- Andrzej Kohut
Secesja Teksasu?
“Stanom Zjednoczonym grozi nowa wojna secesyjna”,“teksańscy secesjoniści są coraz bardziej zuchwali” - w ostatnim czasie w amerykańskiej infosferze bez trudu można spotkać podobnie sensacyjne nagłówki. Emocje rozgrzewa postępujący spór pomiędzy rządem federalnym USA, a stanem Teksas, który dotyczy metod ochrony południowej granicy państwa przed rosnącym napływem nieudokumentowanych imigrantów. Teksas oskarża amerykańskie władze o niewywiązywanie się z konstytucyjnego obowiązku chronienia bezpieczeństwa stanów i bierze sprawy we własne ręce. Czy rzeczywiście ma do tego prawo? Jakie mogą być skutki tego sporu?
Granica dobrobytu
Granica pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a Meksykiem liczy ponad 3100 kilometrów. Ponad tysiąc kilometrów to granica lądowa, chroniona przez kilkaset kilometrów płotów, barier i murów, w tym tych wzniesionych za czasów Donalda Trumpa. Dwie trzecie linii granicznej to rzeka Rio Grande, oddzielająca Meksyk od stanu Teksas. To właśnie przez tę rzekę najwięcej imigrantów przedostaje się do Stanów Zjednoczonych. Wielu z nich już tam pozostaje. W 2021 roku Pew Research Center wskazywało, że Teksas jest drugim po Kalifornii stanem zamieszkiwanym przez nieudokumentowanych imigrantów – było ich ponad 1,5 miliona. Nietrudno więc zgadnąć, że gdy w ostatnich latach kryzys imigracyjny przybrał na sile, to właśnie Teksas stał się jednym ze stanów najboleśniej odczuwających jego skutki. Tymczasem rozmiary migracyjnej fali wciąż rosną.
W 2016 roku, gdy Donald Trump walczył o prezydenturę, szedł do wyborów obiecując budowę muru. Tym samym kwestia nielegalnej imigracji stała się jednym z centralnych tematów kampanii wyborczej. Jednak połowa drugiej dekady XXI wieku nie była szczytem amerykańskiego kryzysu imigracyjnego. Właściwie było wręcz przeciwnie. Zdecydowanie więcej prób nielegalnego przekroczenia granicy amerykańskie służby odnotowywały na początku lat 2000. Przełomowym momentem okazał się kryzys finansowy 2008 roku i jego konsekwencje dla amerykańskiej gospodarki. Stany Zjednoczone przestały być tak atrakcyjnym celem migracji i dane straży granicznej wyraźnie to pokazują. W momencie, kiedy Trump dochodził do władzy liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy wynosiła mniej, niż pięćdziesiąt tysięcy miesięcznie. W pierwszych miesiącach jego prezydentury jeszcze się obniżyła – być może do potencjalnych imigrantów dotarły zapowiedzi budowy muru i innych rozwiązań, które proponował Trump.
Jednak rekordowo niskie bezrobocie i rosnąca presja migracyjna w takich krajach jak Salwador, Gwatemala czy Honduras sprawiły, że trend się odwrócił. W 2018 i 2019 liczba nielegalnych przekroczeń granicy znowu zaczęła szybko rosnąć. Ten trend zatrzymała dopiero pandemia. Niepewność gospodarcza, niepokój związany z rozprzestrzenianiem się choroby i obawa przed nowymi restrykcjami zaczęły skutecznie ograniczać napływ nowych imigrantów. W tym samym czasie, wybory w 2020 roku wygrał Joe Biden. W czasie kampanii wyborczej krytykował on niektóre elementy polityki migracyjnej Trumpa – jak rozdzielanie rodziców i dzieci czy zmuszanie wnioskujących o azyl do pozostawania w Meksyku (remain in Mexico), aż do czasu rozpatrzenia wniosku. Twierdził, że są to zachowania niehumanitarne. Dlatego już w pierwszych tygodniach swojej prezydentury Biden wstrzymał budowę wielkiego muru i zawiesił kontrowersyjną zasadę remain in Mexico (co jednak doprowadziło do wieloletniej batalii sądowej). Biden utrzymywał jednak w mocy restrykcje wprowadzone przy okazji pandemii, umożliwiające natychmiastową deportację nieudokumentowanych imigrantów ze względu na bezpieczeństwo sanitarne. Te zniesione zostały dopiero w maju 2023 roku.
To dobrze pokazuje wyzwanie, przed jakim stanęła administracja Bidena. Z jednej strony obietnice prezydenta sprawiły, że oczekiwano od niego bardziej humanitarnej polityki imigracyjnej. Z drugiej jednak, sam wizerunek Bidena jako łagodniejszego wobec nieudokumentowanych imigrantów, w połączeniu z popandemicznym otwarciem granic i istniejącą już przed pandemią presją migracyjną, spowodował rekordowy napływ nowych imigrantów. Na kryzys o takiej skali administracja Bidena nie miała odpowiedniej recepty. To była wodna na młyn dla Republikanów. Ci szybko przeszli do krytyki poczynań nowej administracji, a na pierwszy plan wysunął się republikański gubernator Teksasu, Greg Abbott. Szybko postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Już w marcu 2021 roku, mniej niż dwa miesiące po inauguracji prezydenta Bidena, Abbott ogłosił rozpoczęcie operacji Lone Star. W efekcie Gwardia narodowa Teksasu została skierowana do pilnowania granicy i zatrzymywania imigrantów. Na Rio Grande pojawiły się pierwsze pływające bariery. Gubernator ogłosił również budowę barier lądowych, przede wszystkim zasieków z drutu ostrzowego. Zasieki wznoszone były na gruntach należących do stanu, a także na działkach prywatnych – za zgodą właścicieli. Abbott rozpoczął również akcję wysyłania imigrantów oczekujących na rozpatrzenie wniosków azylowych autobusami w głąb kraju – do rządzonych przez demokratów wielkich miast: Nowego Jorku, Chicago czy stołecznego Waszyngtonu. Cel był prosty - by mieszkańcy tych miast i ich władze również odczuły ciężar imigracyjnego kryzysu. To nakładało jeszcze większą presję na administrację Bidena.
Lone Star stało się jednak częstym obiektem krytyki - głównie organizacji humanitarnych. Wskazywały, że wzniesione zapory – zarówno pływające jak i lądowe – utrudniają imigrantom pokonanie niebezpiecznej rzeki, a także ograniczają możliwość straży granicznej do niesienia pomocy tym, którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie. Podraślały, że ludzie ci mają prawo do złożenia wniosku o azyl. Tymczasem, na skutek wzniesionych przeszkód, imigranci często znajdywali sie w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ryzyko utonięcia przy pokonywaniu Rio Grande rosło. W związku z tym straż graniczna - będąca ciałem wykonawczym władzy federalnej - niejednokrotnie przecinała zasieki i usuwała przeszkody wzniesione przez gwardię narodową Teksasu, by nieść pomoc. Tu dochodzimy do sedna sporu.
Federacja vs Stan
Na tej kanwie - w październiku 2023 roku Teksas pozwał rząd federalny, twierdząc, że agenci straży granicznej nie tylko niszczą własność Teksasu, ale także szkodzą zdolnościom stanu do odstraszania przed próbami nielegalnego przekroczenia granicy. Co orzekł sąd? Początkowo nakazał służbie granicznej czasowe powstrzymanie się od niszczenia zasieków, jednak pod koniec listopada wydał wyrok niekorzystny dla Teksasu. Sprawa trafiła do kolejnej instancji, a na początku grudnia sąd apelacyjny ponownie zakazał niszczenia drutu do czasu rozpatrzenia sprawy.
Na tym jednak konflikt nie wygasł. Bowiem już pod koniec grudnia gubernator Abbott podpisał ustawę, wprowadzającą możliwość aresztowania przez policję osób podejrzanych o nielegalne przekroczenie granicy na terenie całego stanu. Nowe prawo umożliwia również sędziom orzekanie o natychmiastowej deportacji. Rząd federalny ponownie przeszedł do kontry. Administracja Bidena uznała ustawę za niezgodną z konstytucją i skierowałą sprawę do sądu.
W tym momencie przechodzimy do wydarzeń bardzo bieżących, ponieważ już dwa tygodnie później po przekazaniu sprawy do sądu - 12 stycznia 2024 roku dochodzi do ważnego incydentu. W Rio Grande topi się kobieta i dwójka jej dzieci. Administracja Bidena przekonuje, że straż graniczna mogła podjąć próbę udzielenia pomocy. Uniemożliwiły to jednak zasieki oraz postawa gwardii narodowej, która nie chciała dopuścić agentów straży granicznej na miejsce zdarzenia. Okolice miasteczka Eagle Pass w Teksasie stają się nagle centrum medialnej uwagi.
Kilka dni później rząd kieruje wniosek do Sądu Najwyższego, by ten umożliwił usunięcie barier przez straż graniczną. W Sądzie Najwyższym dominują konserwatyści. Mimo to, zapada decyzja korzystna dla administracji Bidena. Za możliwością usunięcia drutu przez służby federalne opowiada się prezes Sądu Najwyższego, John Roberts, a także nominowana przez Trumpa sędzia Amy Coney Barrett.
Teksas jednak nie zamierza ustępować. „To jeszcze nie koniec. Należący do Teksasu drut kolczasty skutecznie zniechęca do nielegalnego przekraczania granic, do którego zachęca Biden. Będę w dalszym ciągu bronił konstytucyjnego prawa Teksasu do zabezpieczania granic i zapobiegania zniszczeniu naszej własności przez administrację Bidena” napisał na portalu X gubernator Greg Abbott.
Mówiąc o konstytucyjnym prawie Teksasu do obrony granic, Abbott powołuje się na zapis z artykułu I amerykańskiej konstytucji: „Żaden stan nie może bez zgody Kongresu (..) zawierać porozumień lub układów z innym stanem albo z państwem obcym ani też przystępować do wojny, chyba że zostanie faktycznie napadnięty albo znajdzie się w niebezpieczeństwie tak bezpośrednim, że jakakolwiek zwłoka jest niemożliwa”. Zdaniem gubernatora Teksasu, obecny napływ nieudokumentowanych imigrantów to „inwazja”, przed którą Teksas ma prawo się bronić w myśl tego zapisu. Wskazuje on również, że rząd federalny nie dopełnił swojego konstytucyjnego obowiązku, wynikającego z IV artykułu konstytucji, by zapewnić każdemu stanowi obronę przed najazdem.
Stanowisko Abbotta poparli niemal wszyscy republikańscy gubernatorzy. W specjalnym oświadczeniu również stwierdzają, że Teksas ma konstytucyjne prawo do obrony własnych granic. Jednak ta interpretacja amerykańskiej konstytucji budzi poważne wątpliwości. Amerykańska konstytucja powstała pod koniec XVIII wieku. Nowopowstałe państwo dysponowało niewielką armią, która musiała chronić liczącą ponad 2000 kilometrów granicę lądową. Logicznym rozwiązaniem wydawało się zatem umożliwienie obrony stanowym milicjom, zanim regularna armia zdąży zareagować. Jednak z tego założenia wynika wyraźnie, że stanowe siły miały uzupełniać, nie zastępować siły federalne.
Państwo w państwie?
Działania Abbotta prowadzą do fundamentalnego pytania: czy stan może prowadzić własną politykę imigracyjną, ignorując przy tym stanowisko administracji w Waszyngtonie? Jaka właściwie jest relacja pomiędzy poszczególnymi stanami, a Waszyngtonem?
Zwróćmy uwagę na zdanie, które pojawiło się w liście gubernatorów wspierających działania Teksasu: „Rząd federalny złamał umowę między Stanami Zjednoczonymi, a stanami”. Autorzy odwołują się w ten sposób do teorii zakładającej, że Stany Zjednoczone powstały na skutek pewnego paktu zawartego między stanami, w ramach którego zrzekły się one części swoich uprawnień na rzecz rządu federalnego. Konsekwencją takiego założenia byłaby możliwość opuszczenia tego paktu przez każdy ze stanów, gdyby rząd federalny złamał warunki zawartej umowy. Nic dziwnego, że właśnie ta teoria posłużyła stanom południowym do ogłoszenia secesji w XIX wieku. Przyjęcie tej teorii oznaczałoby również, że każdy ze stanów mógłby ignorować ustawy rządu federalnego, powołując się na ich sprzeczność z zawartą „umową”. Przed wojną secesyjną ta koncepcja była niezwykle popularna i nosiła nazwę „nullifikacji”.
Argumenty wysuwane przez Teksas współbrzmią z teorią nullifikacji oraz założeniem, że tym co wiąże stany w jedno państwo jest wyłącznie zawarta umowa. Historia Teksasu wzmacnia przekonanie części mieszkańców, że tak jest w istocie. W 1836 roku Teksas odłączył się od Meksyku w wyniku rebelii, która zyskała nazwę rewolucji teksańskiej. Powstała republika Teksasu, która po dziewięciu latach została włączona do USA jako kolejny stan. Aneksję poprzedziły negocjacje pomiędzy rządem amerykańskim, a rządem niepodległej republiki. Do ewentualnej możliwości odłączenia się Teksasu, texitu, nawiązują czasem konserwatywni politycy z tego stanu. W 2022 republikanie z Teksasu zaproponowali referendum, w którym obywatele stanu zadecydowaliby, czy nie powinien on na powrót stać się niepodległym państwem. Pojawił się nawet wniosek, by referendum zorganizować przy okazji wyborów w 2024 roku. Taka inicjatywa zakładałaby, że istnieje legalna droga, która pozwoliłaby Teksasowi opuścić Unię.
Jednak sprawa ewentualnego pokojowego odłączenia Teksasu została rozstrzygnięta przez Sąd Najwyższy jeszcze w XIX wieku. W 1869 roku w sprawie Texas vs. White sędziowie orzekli, że wstępując do Unii, Teksas „wszedł w nierozerwalny związek”. Sędzia Salmon Chase napisał: „Unia między Teksasem a innymi stanami jest równie całkowita, trwała i nierozerwalna, jak unia pomiędzy pierwotnymi stanami. Nie ma miejsca na ponowne rozpatrzenie lub odwołanie, chyba że w drodze rewolucji lub za zgodą stanów”. Ponieważ zaś rewolucja sama w sobie jest nielegalna, jedyną pozostałą furtką byłaby zgoda wszystkich stanów. Konserwatywny sędzia Antonin Scalia skomentował kiedyś, że: „Jeśli wojna secesyjna rozwiązała jakąkolwiek kwestię konstytucyjną, to jest nią kwestia braku prawa do secesji”. Tymczasem w swojej mowie inauguracyjnej prezydent Abraham Lincoln powiedział: „Unia tych stanów jest wieczysta, zgodnie z Konstytucją. Stany Zjednoczone nie tworzą paktu, ale są krajem połączonym tkanką narodową”.
Teksas nie może więc w sposób pokojowy i na drodze prawnej ogłosić się niepodległym państwem. Teoria nullifikacji, zakładająca, że stan mógłby ignorować politykę rządu w Waszyngtonie, jeśli uzna ją za niekonstytucyjną, została obalona jeszcze przed wojną secesyjną. Wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Arizona vs. United States nie pozostawia złudzeń, że polityka imigracyjna i jej egzekwowanie leży w kompetencjach rządu federalnego. Nawet udowodnienie, że bezprecedensowa liczba nieudokumentowanych imigrantów próbujących przekroczyć granicę to rzeczywiście inwazja w świetle amerykańskiego prawa, mogłoby stanowić duże wyzwanie.
Wydaje się więc prawdopodobne, że ewentualny spór sądowy zakończy się na niekorzyść Teksasu. Jaki więc jest cel działań gubernatora Abbotta? Obok oczywistego: szuka sposobów na ochronę granicy i zmniejszenia napływu nowych imigrantów wszelkimi dostępnymi sposobami, może być również cel polityczny. Kryzys imigracyjny stanowi bardzo poważny problem wizerunkowy dla administracji Bidena. Sondaże pokazują, że wyborcy w kwestii imigracji bardziej ufają Trumpowi. Dla republikanów może to stanowić doskonałe paliwo polityczne w nadchodzącej kampanii wyborczej. Abbott może więc grać na eskalację obecnego napięcia pomiędzy rządem federalnym, a Teksasem by sprawa nabrała jeszcze większego, medialnego rozgłosu. Amerykanie mają zobaczyć, że to republikański gubernator nie waha się sięgnąć po ostre środki, podczas gdy administracja Bidena w rzeczywistości osłabia ochronę granicy.
W tym samym czasie w amerykańskim kongresie trwa debata nad reformą prawa imigracyjnego. Zmiany w tym obszarze stały się republikańskim warunkiem dla przegłosowania kolejnego pakietu umożliwiającego finansowanie pomocy dla walczącej Ukrainy. Negocjacje pomiędzy dwoma partiami w senacie trwają od wielu tygodni, a ich rezultat powinniśmy poznać niebawem. Jednak republikańscy kongresmeni już zapowiadają, że senackiej umowy nie poprą i wzywają demokratów do jeszcze dalej idących ustępstw. Donald Trump tymczasem twierdzi, że zrobi wszystko, by umowa nie weszła w życie, a z kryzysem poradzi sobie sam, kiedy już zostanie prezydentem. Cel wydaje się podobny: przedłużający się kryzys imigracyjny będzie działał na niekorzyść Bidena.
Konflikt pomiędzy Teksasem, a władzami federalnymi może trwać aż do listopadowych wyborów. Nie spowoduje on jednak ogłoszenia przez Teksas niepodległości ani nowej wojny secesyjnej. Konflikt będzie natomiast źródłem dodatkowych politycznych napięć w skali całego kraju. Stwarza również doskonałe warunki dla dezinformacji i prób destabilizacji sytuacji w państwie, które przy okazji wyborów może podjąć Federacja Rosyjska i inni aktorzy państwowi.