Wybory USA 2020

Wybory w Stanach Zjednoczonych są tuż za rogiem, a napięcie rośnie z każdym dniem. Obie strony określiły zwycięstwo drugiej strony jako egzystencjalne zagrożenie dla narodu i obie strony wydają się być gotowe do zakwestionowania wyników, jeśli wynik będzie niejasny. Jakie czynniki mogą zmienić przebieg wyborów w okresie poprzedzającym głosowanie? Czy w przypadku oddania wielu głosów drogą pocztową wybory mogą zostać podważone? Jakie mogą być następstwa geopolityczne?

Droga do wyborów

Na pierwszy rzut oka sprawy nie wyglądają dobrze dla prezydenta Trumpa. Gospodarka zwolniła, pandemia szaleje, a na ulicach panują niepokoje społeczne. Jednak, 2016 rok przestrzega, przed zbyt pochopnymi wnioskami. W prognozach, Hillary Clinton miała 95% szans na wygraną, jednak to Trump odniósł zaskakujące zwycięstwo. Chociaż teraz szanse na jego triumf są mniejsze, to dalej taki scenariusz może powtórzyć się w listopadzie. Z jednej strony, Joe Biden prowadzi w każdym „niepewnym” stanie - czyli takim w którym liczba zwolenników obu obozów jest mniej więcej równa. Ocena Trumpa w kluczowych kwestiach spada, zaledwie 42% aprobuje jego odpowiedź na koronawirusa i tylko 18% uważa, że ​przemoc podczas protestów zmniejszy się jeśli Trump zostanie ponownie wybrany - w porównaniu z 43% Bidena. Z drugiej strony, 51% ankietowanych uznało, za odpowiedni sposób w jaki Trump radzi sobie z gospodarką. Co więcej, przewaga Joe Bidena jest zasadniczo bardzo wrażliwa: 56% wyborców Bidena popiera go tylko dlatego, że nie jest Trumpem. Brak motywującego przesłania dla Demokratów jest fundamentalną słabością. Oparcie się na nastrojach antytrumpowych być może wystarczy, ale Demokraci tak nie pomagają tym sobie. Co więcej Biden nie prowadzi kampanii naziemnej niepewnym stanie Michigan, decydując się wyłącznie na kampanię cyfrową. Hillary Clinton postąpiła podobnie w 2016 r. i przegrała walkę o ten stan.

Dzikie karty

Jednak oprócz podstawowych kwestii związanych z pandemią, gospodarką i protestami, o wyborach mogą potencjalnie zadecydować 3 czynniki.

Pierwszym jest wakat sędziego Sądu Najwyższego. Trump powołał do Sądu Najwyższego konserwatywną kandydatkę, która mógłby zmobilizować bazę Republikanów. Jednak sprawa Sądu Najwyższego jest bardziej egzystencjalna dla Demokratów niż dla Republikanów. Jeśli kandydatka Trumpa do Sądu Najwyższego nie zostanie uznana, sąd nadal będzie konserwatywny w stosunku 5-4, ale jeśli Trump odniesie sukces, sąd będzie miał konserwatywną wyższość 6-3, skazując liberałów na dekady nieistotności w Sądzie Najwyższym. Nic więc dziwnego, że po śmierci liberalnej sędziny Ruth Bader Ginsburg Demokraci zebrali 250 milionów dolarów w ciągu jednego tygodnia, w porównaniu do zaledwie 400 milionów dolarów w całym sierpniu. Co więcej, udział Demokratów, którzy uważali Sąd Najwyższy za bardzo ważny w decydowaniu o głosowaniu, wzrósł z 48 do 60%, w porównaniu do wzrostu z 50 do 54% w przypadku Republikanów. Innymi słowy, sprawa jest bardziej motywująca dla Demokratów.

Drugim jest, kwestia pozytywnego wyniku testu na koronawirusa prezydenta Trumpa. Chociaż niektórzy spekulowali, że chorowity prezydent może wzbudzić współczucie, liczby mówią co innego. 65% wyborców uważa, że Trump nie zostałby zarażony koronawirusem, gdyby poważnie potraktował pandemię. Infekcja Trumpa uwydatniła porażkę jego podejścia do koronawirusa i wysunęła pandemię na pierwszy plan. Jest to kwestia, która przyczyniła się do sondażowego spadku republikańskiego kandydata.

Po trzecie, podważana jest sama wiarygodność wyborów. Z jednej strony Trump twierdzi, że karty do głosowania wysyłane pocztą otwierają możliwość oszustwa, deklarując, że wybory zostaną w ten sposób sfałszowane. Jednak stany takie jak Oregon głosują w 100% za pośrednictwem poczty od 1998 r. - ciągu 22 lat było tylko tam 14 przypadków oszustw na 1,5 miliona oddanych do głosowania. Niemniej jednak prawdą jest, że stany wdrażające tę politykę dopiero w tym roku stanęły przed poważnymi wyzwaniami logistycznymi. W niepewnym stanie Ohio 50 000 wyborców otrzymało pocztą niewłaściwe karty do głosowania. Chociaż zostało to poprawione, tylko wzmacnia strach przed sfałszowanymi wyborami. Z drugiej strony Demokraci wskazywali na taktyki supresji wyborców stosowane przez Republikanów. Jedną z takich taktyk jest zamykanie lokali wyborczych. Na przykład w Kentucky 95% lokali wyborczych zostało zamkniętych, rozmieszczonych nieproporcjonalnie na obszarach miejskich, które skłaniają się w stronę Demokratów. To pozostawiło miasto Louisville, które ma ponad 600 000 zarejestrowanych wyborców, z jednym lokalem wyborczym i niezliczoną ilością osób uderzających w jego drzwi, jako że nie mieli szansy głosować. Podczas gdy w stanie Georgia ponad 200 000 osób zostało niesłusznie usuniętych z listy wyborców, również nieproporcjonalnie na obszarach o demokratycznych preferencjach politycznych. Do tego dochodzą środki podjęte przez generalnego poczmistrza Stanów Zjednoczonych, aby podważyć głosowanie korespondencyjne.

Oznacza to, że chociaż Biden prowadzi, kilkaset tysięcy głosów może mieć znaczenie w kluczowych, niepewnych stanach. Co więcej, Biden może wygrać wybory ponad 5 milionami głosów, ale nadal przegrać. Kiedy Trump z jednej strony kwestionuje legalność głosowania pocztowego, a Demokraci z drugiej wskazują na tłumienie wyborców, obie strony są przygotowane aby nie zaakceptować wyników wyborów. Prowadzi nas to do niestabilnej sytuacji dnia wyborczego.

Czerwony miraż

Omawiany wcześniej scenariusz czerwonego mirażu dnia wyborów wygląda następująco. Demokraci są dwa razy bardziej skłonni do głosowania korespondencyjnego niż Republikanie. 67% osób planujących głosowanie korespondencyjne to Demokraci. Liczenie kart do głosowania wysyłanego pocztą trwa znacznie dłużej. Co ważne, niepewne stany Pensylwanii i Wisconsin nie zezwalają na rozpoczęcie liczenia głosów nadesłanych pocztą przed dniem wyborów, co opóźnia liczenie głosów o kilka dni. Tak więc w dniu wyborów, gdy liczone są wszystkie głosy oddane bezpośrednio, będzie się wydawać, jakby Donald Trump wygrał z miażdżącą przewagą. Trump ogłosi się zwycięzcą, zanim wszystkie listy do głosowania zostaną zliczone. Ale potem, w miarę upływu dni i liczenia głosów listowych, które są nieproporcjonalnie częściej oddane na Bidena, wybory zaczynają przechodzić na korzyść kandydata Demokratów.

Jednak na tym etapie Trump i jego zwolennicy już ogłosili zwycięstwo. Przez tygodnie poprzedzające wybory prezydent Trump kwestionował wiarygodność głosów przesłanych pocztą. Jednocześnie Hillary Clinton w ostatnim czasie przestrzegała, aby Joe Biden w żadnych okolicznościach nie poddawał wyborów. Zbierając to wszystko razem nagle otrzymujemy kwestionowane wybory. Podobnie jak w 2000 roku, zarówno sztaby Trumpa, jak i Bidena będą kwestionować wyniki wyborów w sądzie najwyższym. Jednak w przeciwieństwie do 2000 r. stanie się to na tle masowej polaryzacji i niepokojów społecznych. Ludzie wyjdą na ulice, twierdząc, że ich kandydat wygrał. A ponieważ politycy po obu stronach mają inklinacje, aby mobilizować swoich zwolenników, a nie cofać się i próbować uspokoić sytuację, sytuacja może tylko eskalować. Przykładowo w stanie Michigan udaremniono spisek terrorystów krajowych, mający na celu porwanie demokratycznej gubernator Gretchen Whitmer. W chaosie, który rozwinąłby się w spornym scenariuszu wyborczym, działania grup ekstremistycznych stałyby się jeszcze bardziej prawdopodobne. I tak nieuniknionym skutkiem takiego scenariusza będą zamieszki i masowe niepokoje społeczne.

Sporne wybory

Jeśli wyniki zostaną zakwestionowane, bitwa rozegra się w sądzie. Tu właśnie na przód wychodzi nominacja do Sądu Najwyższego. W 2000 roku konserwatywny Sąd Najwyższy zagłosował przeciwko zezwoleniu na ponowne przeliczenie, co definitywnie zadecydowało o zwycięstwie Busha. Tym razem konserwatywny Sąd Najwyższy mógłby zdecydować o wyborze na korzyść Trumpa, zwłaszcza jeśli kandydat Trumpa zostanie potwierdzony przed wyborami. Jest jednak pewien niuans w tej kwestii. Fakt. iż miejsca w Sądzie Najwyższym w większości okupują konserwatywni sędziowie powoływani przez konserwatywnego prezydenta niekoniecznie oznacza, że ​​będą orzekali na korzyść Trumpa. Sądy są dalej niezawisłe - kilku konserwatywnych sędziów orzekło na korzyść liberalnych kwestii, takich jak prawa gejów. Ale niezależnie od tego, jak potoczy się bitwa sądowa i jak rozegra się niepokój społeczny, wpływ na rynki i pozycję geopolityczną Ameryki może być tylko negatywny. Przy całym chaosie i niepewności, które towarzyszą spornym wyborom, otwiera się szansa dla geopolitycznych rywali, takich jak Chiny.

Szansa dla Chin?

Wybory odbywają się w czasie niezwykle burzliwej sytuacji wewnętrznej. Jednak 3 listopada Amerykanie zdecydują również, kto stanie w obliczu tego, co może być największym geopolitycznym wezwaniem w historii Stanów Zjednoczonych. Problemem powstrzymania Chin. Kolejne pół dekady może być kluczowe dla tej kwestii.

Donald Trump przez całą swoją kadencję słusznie postrzegał wzrost Chin jako problem, który może w przyszłości podważyć hegemonię USA. Jednak skuteczność przeciwdziałania temu zjawisku pozostaje wątpliwa. Wojna handlowa wypowiedziana Pekinowi nie zmieniła ujemnego deficytu handlowego Waszyngtonu. Ponadto zaufanie forum międzynarodowego do USA sukcesywnie spada m.in. po takich decyzjach, jak wycofanie się Waszyngtonu z WHO. Biden sprzeciwiał się temu odejściu. Z drugiej strony jego administracja najprawdopodobniej utrzyma cła nałożone przez Trumpa i będzie prowadziła politykę zmniejszania zależności USA od Chin.

Joe Biden jest również jednostronnie przeciwny chińskiemu ekspansjonizmowi. Jednak niektórzy chińscy analitycy zwracali uwagę, że kandydat Demokratów byłby wygodniejszym wyborem dla Komunistycznej Partii Chin, ponieważ administracja Trumpa jest wyjątkowo nieprzewidywalna. Biden jest prawdopodobnie osobą, z którą negocjacje mające na celu złagodzenie napiętej sytuacji na Morzu Południowochińskim miałyby większe szanse powodzenia. Jednakże idąc tym tropem, Biden, jako bardziej wprawny dyplomata, miałby również większe szanse na konsolidację świata zachodniego wobec problemu chińskiego. Każdy kij ma dwa końce.

Konkluzja

Niezależnie od tego kto zostanie prezydentem, zakwestionowane wybory oznaczają, że podważona będzie jego legitymacja i mandat do rządzenia. Będzie to miało konsekwencje dla władzy prezydenta nie tylko w kraju, ale i za granicą. Jednak nic z tego może się nie wydarzyć. Sporny scenariusz wyborczy zależy od zakończenia dnia wyborczego. Floryda, kolejny z niepewnych stanów, swoje wyniki uzyska w dniu wyborów. Jeśli Floryda wybierze Bidena, nie ma realistycznej ścieżki do zwycięstwa Trumpa, nawet jeśli tydzień później wygra on we wszystkich stanach Pasa Rdzy na północnym wschodzie, w których wygrał w 2016 r. Niemniej to, co wydarzy się w nadchodzących tygodniach, przesądzi o losie Stanów Zjednoczonych w nadchodzących latach.