Indonezja na fali.

W 2017 roku PricewaterhouseCoopers wydał raport który przewidywał, że do 2050 roku Indonezja będzie czwartą największą gospodarką świata ustępując wyłącznie Chinom, Indiom i USA. 6 lat minęło, a Dżakarta wydaje się być na dobrej drodze do sprostania tym oczekiwaniom. W 2022 roku Indonezja osiągnęła najwyższy wzrost PKB w ostatnich 9 latach. Gospodarka urosła o 5.3%. W ślad za rosnącą gospodarką rodzą się ambitne projekty - takie jak pomysł utworzenia stolicy w borneańskiej dżungli. Rozciągająca się na ponad 5000 kilometrów, de facto kontrolująca najważniejszy węzeł handlowy świata - Cieśninę Malakka, Indonezja, znajduje się także w centralnym miejscu w rywalizacji amerykańsko-chińskiej. Geografia, ale także potencjał społeczno-ekonomiczny, Dżakarty predestynuje kraj by ten odgrywał coraz ważniejszą rolę na arenie międzynarodowej. Czy Indonezyjczycy wybierają którąś ze stron? Jakie perspektywy rysują się przed krajem?

W poszukiwaniu własnej drogi

Indonezja to największe archipelagowe państwo świata, znajduje się w sercu Azji Południowo-Wschodniej. Składa się z ponad 17 000 wysp, a największe z nich Kalimantan, który jest indonezyjską częścią Borneo, a także Sumatra i Nowa Gwinea umieszczone w Europie, były w czołówce największych państw kontynentu. Cały archipelag rozciąga się na wysokość blisko 2000 i szerokość ponad 5 000 kilometrów i de facto rozdziela Ocean Indyjski od Spokojnego.

Mnogość indonezyjskich wysepek, które powstały dopiero po ustąpieniu epoki lodowcowej, po 13 tysiącleciach skutkowała rozwojem setek rodzimych grup etnicznych i językowych. Z czasem, po opanowaniu żeglugi morskiej, archipelag stał się ważnym punktem handlowym. W tym dla muzułmańskich kupców z Indii, Chin i Persji, którzy na wyspy przynieśli Islam. Dzisiaj Indonezja to największy muzułmański kraj na świecie, 87% populacji, jakieś 230 milionów ludzi deklaruje wyznanie muzułmańskie.

Wraz z początkiem ery odkryć geograficznych, indonezyjskie wyspy stały się również obiektem zainteresowania europejskich kolonizatorów. Pierwszymi Europejczykami przybyłymi na archipelag byli w 1512 roku Portugalczycy, jednak to przybyli sto lat później Holendrzy odegrali główną rolę. Przez kolejne 350 lat, najpierw pod szyldem Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, a później Holenderskich Indii Wschodnich, powiększali swoją kontrolę terytorialną nad archipelagiem. Dopiero II Wojna Światowa, japońska okupacja, a potem kapitulacja Tokio, dały nadzieje na niepodległość. Kraj zjednoczył się pod przywództwem duetu Sukarno - późniejszego, pierwszego prezydenta i Mohammada Hatty - pierwszego premiera i ogłosił niepodległość 17 sierpnia 1945 roku. W powojennych latach Holendrzy próbowali przywrócić swoje wpływy, jednak nieskutecznie. Indonezja, jako zjednoczony byt, zaczęła pisać własną historię.

Jak w przypadku każdego młodego państwa nie była to historia łatwa. Niepokoje wewnętrzne trawiły kraj, nasilał się spór z Malezją, niezmiennie wiele do powiedzenia mieli także Holendrzy, Amerykanie, Brytyjczycy, a także Sowieci, od których Sukarno w latach 50tych zaczął kupować broń. To wzmocniło wpływy komunistów, którzy zagrażali nacjonalistycznemu rządowi Sukarno i w końcu doprowadziło do puczu, o który posądzona została Komunistyczna Partia Indonezji. Został on krwawo stłumiony przez generała Suharto. Akcja odwetowa doprowadziła do masowych czystek. Zginąć w nich miało od pół miliona do dwóch milionów ludzi. Kolejny milion osób trafił do wiezień i obozów. Suharto w ten sposób skonsolidował swoją władzę, odsunął Sukarno i w sposób autorytarny rządził krajem przez kolejne 30 lat.

Dopiero azjatycki kryzys gospodarczy roku 1998 oraz masowe społeczne niezadowolenie doprowadziło do rezygnacji Suharto. Od tego momentu rozpoczyna się właściwa demokratyzacja kraju i dzisiaj Dżakarta uznawana jest za trzecią największą demokrację na świecie, po Stanach Zjednoczonych i Indiach, choć za demokrację kruchą. Od 2014 roku państwu przewodzi Joko Widodo, nazywany również Jokowi.

Rosnące ambicje

Gospodarczo, od czasu krachu roku 1998, Dżakarta notuje stabilny, średnio 5% wzrost PKB. Wykluczając Chiny i Indie, w ostatniej dekadzie, Indonezja była najszybciej rozwijającą się gospodarką wśród krajów z PKB wielkości powyżej biliona dolarów. Wyniki za zeszły 2022 rok, najlepsze w ostatnich 9 latach, potwierdzają że indonezyjska gospodarka dalej ma się dobrze.

To pozwala myśleć o ambitnych projektach. W 2019 roku świat obiegła informacja o chęci przeniesienia przez Indonezję własnej stolicy. Powodów ku tak drastycznej decyzji jest wiele. 10 miliona Dżakarta tonie - jak mówi, Jeffery Winters, profesor Northwestern University, miasto już za pięć dekad znajdzie się pod wodą. Ponadto Dżakartę nawiedzają powodzie, a mieszkańcy cierpią z powodu ciągłego zakorkowania i zanieczyszczenia powietrza i wody.

Nowa stolica - Nusantara - ma zostać wybudowana od zera na wschodnim wybrzeżu wyspy Borneo, lub raczej Kalimantan, jak Indonezyjczycy nazywają swoją część trzeciej największej wyspy świata, zaraz przy przy cieśninie makasarskiej. Największa gospodarka Azji Południowo-Wschodniej wyobraża sobie nową stolicę jako niskoemisyjny „super hub”, który będzie wspierał sektory farmaceutyczne, zdrowotne i technologiczne oraz promował wzrost poza Jawą. Ten ostatni motyw jest szczególnie istotny. Indonezja jest Jawo-centryncza - 50% gospodarki kraju znajduje się na Jawie, zamieszkuje ją 160 milionów ludzi. Kalimantan - mimo, że jest 4 razy większy, zamieszkuje tylko 14 milionów ludzi.

Sam tylko obszar metropolitalny Dżakarty - liczy ponad 30 milionów ludzi, dwa razy więcej niż cały Kalimantan. Nic dziwnego, że projekt ma też rzeszę krytyków, którzy zwracają uwagę że przeniesienie takiej metropolii wgłąb dżungli, gdzie musi powstać od nowa, to marzenie ściętej głowy. Inwestycja jest też zagrożeniem środowiskowym dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Niemniej projekt idzie do przodu. W styczniu 2022 roku parlament uchwalił ustawę o przeniesieniu stolicy z Dżakarty na Kalimantan. Inauguracja zaplanowana jest już na 2024 rok.

Kalimantan jest również ważnym obszarem wydobywczym, a gospodarka Indonezji w istocie, w dużym stopniu opiera się na eksporcie węglowodorów. Pod względem wolumenu Indonezja eksportuje najwięcej węgla na świecie. Pokaźne są również złoża gazu zimnego, szacowane na 13 na świecie i, co ważne, drugie w Azji.

Jednak perłą w koronie Dżakarty jest nikiel. Indonezja posiada największe rezerwu niklu na świecie, 22% globalnych złóż. Nikiel jest kluczowym pierwiastkiem m.in. do produkcji baterii w przemyśle samochodowym, co czyni z Indonezji kluczowego gracza w rewolucji branży automotive. Nie dziwi zatem, że Dżakarta była kluczowym eksporterem tego metalu. Była, ale już nie jest. Rząd wyczuł swoją mocną pozycję w niszy i w 2020 zakazał eksportu niklu. Cel był jasny - zmuszenie zagranicznych firm, które nie mogły sobie pozwolić na rezygnację z indonezyjskiego niklu, do procesowania metalu na miejscu i tym samym do inwestycji. Do tej pory, w ten sposób, miało udać się zapewnić inwestycje w kraju na poziomie 20 miliardów dolarów.

Niemniej to co sprawdza się w jednym przypadku nie musi być dobrym rozwiązaniem w drugim. Oprócz niklu, Indonezja jest istotnym producentem boksytu, miedzi i cyny. Rząd Widodo zachęcony sukcesem protekcjonistycznej polityki w przypadku niklu, planuje podobne rozwiązania w przypadku innych surowców. Problem w tym, że globalnie pozycja Dżakarty na rynku boksytu, cyny, czy miedzi jest znacznie słabsza, niż niklu, więc zakaz eksportu może przynieść efekt odwrotny od pożądanego.

Na podobny problem uwagę zwraca Bank Światowy. Indonezja jest 4 najludniejszym krajem świata, 16 największą gospodarką i dopiero 25 krajem świata pod kątem eksportu. Jednym słowem - Dżakarta jest zamknięta na świat. Duże bariery i taryfy handlowe hamują wewnętrzny rozwój kraju. Protekcjonistyczna polityka okazała się skuteczna w przypadku niklu, jednak w reszcie przypadków, jest bardziej hamulcem, niż ochroną.

Zakorzeniona nieufność

Ta swoista nieufność Dżakarty bardzo widoczna jest również na arenie międzynarodowej. Kraj zajmuje centralną lokaliację w miejscu, które coraz wyraźniej staje się grawitacyjnym środkiem świata. W okolicy są Indie, Chiny, Australia, za Oceanem Spokojnym Stany Zjednoczone. Istotny jest także szereg mniejszych, ale ważnych państw jak Wietnam, Filipiny, Malezja, czi Singapur - Indonezja niczym pajęcza sieć spaja cały ten region w całość.

Ta sieć ma swoje kluczowe węzły. Dżakarta sprawuje największą, de facto, kontrolę nad najważniejszym punktem handlowym na mapie świata - Cieśniną Malakka. Od północy Malakkę domyka Malezja i Singapur, jednak od południa, przez prawie 1000 kilometrów, znajduje się w indonezyjskiej strefie przybrzeżnej. Jest to najkrótsza droga morska pomiędzy Oceanem Indyjskim, a Spokojnym, i obejmuje dostawy m.in. z Afryki i Zatoki Perskiej. W tym przede wszystkim ropy naftowej, która w większości zmierza w pierwszej kolejności do Chin, a w drugiej do Japonii. Skalę znaczenia Malakki dla globalnych dostaw ropy ilustruje porównanie do dwóch innych kluczowych węzłów - Kanału Sueskiego i Panamskiego. Przez Malakkę przeprawia się 4 razy tyle ropy ile przez Suez, oraz 19 razy tyle ile przez Panamę. Ogółem cieśnina wg. różnych szacunków odpowiada za 60-70% całego światowego handlu morskiego i przez to przedstawia fundamentalne znacznie dla największego globalnego eksportera - Chin. A z racji tego uzależnienia, także rywala Pekinu - USA.

Bowiem niemal każda gra wojenna, która symuluje konflikt pomiędzy Pekinem, a Waszyngtonem zakłada blokadę Malakki przez Amerykanów. Co więcej najpewniej cały archipelag znalazłby się w centrum zainteresowania floty amerykańskiej, a oprócz Malakki blokowana byłaby również m.in. Cieśnina Sundajska, czy Makasarska. Jednym słowem Dżakarta czy tego chce, czy nie chce, znowu znalazłaby się w centrum uwagi wielkich mocarstw.

Zdając sobie sprawę z istotności własnego położenia, a także napiętych relacji na linii Chiny-Ameryka Dżakarta szuka rozwiązania w neutralności, lub braku przywiązania do żadnej ze stron. Nie jest to żadna nowość, bowiem już za czasów pierwszej zimnej wojny, na kanwie konferencji w Bandung na Jawie w 1955, rządzona przez Sukarno Indonezja podążała polityką nieangażowania się.

To podejście świetnie koresponduje z nastrojami społecznymi. Badania australijskiego Lowy Istitute pokazują, że aż 84% mieszkańców uważa, że Indonezja powinna pozostać neutralna w przypadku jakiegokolwiek konfliktu na linii USA-Chiny. 4% uważa, że Dżakarta powinna wesprzeć w potencjalnej wojnie USA, i tylko 1% sądzi, że Indonezja powinna być po stronie Chin.

Podobny parytet widać w obawach o dominację. 49% respondentów uznało, że Chiny są dla nich zagrożeniem w ciągu najbliższej dekady, niewiele mniej - 43% - powiedziało to samo o Stanach Zjednoczonych. Ogółem zaufanie do Waszyngotnu jest nieco wyższe, ale zdecydowanie dominuje nieufność względem obu mocarstw.

Zatem Indonezja Widodo roku 2023 wybiera tę samą drogę co powojenna Indonezja Sukarno, jednak tym razem wydaje się to jeszcze trudniejsze. W czasie zimnej wojny między Moskwą, a Waszyngtonem, Dżakarta znajdowała się na peryferiach systemu. Dzisiaj, przynajmniej geograficznie, stanowi jego rdzeń, a nowy pretendent - Chińska Republika Ludowa jest tuż obok. Co w takiej sytuacji robi Dżakarta?

Po pierwsze szuka schronienia pod większym parasolem. Tym dla Indonezji jest ASEAN - czyli unia polityczna i ekonomiczna 10 państw Azji Południowo-Wschodniej. Widodo zdaje sobie sprawę ze znaczenia Indonezji, jednak to znaczenie bardziej emanuje z geografii, niż twardych liczb makroekonomicznych. Indonezja, dokładając do siebie 10 gospodarek ASEAN, niemniej dalej będąc zdecydowanie największą z nich, używa grupy jako swoistego bufora i mnożnika znaczenia strategicznego.

Jak w Foreign Policy pisze Evan Laksmana z Uniwerystetu Singapurskiego:

„Koordynacja działań członków ASEAN pomogła Indonezji odmówić hegemonii w Azji Południowo-Wschodniej jakiemukolwiek wielkiemu mocarstwu podczas i po dużej części zimnej wojny. Udało się to w dużej mierze dzięki wpleceniu Stanów Zjednoczonych i Chin w sieć regionalnych instytucji ASEAN.”

Niemniej jak twierdzi analityk Uniwerystetu im. Lee Kuan Yew, ta polityka nie przystaje do wyzwań współczesnego świata. Indonezja nie chce, aby wielkie mocarstwa decydowały o jej otoczeniu, tymczasem indonezyjscy decydenci trzymają się przekonania, że ich kraj jest "wielkim narodem" i "regionalnym liderem". Nie chcą jednak, jak twierdzi Laksmana, ani brać na siebie ciężaru zarządzania regionalnym porządkiem w sposób proaktywny, ani wspierać innych regionalnych potęg w tym zakresie. Innymi słowy, Indonezja chce mieć wpływ na kształtowanie regionalnej agendy bez odpowiedzialności za jej realizację. W tym celu również używa ASEAN. Laksama uważa, że blok stał się dla Indonezji pretekstem do zrzucenia odpowiedzialności i uniknięcia zajęcia się polityką wielkich mocarstw w regionie Indo-Pacyfiku. Zamiast znaleźć sposób na rozwiązanie problemu strategicznej zależności i wrażliwości Indonezji, decydenci w Dżakarcie zadowolili się starą, pasywną taktyką - czekaniem na to, co mogą zaoferować wielkie mocarstwa.

A co oferują oba mocarstwa?

Mieć ciastko i zjeść ciastko

Perspektywa i wybór Indonezji nie jest jednowymiarowy, ale można go podsumować następująco. Jeden z nich oferuje lepsze perspektywy wzrostu ekonomicznego, jednak z drugiej strony zastrasza region i grozi narzuceniem własnych zasad w długiej perspektywie. To Chiny. Opcja numer dwa oferuje dołączenie do globalnej, istniejącej architektury bezpieczeństwa, wizja narzucenia własnej dominacji nie jest wysoce prawdopodobna, lecz perspektywy ekonomiczne i tym samym perspektywy na inwestycje i gwałtowny wzrost PKB są gorsze. To Stany Zjednoczone.

Z jednej strony Indonezja bierze udział w ćwiczeniach militarnych z USA. Ostatnia edycja ćwiczeń o nazwie Garuda Shield była rekordowa i obejmowała 3000 żołnierzy z 14 krajów.

Z drugiej strony Dżakarta korzysta z obfitej oferty inwestycyjnej Chińczyków. W 2022 roku Chiny były drugim, po Singapurze, największym inwestorem w kraju. Niemniej wliczając w to firmy z Hong Kongu - Chińczycy byliby już na szczycie. Indonezja jest również częścią osławionej Belt&Road Iniviative. Pekin również deklaruje chęć uczestnictwa w budowie nowej stolicy.

Jak przyznaje Pranay Varada z Harvardu:

Mimo że Chiny i Indonezja nie są najlepszymi przyjaciółmi, Chiny przyczyniły się do rozwoju Indonezji w stopniu, w jakim USA nie były w stanie.

W rzeczywistości Indonezja stara się odrzucać obie wizje i próbuje zachować “pragmatyczny środek” między oboma mocarstwami. Indonezja nie chce ani Pax Sinica, ani Pax Americana. Z drugiej strony Dżakarta dąży do równego zaangażowania wielkich mocarstw poprzez współpracę w różnych sektorach, uważając jednocześnie, by nie dopuścić do zbytniego zbliżenia jednego z nich kosztem drugiego.

Aczkolwiek w praktyce brak opowiedzenia się po żadnej ze stron i otworzenie się na chińskie inwestycje przychylają szalę na korzyść Chin. Pekin, podobnie jak Moskwa, jest zwolennikiem świata wielobiegunowego, zatem jawna deklaracja Dżakarty po stronie Pekinu nie jest Chińczykom do niczego potrzebna. Natomiast wzrost interakcji między Komunistyczną Partią Chin, a głównymi indonezyjskimi partiami politycznymi, a także indonezyjskimi oligarchami prowadzi do zacieśniania współpracy z Chińczykami na najwyższych szczeblach władzy. Te współzależności, w przypadku głębokiej partycypacji Pekinu przy budowie Nusantary, będą tylko rosły. Nie wiadomo, czy Chiny wykorzystają swoją rosnącą przewagę ekonomiczną, by zagrozić strategicznym interesom Indonezji. Jednak wraz z większą zależnością przychodzi większa podatność na zagrożenia. Szczególnie biorąc pod uwagę bliskość geograficzną.

Deklarowana przez Widodo oraz Indonezyjczyków neutralność jest szlachetnym podejściem. Jednak jeśli do gorącej wojny chińsko-amerykańskiej faktycznie by doszło, neutralność może przestać być opcjonalna. Indonezyjskie wyspy i cieśniny są zbyt istotne, a Dżakarta póki co nie jest wystarczająco silna by w przypadku wojny odmówić mocarstwom ingerencji w swoje wody przybrzeżne. Jeśli napięcia chińsko-amerykańskie dalej będą rosły, rosnąć będzie także presja na rząd w Dżakarcie by ten dokonał tego wyboru sam, niż miałby on zostać mu narzucony w czasie wojny.

Nie ulega jednak wątpliwości, że znaczenie Indonezji rośnie. Kraj jest siłą napędową formatów regionalnych takich jak ASEAN, czy RCEP. Ostatnio Indonezja gościła zjazd grupy G20, a Jokowi był pierwszym azjatyckim liderem, który pojawił się zarówno w Kijowie i Moskwie, próbując mediacji.

Siła Dżakarty dalej mierzona jest głównie przez pryzmat jej geografii oraz potencjału, niż twardych danych tu i teraz. Nie można zapominać także o problemach wewnętrznych - kruche instytucje, wysoki poziom nierówności gospodarczych oraz nierównomierny postęp demokratyczny i gospodarczy stanowią chwiejny fundament, na którym opierają się ambicje Indonezyjczyków. Niemniej jeśli te problemy będą systematycznie adresowane, kraj pozostanie na demokratyczniej ścieżce, a region nie pogrąży się w wojnie, istnieje duża szansa, że zapowiedzi PwC względem perspektyw Indonezji w 2050 roku, staną się rzeczywistością.