Trypolis vs Tobruk.

Od upadku rządów Mu'ammaa Kaddafiego minęło już prawie 12 lat. W tym czasie Libijczycy przeszli przez bombardowania NATO, dwie wojny domowe oraz terror Państwa Islamskiego. Po tylu latach walk i cierpień, przyszłość Libii nadal nie przedstawia się w optymistycznych barwach. Kraj pozostaje podzielony, a dwa ośrodki władzy (jeden z Trypolisie, a drugi w Tobruku) nadal rywalizują między sobą o wpływy. Sytuację komplikuje także fakt, że w Libii ścierają się interesy wielu zagranicznych graczy, którzy wspierają tę czy inną stronę libijskiego konfliktu. Jak to się stało, że po 12 latach, nadal nie udało się ustabilizować sytuacji w Libii?

Zielony książę i jego Dżamahirijja

Gdy na przełomie 2010 i 2011 r. przez Tunezję, Egipt, Jordanię i inne arabskie kraje przetaczały się protesty Arabskiej Wiosny, pracownicy amerykańskiej ambasady w Trypolisie mieli duży problem z oceną czy Arabska Wiosna dotrze także do Libii. Większości z nich, wydawało się, że władza Muamara Kaddafiego pozostaje niezagrożona.

Kadafi rządził Libią od 42 lat. Był władcą kontrowersyjnym, a jednocześnie ekscentrycznym. Swoje polityczne credo wyłożył w 1975 r. w tzw. Zielonej Książce, stanowiącej dziwne połączenie socjalizmu, islamu i demokracji bezpośredniej. Kaddafi krytykował własność prywatną, instytucje państwowe i tradycyjną definicję państwa. W zamian proponował koncepcję tzw. Dżamahirijji („państwa ludu”), w którym każdy aspekt życia kontrolowany byłby przez niezliczone komitety ludowe.

Kaddafi mógł wprowadzić swoje oryginalne idee w życie dzięki nieprzebranemu bogactwu znajdującemu się pod powierzchnią libijskiej pustyni - ropie naftowej, która została odkryta w kraju pod koniec lat 50. Całkowita przebudowa państwa była tym łatwiejsza, że Libia - mimo ogromu swojego terytorium - pozostaje krajem niezwykle rzadko zaludnionym. Gdy Kaddafi dochodził do władzy w 1969 r., Libię zamieszkiwało niecałe 2 miliony osób.

Za radykalizmem Kaddafiego w polityce wewnętrznej, stał także radykalizm w polityce zagranicznej. Kaddafi uważał się za rewolucjonistę i nie szczędził pomocy nie tylko dla palestyńskich organizacji, ale także np. Irlandzkiej Armii Republikańskiej czy bojówek Afrykańskiego Kongresu Narodowego walczących z apartheidem w Południowej Afryce.

Historia Kaddafiego-rewolucjonisty miała jednak także wiele ciemnych kart. Swoimi petrodolarami Kaddafi sponsorował także międzynarodowy terroryzm. To libijskie służby stały za zamachem na samolot lotu 103 Pan Am, który rozbił się nad szkockim Lockerbie, zabijając 270 osób. To także ludzie Kaddafiego odpowiadali za zamach bombowy na dyskotekę w zachodnim Berlinie, w którym zginęło 2 amerykańskich żołnierzy, a kolejne 200 osób zostało rannych.

Sponsorowanie terroryzmu szybko doprowadziło Kaddafiego do konfrontacji z Ameryką. W 1986 r. prezydent Reagan nazwał Kaddafiego „wściekłym psem Bliskiego Wschodu” i wydał rozkaz zbombardowania strategicznych baz wojskowych w Libii. W 1992 r. ONZ wprowadziło zakaz eksportu broni do Libii, a w 1996 r. Ameryka obłożyła Libię dotkliwymi sankcjami gospodarczymi.

Gospodarcza presja ostatecznie zmusiła Kaddafiego do ustępstw. Po zamachach z 11 września 2001 r., Kaddafi - z „wściekłego psa Bliskiego Wschodu” - stał się jednym z ważniejszych partnerów Ameryki w globalnej wojnie z terroryzmem. Ludzie Kaddafiego dostarczyli Amerykanom wielu informacji na temat działalności Al Kaidy, a CIA często przekazywała złapanych dżihadystów do Libii, gdzie osadzano ich w okrytym złą sławą więzieniu Abu Salim, gdzie Kaddafi trzymał także więźniów politycznych.

W 2003 r. sankcje zostały zniesione, a w 2006 r. Amerykanie po 26 latach przerwy, ponownie otworzyli swoją ambasadę w Trypolisie. Waszyngton patrzył optymistycznie na perspektywę dalszego rozwoju współpracy z Libią. Szczególnie duże nadzieje wiązano z synem Mu’amara, Saifem al Islamem, wokół którego skupili się libijscy reformatorzy. Część dyplomatów uważała Saifa za potencjalnego przywódcę Libii w przyszłości, który może pchnąć kraj na drogę poważnych reform.

Gdy na Bliskim Wschodzie rozpoczynały się protesty Arabskiej Wiosny, Amerykanie nie postrzegali ich jako istotnego zagrożenia dla dalszych rządów Kaddafiego. Podobnego zdania była też sama rodzina Kaddafich. W styczniu 2011 r., gdy w sąsiedniej Tunezji prezydent Ben Ali, został już odsunięty od władzy przez protestujących, najmłodszy syn Mu’amara, Chamis Kaddafi, udał się na długie tournee po Ameryce, podczas którego miał odwiedzić m.in. akademię West Point.

Jednak w lutym 2011 r. arabska wiosna dotarła także do Libii. Skala protestów oraz ich intensywność okazały się dużym zaskoczeniem dla sił bezpieczeństwa, które zaczęły tracić kontrolę nad sytuacją w libijskich miastach. W ciągu zaledwie tygodnia, Kaddafi utracił kontrolę nad większością Cyrenajki i znajdującymi się tam miastami: Bengazi, Tobrukiem, czy Bajdą.

Pułkownik Kaddafi wystąpił w telewizji. Oskarżył demonstrantów, że są sponsorowani przez obce wywiady i zagroził, że zaprowadzi w Libii porządek, „ulica po ulicy, dom po domu”. W podobnym tonie wypowiedział się - uważany za liberała - Saif, który zapowiedział że ulice libijskich miast spłyną krwią.

Klan Kaddafich wybrał drogę konfrontacji.

Tak rozpoczynała się libijska wojna domowa, a raczej dopiero jej pierwszy epizod.

Libia w ogniu

Wojska Kaddafiego szybko otrząsnęły się po pierwszych porażkach i przeszły do kontrofensywy. Na początku marca siły lojalistów stanęły u bram Bengazi, najważniejszego miasta we wschodniej Libii. Wydawało się, że stłumienie rebelii to tylko kwestia czasu. Jednak w tym momencie na scenę wkroczył Zachód.

12 marca Liga Państwa Arabskich wystąpiła do Rady Bezpieczeństwa ONZ o ustanowienie strefy zakazu lotów nad Libią. W odpowiedzi Rada podjęła Rezolucję 1973, która dopuściła użycie wszelkich możliwych środków w celu ochrony libijskich cywilów.

Kilka dni później, 19 marca NATO rozpoczęło interwencję zbrojną w Libii. Samoloty Sojuszu zaczęły bombardować pozycje wojsk Kaddafiego.

Mimo, że największy kontyngent w ramach międzynarodowej koalicji wystawili Amerykanie, to największym zwolennikiem interwencji był prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, który intensywnie lobbował za nią w zachodnich stolicach.

Rezolucja 1973, która stała się podstawą interwencji NATO mówiła tylko o potrzebie ochrony ludności cywilnej a nie o obaleniu reżimu Kaddafiego. Jednak nawet brytyjska Izba Gmin, która w 2016 r. prowadziła śledztwo w sprawie interwencji w Libii, przyznała że cele NATO ewoluowały i pierwotny cel ochrony cywilów został bardzo szybko zastąpiony przez chęć pozbycia się Kaddafiego.

Zamiast skupić się wyłącznie na ochronie ludności cywilnej, samoloty NATO były de facto wykorzystywane jako wsparcie powietrzne sił rebelianckich, walczących przeciwko wojskom Kaddafiego.

Co gorsza, nałożone przez ONZ embargo na dostawy broni do Libii także nie było przestrzegane. Koalicja uznała bowiem, że embargo dotyczy tylko dostaw przeznaczonych dla Kaddafiego. W ten sposób tony uzbrojenia, m.in. z Kataru czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich zaczęły trafiać do rebeliantów.

Armia Kadafiego stawiała opór jeszcze przez kilka miesięcy, ale tej wojny wygrać już nie mogła. W sierpniu rebelianci zajęli stolicę, Trypolis, a w październiku Kaddafi został zabity niedaleko Syrty, jednego z ostatnich bastionów pozostających pod kontrolą lojalistów.

Śmierć Kadafiego nie przyniosła jednak Libii pokoju, lecz rozpoczęła tylko kolejny etap walki o władzę.

Milicje ponad państwem

Wkrótce po upadku Kaddafiego, tymczasowy rząd podjął decyzję, która miała przynieść w kolejnych miesiącach katastrofalne skutki. Otóż w grudniu 2011 r. Bank Centralny zaczął wypłacać pensje członkom rebelianckich milicji.

Wówczas tysiące młodych Libijczyków uznały, że dołączenie do milicji jest świetnym sposobem na zarobek. W efekcie szeregi milicji rozrosły się do absurdalnych rozmiarów. Szacuje się, że przeciwko Kaddafiemu walczyło ok. 50 tysięcy rebeliantów, jednak wkrótce po tym jak Bank Centralny zaczął wypłacać im pensje, milicje zwiększyły swój stan osoby 5-krotnie, do 250 tysięcy bojowników.

Oczywiście zakładano, że anarchia jaka zapanowała po obaleniu Kaddafiego jest tylko tymczasowa. Już w 2012 r. przeprowadzono wybory do Powszechnego Kongresu Narodowego, który miał w ciągu 18 miesięcy opracować projekt nowej konstytucji. Jednak Kongres okazał się bezradny w starciu z milicjami.

Rząd centralny istniał tylko na papierze. Krajem rządziły poszczególne milicje. Nie respektowały ani Kongresu, ani rządu tymczasowego, ani siebie nawzajem. W libijskich miastach stale dochodziło do walk między wrogimi sobie bojówkami. Co gorsza, części milicji chodziło nie tylko o pieniądze, ale także o ideologię. W kraju zaczęło działać wiele islamistycznych grup, skupionych głównie wokół libijskich weteranów dżihadu w Afganistanie.

Rozrost milicji doprowadził do fatalnych skutków. W 2012 r. dżihadystom z Ansar asz-Szari’a udało się zabić w Bengazi amerykańskiego ambasadora, Christophera Stevens’a. Rok później, w Trypolisie, inna milicja, porwała libijskiego premiera, natomiast Ibrahim Jadhran (wymawiane Dżadhran), jeden z watażków z Cyrenajki, zajął terminale eksportowe i próbował na własną rękę sprzedawać libijską ropę.

Na początku 2014 r. Libia była pogrążona w całkowitym chaosie. Krajem rządziły milicje. Natomiast Powszechny Kongres Narodowy nie tylko nie przygotował nowej Konstytucji, ale jeszcze - bez żadnych konsultacji - sam wydłużył swoją kadencję. Anarchię szybko wykorzystał jeden człowiek - marszałek Chalifa Haftar.

Przyjaciel z młodości

Chalifa Haftar przez lata był bliski współpracownikiem Mu’amara Kaddafiego. Poznali się jeszcze w latach 60., gdy obaj studiowali na akademii wojskowej w Bengazi. Haftar uczestniczył w spisku wymierzonym przeciwko królowi i w 1969 r. wziął udział w zamachu stanu, który dał władzę Kaddafiemu. Dzięki znajomości z Kaddafim, Haftar zrobił szybką karierę, zostając szefem sztabu libijskiej armii.

Jednak w 1987 r. kariera Haftara w Dżamahirijji dobiegła końca, gdy podczas wojny Libii z Czadem, dostał się do niewoli. Kaddafi był wściekły i pozbawił go wszelkich tytułów. Według nieoficjalnych informacji, podczas pobytu w obozie jenieckim, Haftar miał zostać zrekrutowany przez CIA. Wkrótce później wypuszczono go z obozu. Haftar dołączył wówczas do libijskiej opozycji i ogłosił powstanie tzw. Libijskiej Armii Narodowej, która miała walczyć przeciwko Kaddafiemu.

W 1990 r. w Czadzie doszło jednak do zamachu stanu i Haftar musiał uciekać. Z pomocą Amerykanów, osiedlił się w Północnej Wirginii i na kilkadziesiąt lat zniknął z życia publicznego. Do Libii, Haftar wrócił dopiero w 2011 r., już po rozpoczęciu wojny domowej. Ogłosił reaktywację Libijskiej Armii Narodowej i próbował przejąć dowództwo nad całością sił rebelianckich, co mu się jednak nie udało.

Haftar był jednak bardzo zawzięty i kolejne miesiące spędził na odbudowywaniu dawnych wpływów. Okazja do powrotu na scenę pojawiła się na początku 2014 r., gdy Powszechny Kongres Narodowy wydłużył swoją kadencję.

Haftar pojawił się wówczas w telewizji, wzywając do rebelii przeciwko Kongresowi i do organizacji nowych wyborów. Rząd Tymczasowy nazwał Haftara „buntownikiem” i zarzucił mu, że chce dokonać zamachu stanu. Haftar konsekwentnie realizował jednak swój plan. W maju rozpoczął operację pod kryptonimem „Godność”, wymierzoną w milicje islamistów, działające w Bengazi. W międzyczasie Haftar zabezpieczył sobie wsparcie ze strony Egiptu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Rosji, a do jego Libijskiej Armii Narodowej zaczęły przyłączać się kolejne milicje.

Trypolis vs Tobruk

Ostatecznie w czerwcu 2014 r. w Libii przeprowadzono kolejne wybory, tym razem do Izby Reprezentantów, która miała zastąpić nieefektywny Kongres. W wyborach wzięło jednak udział zaledwie 18% uprawnionych obywateli. Tak niska frekwencja wywołała wątpliwości co do legitymacji nowego parlamentu.

Powiązani z Bractwem Muzułmańskim, islamiści, ponieśli w wyborach dotkliwą klęskę. Bojąc się, że Haftar podporządkuje sobie całą Libię, islamiści nie uznali wyników wyborów i siłą przejęli kontrolę nad stolicą, Trypolisem.

Wkrótce później ogłoszono, że Powszechny Kongres Narodowy będzie nadal kontynuował swoje prace. Nowo wybrana Izba Reprezentantów musiała przenieść się na wschód, na tereny kontrolowane przez Haftara.

W ten sposób Libia wkroczyła w okres dwuwładzy. Zachodnią część kraju kontrolował Powszechny Kongres Narodowy, rezydujący w Trypolisie. Wschód kontrolowała zaś Izba Reprezentantów, której siedzibą został Tobruk. Władza Izby Reprezentantów była jednak tylko nominalna. Faktyczne rządy sprawował bowiem marszałek Haftar, któremu Izba Reprezentantów powierzyła stanowisko szefa libijskich sił lądowych.

Jak bardzo druga wojna domowa skomplikowała sytuację w Libii, najlepiej pokazuje fakt, że gdy trwały walki między siłami Trypolisu a armią Haftara, Bank Centralny Libii (z siedzibą w Trypolisie) wypłacał pensje obu walczącym stronom.

Jakby tego było mało, wybuch drugiej wojny domowej momentalnie wykorzystali dżihadyści. Część bardziej radykalnych milicji złożyła przysięgę na wierność Państwu Islamskiemu, a czarne flagi zawisły nad Syrtą, Darną czy częściami Bengazi. Dopiero pod koniec 2016 r. udało się wyprzeć siły Kalifatu z libijskich miast.

Haftar maszeruje na Trypolis

Walki między siłami Haftara a Trypolisem były długie i krwawe, jednak żadna ze stron nie była w stanie osiągnąć znaczącej przewagi, a na froncie zapanował pat.

Pod koniec 2015 r. obie walczące strony podpisały w Maroku porozumienie pokojowe, na podstawie którego powstał Rząd Pojednania Narodowego, z siedzibą w Trypolisie. Rząd faktycznie rozpoczął pracę, ale szybko okazał się tylko kolejną niedziałającą instytucją i ponownie doszło do wznowienia walk.

Wreszcie na początku 2019 r. nastąpił przełom. Przez miesiące siły marszałka Haftara wzmacniane były dostawami uzbrojenia z Egiptu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Rosji, która przysłała nawet do Libii Grupę Wagnera. Haftar wzmocnił się na tyle, że był gotowy do ostatecznej rozprawy z rządem w Trypolisie.

W styczniu 2019 r. wojska Haftara zajęły położoną w południowo-zachodniej części kraju Sabhę i okoliczne pola naftowe. W kwietniu Haftar zaczął natomiast zaciskać pętlę wokół Trypolisu. Jego Libijska Armia Narodowa zajęła Gharjan i przecięła lądowe połączenie między Trypolisem a Tunezją. Kiedy wydawało się, że Haftar dopnie swego i podporządkuje sobie Trypolis, doszło do kolejnego już zwrotu akcji i na scenie pojawił się nowy graczy - Turcja.

Erdogan idzie na wojnę

Turcja była zaangażowana w kryzys libijski od samego początku, tj. 2011 r., gdy dołączyła do natowskiej interwencji wymierzonej w Kadafiego. Libia posiada bliskie związki historyczne i kulturowe z Turcją.

W latach 1551-1912 Libia była częścią Imperium Osmańskiego. Obecnie szacuje się, że nawet 20% Libijczyków posiada tureckie korzenie. Marsz Haftara na Trypolis przykuł uwagę Turków jednak nie ze względu na chęć obrony pobratymców, lecz twarde interesy, związane z sytuacją w basenie Morza Śródziemnego.

Gdy bowiem pętla wokół Trypolisu coraz bardziej się zaciskała, eskalował także spór między Turcją a Grecją w sprawie podziału wód Morza Śródziemnego i wyznaczenie wyłącznych stref ekonomicznych. Gra była warta świeczki, gdyż na dnie wschodniej części Morza Śródziemnego znajdują się duże pokłady gazu. Chodziło zatem o miliardy dolarów.

W tej grze, Turcy postanowili sięgnąć po asa, którego ukrywali w rękawie. W listopadzie 2019 r. Ankara podpisała z rządem w Trypolisie, porozumienie w sprawie wyznaczenia granic morskich. Zgodnie z nim turecka wyłączna strefa ekonomiczna graniczyłaby bezpośrednio z libijską. W ten sposób Turcy de facto zagrabili dla siebie część wód, do których pretensje zgłaszały Ateny.

Umowa byłaby jednak bezwartościowa, gdyby Haftar zajął Trypolis. Dlatego zaraz po podpisaniu umowy, Turcja znacznie zwiększyła wsparcie militarne dla rządu w Trypolisie. W grudniu 2019 r. do Trypolisu dotarły zaś oddziały syryjskich rebeliantów, które Turcy zwerbowali do walki w Libii.

W miesiąc później, gdy Haftar deklarował że koniec Trypolisu jest już bliski, prezydent Erdogan oficjalnie ogłosił początek tureckiej interwencji zbrojnej. Dzięki tureckiej pomocy, w ciągu 6 miesięcy, wojska Haftara zostały wyparte nie tylko spod samej stolicy, ale także z wielu innych miast Trypolitanii.

Turcy próbowali zająć także centralną część Libii, jednak ich ofensywa na Syrtę szybko się załamała i na froncie znowu zapanował pat. Obie strony - zmęczone już walką - podpisały w październiku 2021 r. porozumienie o permanentnym zawieszeniu broni.

Dom podzielony

2 lata po zakończeniu drugiej wojny domowej Libia nadal pozostaje krajem głęboko podzielonym. Co prawda po zawieszeniu broni z 2021 r. powołano Rząd Jedności Narodowej, który miał rządzić całym krajem, jednak rywalizacja między Trypolisem a Tobrukiem nie zniknęła.

Jak głęboka jest ta rywalizacja najlepiej pokazuje sytuacja z 2022 r. Libijski parlament, tj. Rada Reprezentantów, który nadal obraduje na wschodzie kraju, przegłosował wówczas wotum nieufności wobec rządu premiera ad-Dubajby, zasiadającego w Trypolisie. Na nowego premiera Rada Reprezentantów wyznaczyła Fathiego Baszaghę. Jednak gdy Baszagha udał się do Trypolisu, aby przejąć władzę, milicje wypędziły go ze stolicy.

Tymczasem dotychczasowy premier Dubajba odmówił opróżnienia urzędu, twierdząc że decyzja parlamentu pozbawiająca go stanowiska jest nieważna. Dubajba stwierdził, że władzę odda dopiero po wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Jednak nikt nie wie kiedy zostaną one w końcu przeprowadzone. W ciągu ostatnich 2 lat, były one już kilkukrotnie odkładane w czasie.

Epilog

Na początku września cyklon Daniel nawiedził północno-wschodnią Libię. Wzmożone opady deszczu doprowadziły do przełamania się dwóch tam znajdujących się nieopodal miasta Derna. Uwolniona w ten sposób woda zalała Dernę. W powodzi zginęło co najmniej 11 tysięcy osób.

Tragedia Derny jest w pewnym stopniu symbolem obecnej sytuacji, w której znalazła się Libia. Już kilka lat temu, specjaliści zwracali lokalnym władzom uwagę, że tamy w Dernie wymagają pilnych napraw. Jednak apele o podjęcie pilnych działań pozostawały bez odpowiedzi.

Mimo dwóch wojen domowych i kilku prób osiągnięcia porozumienia pokojowego, Libia nadal pozostaje rozbita na dwa rywalizujące ze sobą ośrodki władzy, które nie są skłonne do kompromisów, a nawet jeśli już - pod presją społeczności międzynarodowej - zawierają jakieś porozumienie, to i tak ostatecznie go nie przestrzegają. Wydaje się, że zarówno Trypolis, jak i marszałek Haftar, nadal liczą na korzystną dla siebie zmianę sytuacji międzynarodowej i pojawienie się okazji do zagrabienia władzy nad całym krajem.

Ilość zagranicznych graczy zaangażowanych w Libii także utrudnia osiągnięcie kompromisu czy rozstrzygnięcie losów kraju na polu bitwy. Rząd w Trypolisie wspierany jest przez Turcją i Katar. Natomiast Egipt, Rosja i Zjednoczone Emiraty Arabskie wspierają marszałka Haftara. Gdy tylko jedna ze stron konfliktu zdobywa przewagę, zagraniczni gracze wspierający drugą stronę zwiększają pomoc i utrzymują status quo. Tak było chociażby podczas marszu Haftara na Trypolis, gdy upadek miasta wydawał się już nieunikniony, lecz losy bitwy całkowicie odwróciła turecka interwencja.

Wydaje się jednak, że dla Libii nadal tli się światełko w tunelu. Po wielu latach napiętych relacji, w 2021 r. Turcja dokonała normalizacji relacji ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Relacje Ankary z Abu Zabi są coraz lepsze, co zwłaszcza widać po ostatnich miesiącach, gdy doszło do wielu bilateralnych wizyt. Stopniowo, lecz bardzo powoli postępuje także rekoncyliacja między Turcją a Egiptem. Latem 2023 r., po 10 latach przerwy, Ankara i Kair wznowiły stosunki dyplomatyczne i wznowiły pracę ambasad.

Istnieje szansa, że polepszenie relacji między Turcją a Egiptem i Emiratami pozytywnie wpłynie także na sytuację w Libii. Gdyby te trzy kraje zaczęły naciskać na swoich libijskich sojuszników, być może udałoby się implementować porozumienie pokojowe. Jednak czy libijskie frakcje by to zaakceptowały, czy może znowu chwyciły za broń?