Wojna w Korei.

Niektóre szacunki wskazują, że nawet 5 mln ludzi mogło zginąć w wojnie koreańskiej z początku lat 50 XX wieku. Taki jest koszt błędnej kalkulacji - zarówno ze strony komunistycznego bloku, który poszedł na tę wojnę chcąc przetestować kształtujący się po wojnie prymat amerykański, a także Stanów Zjednocznonych, które masowo ‘rozbrajając’ się po II wojnie światowej osłabiły swoją siłę w percepcji przeciwników - głównie ZSRR. Przyjrzyjmy się ostatniej wojnie, w której bezpośrednio walczyli przeciwko sobie obecni rywale strategiczni - Pekin i Waszyngton.

Komunistyczny front

„Tajwan i Korea Południowa nie mają znaczenia dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.”
– sekretarz stanu Dean Acheson, styczeń 1950 roku

„ZSRR może zająć bez interwencji amerykańskiej Koreę Południową, ponieważ nie przedstawia ona większej wartości dla Stanów Zjednoczonych.”
- Tom Conally, przewodniczący senackiej Komisji Spraw Zagranicznych, maj 1950

Lekkomyślne wypowiedzi czołowych polityków USA to tylko jeden z powodów, dla których Związek Radziecki poczuł się pewnie w uprawianiu coraz śmielszej polityki zagranicznej w Azji. Uwzględniając bierną postawę Zachodu względem przewrotu w Pradze w lutym 1948 roku, jego defensywne zachowanie podczas kryzysu berlińskiego i co najważniejsze – brak reakcji na porażkę Czang Kaj-szeka w Chinach – można stwierdzić, że równie sprzyjająca koniunktura mogłaby się już nie powtórzyć. Przywódcy Związku Radzieckiego nie zamierzali stracić tak dogodnej sytuacji. Podjęto zatem zdecydowane kroki w celu poszerzenia swoich wpływów w Azji. Już 16 grudnia 1949 roku Mao Tse-tung odbył swoją pierwszą w życiu wizytę w Moskwie – jej efektem stał się podpisany 14 lutego 1950 roku radziecko-chiński traktat sojuszniczy.

Jeszcze wcześniej w Związku Radzieckim gościł przywódca Korei – Kim Ir Sen. Niestety szczegóły tej rozmowy pozostają tajemnicą. Pewne jest natomiast, że przesądziły one o inwazji na Koreę Południową. Według Nikity Chruszczowa, który wyjawił niektóre fakty, inwazję „zaproponował nie Stalin, ale Kim Ir Sen, on, że tak powiem, był inicjatorem tego posunięcia. No a Stalin oczywiście nie powstrzymał go (…) bo to przecież odpowiadało i jego poglądom, i jego przekonaniom jako komunisty”.

Wszystko zdawało się grać na korzyść polityki Stalina i pomysłów Kim Ir Sena. Nie odczuwali oni bowiem znikąd zagrożenia. NATO zdawało się dopiero formować, a Amerykanie kontynuowali powojenną demobilizację armii, którą zredukowano z ponad ośmiu milionów ludzi w 1945 toku do ok. 670 tys. na początku 1950 roku. Moskwa posiadała w tym czasie pięć razy tyle żołnierzy co Waszyngton, równą wprawdzie liczbę samolotów, ale za to trzydzieści dywizji pancernych względem jednej w USA. Strachu nie wzbudzał również garnizon amerykański w sąsiedniej Japonii, bowiem siły amerykańskie liczyły tam zaledwie 36 tysięcy żołnierzy wspomagane przez lekkie czołgi.

Atak z północy

25 czerwca 1950 roku nastąpił atak armii Kim Ir Sena. 223 tysiące żołnierzy, 120 czołg ów T-34 i 180 samolotów uderzyło o świcie, opanowując po trzech dniach Seul, a niedługo potem niemal 90% terytorium Korei Południowej. Jej wojska – 98 tysięcy żołnierzy pozbawione lotnictwa, broni pancernej i ciężkiej artylerii – zostały błyskawicznie rozbite.

Rada Bezpieczeństwa ONZ rzuciła przeciw agresorom wojska Narodów Zjednoczonych złożonych z kontyngentów siedemnastu państw, w których przeważały siły amerykańskie. Dowództwo objął generał Douglas Mac Arthur, a błyskawiczna pomoc 24 Dywizji amerykańskiej była w stanie uratować ostatni skrawek Południowej Korei, którą był port Pusan. Jednakże wyposażone w przestarzałą broń oddziały zostały rozbite pod Taejon, a ich dowódca – generał William Dean, dostał się do niewoli.

W połowie września rozpoczęła się ofensywa gen. MacArthura. Pod Inczon, w odległości 30 km na zachód od Seulu, wylądowały amerykańskie wojska, choć warto zauważyć, że zdaniem ekspertów miejsce to było nieosiągalne dla desantu z morza. Armia KRL-D, mimo przymusowego podwojenia, została niemal całkowicie zniszczona. Straciła Seul, do niewoli dostało się 135 tys jeńców, a śmierć poniosło 200 tys. Koreańczyków z północy. 30 września wojska ONZ przekroczyły linię demarkacyjną, a w niespełna miesiąc później – 20 października, spadochroniarze zajęli Phenian. Kim Ir Sen został zmuszony uciec do Sinuiji nad granicą chińską, a KRL-D w zasadzie przestała istnieć. 21 października 7 pułk 6 Dywizji południowokoreańskiej znalazł się przy granicy z Chinami na rzece Jalu.

W momencie, gdy wojna wydawała się w zasadzie zakończona, cztery dni po osiągnięciu granicy z Chinami – na Koreę ruszyła dowodzona przez Lin Biao, a potem Peng Te-huaia armia chińska. Atak, uzgodniony ze Stalinem, kompletnie zaskoczył Amerykanów, którzy jakiekolwiek zaangażowanie ze strony Chin uważali za niemożliwe, a MacArthur na spotkaniu z Trumanem 15 października 1950 roku twierdził, że to groźby te to „gigantyczny bluff”. Jak bardzo zaskoczony musiał być zdobywca Japonii – możemy tylko podejrzewać.

Wobec potężnej przewagi – 500 tys. Chińczyków przeciwko 200 tys. wojsk ONZ – siły sprzymierzonych wycofały się na linie Pionthek-Samczok (Pyeongtaek-Samcheok), ewakuując 4 stycznia 1951 roku Seul, który odbito dopiero 3 miesiące później w ramach operacji „Ripper”.

Na krawędzi wojny światowej

Świat znalazł się na progu wybuchu III wojny światowej – to nie ulega wątpliwości. Stany Zjednoczone przyjęły znacznie bardziej zdecydowaną postawę, a na konferencji prasowej 30 listopada 1950 roku prezydent Harry Truman zagroził użyciem broni nuklearnej. Do służby przywrócono nawet Dwighta D. Eisenhowera, którego mianowano naczelnym dowódcą wojsk NATO. Każdy w Ameryce żałował galopującej demilitaryzacji państwa. Wprawdzie plany amerykańskie w wyniku ewentualnej wojny zakładały zwyczajnie zbombardować ZSRR, jednakże z potrzebnych 300 bomb gotowych było jednie 100.

Związek Radziecki nie przyglądał się biernie. Stalin skoncentrował nad granicą koreańską pięć dywizji. Zarazem paraliżowano poczynania Zachodu drogą „pokojową”. Światowa Rada Pokoju kierowana z Kremla wystosowała Apel Sztokholmski, w którym potępiano broń jądrową, podpisany przez 500 mln ludzi. Podobną postawę przyjął zresztą obradujący w Warszawie od 16 do 22 listopada 1950 roku Światowy Kongres Pokoju, który wspomagał swoje apele zeznaniami jeńców z wojsk ONZ, którzy poddani przez Chińczyków wyszukanym torturom i tzw. praniu mózgów nie szczędziły szczegółów na temat okrucieństwa wojsk zachodu. W cieniu głównych wydarzeń 7 października 1950 roku Chiny wkroczyły do Tybetu i zmusiły 14-letniego dalajlamę do podpisania traktatu wcielającego ten kraj do ChRL.

Dyplomacja amerykańska działała dość opieszale. Na czoło największych zwolenników aktywnego rozprawienia się z komunizmem wysunął się gen MacArthur, który 24 marca 1951 zażądał pomocy dla Czang Kaj-szeka w inwazji na kontynent. Generał domagał się również rozpoczęcia nuklearnego ataku na Mandżurię, który sparaliżowałby komunistyczne Chiny. Wyrażał jawny sprzeciw dla tzw. „wojny ograniczonej”, uważając, że naraża ona życie jego żołnierzy. Powiadał: „My walczymy tu o Europę zbrojnie, podczas gdy dyplomaci ciągle walczą jedynie na słowa. Jeśli przegramy wojnę z komunizmem w Azji, upadek Europy bdzie nieunikniony, jeśli zaś wygramy, Europa uniknie wojny i zachowa wolność. Wygrać musimy. Nie ma substytutu dla zwycięstwa”. Postawa MacArthura wywołała niemałe poruszenie. Prezydent Truman przerażony ewentualną interwencją ze strony ZSRR postanowił odwołać niepokornego generała. Mimo to, w USA wojna przyniosła radykalną zmianę stosunku do zbrojeń. W lutym 1951 roku amerykańska produkcja lotnicza wróciła do poziomu z 1944 roku, a wydatki na obronę – w latach 1950-1952 wzrosły prawie trzykrotnie roku 17,7 mld, a w 1952 roku już 44 mld dolarów – umożliwiły m.in. realizację project panda – czyli budowy bomby wodorowej.

Zdradziecki rozejm

23 czerwca 1951 roku przedstawiciel ZSRR w ONZ Jakow Malik zaproponował rozpoczęcie rozmów pokojowych. Odbywające się od 10 lipca najpierw w Kesongu, a następnie w Panmundżonie, nie przerwały dalszych walk na 38 równoleżniku, podczas których zginęła ponad połowa poległych w całej wojnie żołnierzy. Pertraktacje utrudniała sprawa jeńców, których Amerykanie nie mieli zamiaru nikomu wydawać. Ostatecznie przekazano ich neutralnej komisji, której przewodniczyły Indie. Rozejm podpisano 27 lipca 1953, co przyspieszył zresztą marcowy zgon Stalina. Ceremonia odbyła się w milczeniu, bez podania rąk i udziału przedstawicieli pierwszego prezydenta Korei Południowej Li Syng-mana, który warunki rozejmu uważał za zdradę. Bezpieczeństwa Południa miały strzec odtąd wojska amerykańskie.

Wojna koreańska pochłonęła miliony ofiar, której to liczby nigdy nie ustalono. Wśród nich znalazło się ponad 33 tys. Amerykanów, ok. 520 tys. żołnierzy Północy, 415 tys. Południa, 900 tys. Chińczyków. Wśród skutków wymienić należy oczywiście ugruntowanie się komunistycznego reżimu na północy. Podczas genewskiej konferencji obradującej w dniach 26 kwietnia-16 czerwca 1954 roku przewidywano układ mający zjednoczyć kraj. Ostatecznie go nie zawarto, a formalnie wojna koreańska nie zakończyła się nigdy.

Wojna koreańska ukazała bezsiłę ONZ, która bez wojsk amerykańskich nie stanowiła żadnej poważnej siły, oddając USA pełną hegemonię w ramach sojuszu. Była to również pierwsza wojna, która postawiła przed światem realną perspektywę wymiany nukleranej. Co więcej wojna na półwyspie koreańskim pokazała istotność zbrojnego odstraszania. Testowanie ładu światowego obiawia się zwykle na peryferiach rywalizacji i tak też można określić ówczesny status półwyspu koreańskiego. Wojska amerykańskie po II wojnie światowej uległy masowej redukcji. Zaburzyło to równowagę w balansie sił, co postanowił przetestować komunistyczny front. Wtedy to jeszcze Związek Sowiecki pełnił rolę głównego adwersarza, rozgrywając konflikt z tylnego siedzenia. Po 70 latach sytuacja wygląda z goła inaczej - to Chiny są noszą to miano na korytarzach w Pentagonie, a do roli peryferii znacznie bliżej jest Europie, niż Azji Wschodniej, która w ostatnim czasie stała się grawitacyjnym centrum świata.