to najpewniej tylko kwestia czasu. Celem jest przejście po Ukraińcach na trupach własnych żołnierzy, a zatem wdrożenie taktyki doskonale znana Kremlowi od setek lat. Już teraz Ukraińcy spod Soledaru, czy Bakhmutu donoszą o wysyłaniu rosyjskich żołnierzy na pewną śmierć przez własnych dowódców. Niemniej, mimo że mamy XXI wiek i samoloty 5 generacji, artylerię, która z 300 kilometrów trafia w cel z dokładnością do metra, czy rozpoznanie dronowe i satelitarne, taka taktyka może być skuteczna.
Nawet odkładając na bok przesłanki moralne, które jak twierdzą niektórzy w geopolityce nie mają racji bytu, taki scenariusz nie jest w rdzeniowym interesie większości państw NATO.
Wydarzenia z Ramstein z 20 stycznia 2023 roku miały być finalnym przejawem tej nieodpartej konkluzji. Czy takim było? I tak i nie.
20 stycznia odbyła się trzecia konferencja państw NATO i sojuszników sprawy ukraińskiej. Dwie poprzednie konferencje przyniosły znaczący wzrost pomocy militarnej, ale trzecia konferencja znacząco przebiła wcześniejsze. Spotkanie w Ramstein może być jednym z najważniejszych momentów tej wojny, jednak drastyczny przełom, którego spodziewało się wielu nie nastąpił.
Linię podziału wyznaczył sprzęt, którego Ukraińcy potrzebują najbardziej. Zachodnich czołgów.
Już przed rozpoczęciem konferencji obserwatorzy i opinia publiczna rozgrzana była tematem czołgów zachodniej produkcji, które w końcu Ukraina miała dostać. Pierwszy impas przełamał Londyn obecując przekazanie 14 czołgów własnej produkcji Challanger 2. Niemniej, o ile jest to wsparcie godne pochwały, tak długofalowo główny faworyt na główny czołg sił zbrojnych Ukrainy do odzyskania straconego terytorium jest tylko jeden - niemiecki Leopard 2. Jest to najpowszechniej używany w Europie współczesny czołg, którego liczba na starym kontynencie liczona jest w tysiącach. Europa dysponuje odpowiednimi ilościami, jak i zapleczem logistycznym by uczynić Leopardy głównym narzędziem obrony ukraińskiej niepodległości. Z racji kraju pochodzenia czołgu, wzrok zatem skierowany był tylko w jednym kierunku - na Niemczech. Berlin od dłuższego czasu zaznaczał, że nie może przekazać Ukrainie zalegających w magazynach Leopardów starszych wersji, z racji ostrożności, braku eskalacji oraz podobnych synonimów. W sierpniu zeszłego roku nieoficjalnie nie chciał również zezwolić na transfer hiszpańskich Leopardów na Ukrainę. Madryt planował przekazać czołgi Kijowowi, ale szybko wycofał swoją ofertę. W ostatnim czasie, znajdując się pod rosnącą presją Niemcy nieoficjalnie zadeklarowali, ze rozważą wysłanie Leopardów dopiero wtedy, gdy Amerykanie wyślą swoje czołgi Abrams. Waszyngton natomiast odpowiada, że Abramsy jeżdżą na paliwie rakietowym, natomiast Leopardy na dieslu, To w połączeniu z ich powszechnością użycia w Europie i zapleczem logistycznym czyni z Leopardów znacznie lepszy zasób dla Ukrainy.
W konsekwencji całego zamieszania, jeszcze przed konferencją w Ramstein, przed szereg wyszła Polska deklarując transfer kompanii własnych czołgów Leopard 2. Warszawa ustami swoich polityków stwierdziła nawet, że zrobi to ze zgodą Berlina, lub bez niej. Naraża się w ten sposób na pogwałcenie zapisów kontraktowych, jednak ich znaczenie blednie przy wadze całego zamieszania. Jeśli do nieautoryzowanego transferu w końcu dojdzie niemiecki przemysł może nałożyć na Polaków kary kontraktowe, jednak ich koszt to promil ceny strat wizerunkowych Niemiec, który mogą być liczone w miliardach euro. Kanclerz Scholz przewidując niezadowolenie swojego przemysłu zbrojeniowego, który na pewno straci wiele kontraktów, wcześniej obiecał inwestycje w armię na poziomie 100 miliardów euro. Niemożliwe do oszacowania są natomiast wizerunkowe szkody Berlina w oczach reszty krajów Europy i Ukrainy. Ciężko jest nie postrzegać postawy Niemiec, jako wspierającej obecny status quo, z uwzględnieniem obecnej linii podziału Ukrainy. Jest tak, ponieważ bez poważnego niemieckiego wsparcia, i bez Leopardów, sprzyjający Rosji pat na froncie jest coraz bardziej realny. Berlin zdaje się uważać, że całkowite zwycięstwo Ukrainy i całkowita porażka Rosji jest potencjalnym zagrożeniem dla długofalowej, geopolitycznej wagi Niemiec.
Po informacji o przekazaniu czołgów przez Polskę, również Czechy i Słowacja oświadczyły, że są skłonne przekazać na Ukrainę 30 czołgów Leopard, które wcześniej dostały od Niemiec. W podobnym tonie wypowiadali się przedstawiciele Finlandii.
W końcu nadeszło długo wyczekiwane Ramstein. Jednak, ten kto liczył na drastyczny przełom, mógł się rozczarować. Nowy niemiecki minister obrony Boris Pistorius szybko oświadczył, że porozumienie ws. Leopardów nie zostało osiągnięte, a “wiele krajów NATO wciąż ma obiekcje”. Niemiec nie zaznaczył o jakie kraje chodzi. Deklaratywnie tylko Niemcy i Węgry dawały sygnały, że nie chcą takiego ruchu.
Zatem z jednej strony Ramstein rozczarowało i było wyrazem największego podziału wewnątrz NATO od początku wojny, niezależnie od dyplomatycznej kurtuazji polityków.
Niemniej z drugiej strony Ramstein i dni konferencję poprzedzające przyniosły falę zobowiązań militarnych, których skala zdecydowanie przebija poprzednie. To kulminacja działań koalicji chętnych. Ukraina dotychczas nie otrzymała, aż tak dużego pakietu ciężkiego sprzętu. Przyjrzyjmy się temu z bliska.
Zacznijmy od czołgów.
Nagłówki skradło 14 brytyjskich Challangerów i 14 polskich Leopardów, które jednak dalej nie zostały potwierdzone. Niemniej bardziej istotna jest informacja o przekazaniu 90 czeskich czołgów T72, za które zapłacili Amerykanie i Holendrzy, a także bliżej nieokreślona liczba kolejnych polskich T-72. Eksperci szacują tę liczbę na ok 100-150 sztuk. Całość dopełniają francuskie AMX-10RC w liczbie kilkudziesięciu sztuk. Militarni puryści będą się sprzeczać, że to nie jest czołg, wiec nazwijmy go lekkim czołgiem. Niemniej ogólnie mamy od 250-300 czołgów.
Ponadto Kijów dostanie co najmniej 100 sztuk mobilnej artylerii lufowej - z czego trzeba podkreślić 19 sztuk Caesarów, przekazanych przez Danię. To wszystkie Caesary, które posiada Kopenhaga w swoim aresnale. Na Ukrainie po raz pierwszy pojadą się również szwedzkie Archery w liczbie 12 sztuk, opisywane jako najlepsze na świecie. Skład uzupełniają brytyjskie AS90, amerykańskie M109, czy słowackie Dany przekazane przez kraje skandynawskie. Kijów dostanie także kolejną setkę artylerii holowanej, głównie z USA i Estonii
Wielkim impulsem jest kolejna pozycja - wszelkiej maści wozy opancerzone. Łączna zadeklarowana ich ilość przekracza uwaga 1600 sztuk. Tu dominują anglosasi. Brytyjczycy przekażą 200 wozów opancerzonych Bulldog, Kanadyjczycy 200 wozów Senator, natomiast Amerykanie 100 pojazdów M113, 109 wozów Bradley, 250 wozów M1117, 90 wozów Styker, 500 HMMWVs i 100 wozów MRAP. Do tego dochodzą francuskie Bastiony, niemieckie Mardery i szwedzkie CV90 łącznie w liczbie 110 sztuk.
Całość uzupełniają nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej - NASAMS, Patriot i Avenger, helikoptery od Litwy i Łotwy i amunicja, na kolejne miesiące walk. W tym rakiety GLSDB o zasięgu 150km. Ponadto jasnym jest, że nie o wszystkim wiemy. Przykładowo kolejny pakiet pomocowy Finlandii wart jest ponad 400 milionów euro, co może obejmować wiele nowoczesnych sprzętów różnego typu.
Ogółem mamy do czynienia z ogromną wartością bojową, lecz dalej jest to pomoc skrupulatnie kalibrowana. Dwie kluczowe pozycje tj. zachodnie czołgi i samoloty bojowe wciąż są zablokowane. Ale i na tej blokadzie widać pęknięcia. Niemiecki minister obrony zlecił inwntaryzację własnych Leopardów, sugerując przygotowania pod wysyłkę, gdyby taka decyzja nadeszła. Natomiast Holendrzy są gotowi rozmawiać o przekazaniu F-16.
Podsumowując można powiedzieć, NATO dalej pozostaje mocno zobowiązane by bronić Ukrainy, “jak długo to potrwa” jak mówi Sekretarz Obrony Lloyd Austin, z drugiej dalej nie decyduje się na wzniesienie ukraińskiego wsparcia na wyższy poziom. Wiosna przyniesie kolejne ważne wydarzenia. Wielu spodziewa się rosyjskiej ofensywy. Setki zachodniego sprzętu na pewno pomogą Ukraińcom się bronić, czy jednak pozwolą na sformowanie nowych jednostek do wypierania agresora z kraju? Również nie jest to wykluczone. Podsumowujący konferencję minister obrony Ukrainy Oleksi Reznikov powiedział, że Ukraina jest zadowolona z poziomu pomocy, i nie cała pomoc została ogłoszona publicznie.