- Michał Nowak
Krwawa wojna w Syrii, która zapoczątkowana została w roku 2011 pochłonęła życie ponad 600 tysięcy osób, a ponad 13 milionów osób zostało uchodźcami wewnętrznymi lub zdecydowało się na ucieczkę z Syrii. Wojna, która początkowa miała znamiona konfliktu wewnętrznego z czasem przerodziła się w konflikt zastępczy prowadzony przez szereg mocarstw regionalnych i światowych, w który zaangażowały się również pomniejsze państwa regionu stając się jednym z najbardziej skomplikowanych konfliktów zbrojnych w dziejach.
W ostatnich latach konflikt niejako zniknął z radarów światowych mediów. Powodem był kilkuletni okres względnej stabilizacji w tym kraju i zakończenia okresu ciężkich starć zbrojnych. Państwo Islamskie zostało rozbite, Bashar al-Assad odzyskał kontrolę nad zachodnią i centralną częścią kraju, północ kontrolowali protureccy dżihadyści lub bojownicy niegdyś związani z Al-Kaidą, a wschód kraju podporządkowany został przez Syryjskie Siły Demokratyczne zdominowane przez Kurdów. Jak dziś wygląda sytuacja w tym bliskowschodnim kraju i czy fala zawirowań przetaczających się przez Bliski Wschód może znowu uruchomić lawinę przemocy na tej przesiąkniętej krwią ziemi? Przyjrzymy się aktualnym wydarzeniom w Syrii próbując odplątać węzeł gordyjski tego miejsca oraz odpowiedzieć na pytanie co może czekać ten kraj w najbliższej przyszłości. Czy syryjski kocioł może znowu wybuchnąć?
Przez pierwsze lata wojny, jeszcze przed powstaniem Państwa Islamskiego, mówiło się zasadniczo o dwóch stronach konfliktu - Syryjskiej Armii lojalnej wobec prezydenta Assada i wspieranej przez Iran oraz Rosję, a z drugiej strony Wolnej Armii Syryjskiej wspieranej przez część państw zachodnich oraz państwa półwyspu arabskiego czy Turcję. W istocie mieliśmy jednak do czynienia z konglomeratem setek różnych organizacji zbrojnych, w większości o proweniencji sunnickiego dżihadyzmu, które nie tylko ze sobą ściśle nie współpracowały co wręcz ze sobą krwawo walczyły o wpływy. Przed 2015 rokiem na pozycję dominującej siły walczącej z Assadem wzrastało Państwo Islamskie, do którego przyłączyła się część innych organizacji dżihadu, a w tym samym roku rozpoczęła się zbrojna interwencja Rosji. Kolejne lata aż do roku 2020 to kolejne kampanie, których finalnym efektem było podporządkowanie sobie zachodniej Syrii przez syryjskiego prezydenta, który kontrolował wszystkie większe miasta kraju. Państwo Islamskie zostało rozbite wspólnym wysiłkiem wspieranej przez Rosję syryjskiej armii oraz Kurdów, za którymi stali Amerykanie. Linia podziału kraju zaczęła przebiegać mniej więcej wzdłuż Eufratu.
Konflikt nie zakończył się jednak na północy kraju. W przeszłości powiązani z Al-Kaidą dżihadyści z organizacji Hayat Tahrir al-Sham nadal kontrolowali prowincję Idlib, a także część sąsiednich prowincji pozostając w bliskości takich miast jak Aleppo i Hama. W kolejnych operacjach ofensywnych armia syryjska odzyskała kontrolę nad rozległym obszarem wkraczając do prowincji Idlib, ale dalsze postępy zostały zablokowane przez interwencję Turcji, która stała się w międzyczasie jednym z najważniejszych rozgrywających w tym konflikcie. Ankara od 2011 roku dążyła do obalenia Assada wspierając szereg sunnickich organizacji poprzez dostawy uzbrojenia czy szkolenia. Z czasem, gdy model ten okazał się nieskuteczny, a syryjski prezydent nie upadł zaangażowanie Turcji zmieniło swój charakter. W tureckiej perspektywie zaczęło rysować się jednak jeszcze jedno zagrożenie – kurdyjski byt parapaństwowy u granic Turcji. Pomiędzy rokiem 2016, a 2019 Turcja przeprowadziła trzy główne operacje ofensywne na terenie północnej Syrii uderzając w kurdyjskie aspiracje. W działania te poza turecką armią zaangażowani zostali również syryjscy sunniccy bojownicy podporządkowani sobie przez Ankarę, z których w 2017 roku utworzono tzw. Syryjską Armię Narodową. Siła ta będzie później wykorzystywana przez Turcję nie tylko do działań na terenie samej Syrii, ale również do wspierania tureckich sojuszników. Rzucono ich do walki o Trypolis w Libii czy też zostali wykorzystani w trakcie azerskiej ofensywy w Górskim Karabachu przeciwko Ormianom.
Syryjska Armia Narodowa istnieje po dziś dzień pozostając na okupowanych przez Turcję terenach północnej części prowincji Aleppo. Nie jest ona jednak monolitem gdyż regularnie pomiędzy pomniejszymi organizacjami wchodzącymi w jej skład dochodzi do krwawych walk o terytorium czy podział łupów i korzyści.
W stanie na drugą połowę 2024 roku mamy więc kilka głównych sił na syryjskiej scenie. Zachód kraju kontroluje prezydent Assad i syryjska armia wspierana przez Iran, Rosję oraz Hezbollah. Prowincję Idlib kontroluje dżihadystyczna Hayat Tahrir al-Sham zachowująca bliskie relacje z Turcją, ale niezainteresowana pełnym podporządkowaniem Ankarze, północ prowincji Aleppo kontroluje bezpośrednio Turcja poprzez swoich popleczników z Syryjskiej Armii Narodowej (SNA), a wschód kraju przypadł pod kontrolę Syryjskim Siłom Demokratycznym (SDF), których trzon stanowią Kurdowie, ci zresztą też pozostają podzieleni.
W efekcie tureckiej operacji o kryptonimie Gałązka Oliwna z 2018 roku Ankara wraz z SNA opanowała północno-zachodnią część prowincji Aleppo, a więc kanton Afrin zamieszkiwany i kontrolowany przez Kurdów. Pomimo ograniczonego wsparcia udzielonego przez Assada Kurdowie ponieśli porażkę i musieli ewakuować się na południe w rejon miasta Tal Rifaat w przeszłości kontrolowanego przez frakcje obecnie wchodzące w skład SNA. Mówiłem, że to skomplikowany konflikt?
Miasto i Kurdów pod swoją „opiekę” wziął Assad, a w jego okolicy pojawiły się syryjskie wojska.
Ostatnia duża operacja zbrojna w ramach wojny w Syrii miała miejsce na przełomie roku 2019 i 2020 roku i doprowadziła do podejścia pod Idlib wojsk syryjskich. Operacja ta zakończyła się jednak bezpośrednią interwencją Turcji oraz zawieszeniem walk, którego gwarantem miały być Turcja oraz Rosja. Działania zbrojne na dużą skalę zakończyły się, ale nie oznaczało to zakończenia wojny i kolejnych ofiar. Przez kolejne lata powtarzały się potyczki w strefach przyfrontowych, a na terenach kontrolowanych przez dżihadystów różnej proweniencji na północy kraju miało miejsce kilka krwawych konfliktów wewnętrznych. Osiągnięte zawieszenie walk pomiędzy siłami wspieranymi przez Rosję z jednej strony, a przez Turcję z drugiej jednak trwa mimo niewypełnienia jego ustaleń. Jak długo może utrzymywać się ten nienaturalny stan zawieszenia gdy nienawiść pomiędzy walczącymi stronami nie zniknęła?
Okres po zakończeniu działań zbrojnych wykorzystany został przez syryjskiego prezydenta do poprawy swojej pozycji na arenie międzynarodowej. Syryjska dyplomacja, nie bez pomocy Moskwy czy Teheranu, zdołała przywrócić zerwane przed laty relacje dyplomatyczne z niektórymi państwami arabskimi a przypieczętowaniem tych działań był powrót Syrii do Ligi Państw Arabskich w 2023 roku. Assad uzyskał więc akceptację swojej władzy przez wrogie mu dotychczas stolice. W opozycji do niego pozostawała jednak Ankara i turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan. Pomimo tego, że na przestrzeni ostatnich dwóch lat pojawiło się wiele spekulacji co do gotowości Turcji do pojednania z Syrią, a więc i pojednania pomiędzy prezydentami tych państw to do dziś się to nie wydarzyło, a każda wypowiedź tureckiego przywódcy lub tureckiego MSZ wskazująca na gotowość normalizacji z Assadem kończyła się otwartymi buntami organizowanymi przez protureckich syryjskich sunnickich radykałów.
Jak wspomniano wcześniej syryjski prezydent przez lata mógł liczyć na pomoc swoich bliskich sojuszników z Hezbollahu, Iranu oraz Rosji. Z czasem znaczenie tych dwóch pierwszych zaczęło słabnąć, a Rosja zdominowała swojego syryjskiego partnera wykorzystując osłabienie i mniejszy potencjał Iranu. Zresztą sam syryjski prezydent mając świadomość potrzeby odbudowy relacji z regionalnymi partnerami nie był zainteresowany utrzymywaniem pozycji bliskiego sojusznika Teheranu.
Syria nie pozostaje w próżni, a wydarzenia mające miejsce w sąsiednim Izraelu oraz Libanie nie mogą pozostać bez wpływu na to państwo. Izraelskie naloty na Syrię nie są niczym nowym i trwają od wielu lat, ale ich obecna intensyfikacja związana jest z obecnością na terenach kontrolowanych przez Assada osób oraz infrasktrury powiązanych bezpośrednio lub pośrednio z libańskim Hezbollahem oraz Iranem. Uderzenia lotnicze mają osłabić możliwości wsparcia dla Hezbollahu, z którym izraelska armia toczy walki w południowym Libanie. Zabicie niemal wszystkich liderów wojskowego skrzydła Hezbollahu oraz pewne, nieznane w tym momencie w swoje skali, nadwyrężenie potencjału Hezbollahu w wyniku izraelskich działań doprowadziło jednak do wycofania z Syrii pewnej części żołnierzy tej organizacji z powrotem do Libanu. Na północnym froncie powstała wyrwa w liniach obronnych gdyż żołnierze Hezbollahu oraz irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej stacjonowali między innymi w rejonie miasta Aleppo. Osłabienie ich potencjału równało się osłabieniu obrony tego kluczowego syryjskiego miasta.
W tym samym czasie rozpoczęła się mobilizacja w strukturach obu sunnickich sił na północy kraju. Dostępne materiały filmowe oraz informacje wskazują na większą niż dotychczas aktywność zarówno w szeregach Hayat Tahrir al-Sham w Idlib jak i Syryjskiej Armii Narodowej w północnym Aleppo. Działania te nie mogły pozostać bez odpowiedzi ze strony syryjskiej, a efektem tego było przerzucenie na północ od Aleppo elitarnej 25 Dywizji Wojsk Specjalnych określanej niegdyś siłami Tygrysa. Żołnierze tej jednostki przejęli odpowiedzialność za obszary, z których wycofały się siły irańskie.
Obie strony informują o przygotowywaniu się przeciwnika do działań ofensywnych. Wojska Assada miałyby ruszyć z ofensywą na Idlib, a połączone siły sunnickich bojowników zamierzałyby zaatakować w kierunku Aleppo. Na linii frontu trwają pomniejsze starcia, a na polu bitwy pojawiają się techniczne innowacje z Ukrainy takie jak drony FPV. Syryjska artyleria wzmaga ostrzał artyleryjski pozycji HTSu w Idlib, a w tym samym czasie rosyjskie lotnictwo dokonuje coraz częstszych nalotów na zapleczu frontu tej organizacji. Czy jesteśmy więc w przededniu wejścia po raz kolejny w krwawą fazę konfliktu? Niekoniecznie.
Zacznijmy od Izraela. Intensyfikacja nalotów izraelskiego lotnictwa na Syrię, a także zabójstwa liderów palestyńskiego Hamasu oraz libańskiego Hezbollahu dały przyczynek do stawiania pytań czy wobec tego kolejnym celem Izraela nie będzie sam Assad. Przez lata krwawej wojny domowej w Syrii Izrael zasadniczo pozostawał bierny oferując bardzo ograniczone wsparcie niektórym rebelianckim frakcjom działającym na południu kraju. Naloty na cele związane z syryjską armią powodowały pewne straty, ale w ogólnym rozrachunku nie wpływały one na możliwości syryjskiej armii w starciu ze swoimi przeciwnikami. Tel Aviv przez ponad dekadę miał mnóstwo sposobności do eliminacji Assada czy kluczowych dowódców syryjskiej armii, ale nie zrobił tego gdyż w istocie nie chciał jego obalenia słusznie obawiając się tego, co może nadejść po nim. Assad pozostaje przewidywalny i wyraźnie osłabiony więc nie stwarza realnego zagrożenia dla istnienia Izraela. Jego śmierć mogłaby doprowadzić do zwycięstwa sunnickich radykałów z HTSu czy Państwa Islamskiego, którzy niemal na pewno stanowiliby bardziej realne zagrożenie, a powstanie na terenie Syrii wylęgarni wrogiego Izraelowi dżihadu nigdy nie było w jego interesie. Celem Izraela było z jednej strony osłabienie Assada, ale przede wszystkim było nim regularne ograniczanie potencjału Iranu, który rozlokowywał się blisko jego granic.
Na linii frontu w prowincji Idlib kruche zawieszenie broni utrzymywane jest wyłącznie dzięki staraniom Turcji i Rosji, które własnym potencjałem militarnym blokują walczące strony przed zamiarami przeprowadzenia większej operacji zbrojnej. Przez cztery ostatnie lata na tym froncie regularnie dochodzi do sporadycznych starć, kilkukrotnie przeprowadzano ataki na wspólne turecko-rosyjskie konwoje patrolujące sporny obszar, ale w październiku tego roku doszło do wyraźnej intensyfikacji przy, jak się wydaje, przyzwoleniu Rosji. W połowie miesiąca syryjska artyleria miała wystrzelić co najmniej cztery pociski, które trafiły w okolicy tureckiego posterunku obserwacyjnego w pobliżu wioski Maarat Naasan. Mimo, że nie zgłoszono żadnych strat to w odpowiedzi siły tureckie odwetowo ostrzelały pozycje syryjskiej armii. W kolejnych dniach ostrzały syryjskiej artylerii przebierały na sile. Bierny nie pozostawał też HTS. Samo to wydarzenie nie jest niczym nowym i podobne starcia miały miejsce już wielokrotnie, ale pewnym novum jest dużo intensywniejsze niż w ostatnich latach zaangażowanie rosyjskiego lotnictwa, które prowadzi bombardowania na obszarach będących pod tureckim protektoratem, ale poza ich faktyczną kontrolą. Rosyjskie bombardowania zbiegają się więc w czasie z coraz częstszymi, ale nadal ograniczonymi, ostrzałami syryjskiej artylerii, której celem są obszary pod kontrolą HTS.
Obie strony wzajemnie się oskarżają. Assad i Rosja o prowokacje, których efektem są straty zarówno wśród bojowników HTS oraz cywilów, a sunniccy bojownicy o mobilizację swoich struktur i planowanie działań ofensywnych.
Na ten moment nie sposób wyrokować czy te ograniczone starcia doprowadzą do prawdziwej eksplozji działań zbrojnych w prowincji. Nie ulega wątpliwości, że podjęcie szerszych działań przez syryjską armię zależy od aprobaty Moskwy. Z kolei HTS nie może sobie pozwolić na szerszą aktywność bez poparcia Ankary. Jednak decydenci urzędujący w którejkolwiek z tych stolic raczej będą chcieli uniknąć eskalacji. Turcja z uwagi na słuszne obawy co do napływu kolejnych dziesiątek jeżeli nie setek tysięcy uchodźców, a Rosja ze względu na zaangażowanie na Ukrainie, które wyraźnie ogranicza potencjał kontyngentu aktywnego w Syrii. Nie można jednak wykluczyć, że na pewnym etapie te ograniczone starcia, przypadkowo lub nie, przekroczą pewną niepisaną granicę i wbrew woli kluczowych graczy doprowadzą do wznowienia intensywnych starć.
Na koniec spójrzmy na tereny faktycznie okupowane przez Turcję w północnej części prowincji Aleppo gdzie operują oddziały SNA. Bojownicy tego konglomeratu z pewnością chcieliby zająć choćby częściowo obszar pod kontrolą łączonych sił kurdyjsko-syryjskich, ale realizacja ich aspiracji w całości zależy od zgody Turcji. Wszystkie wcześniejsze próby dalszego marszu na południe blokowane były przez Rosję oraz szersze zaangażowanie się na tym odcinku sił Assada. Wypadnięcie z gry jednego z elementów równowagi sił jakim był Hezbollah i inne proirańskie frakcje osłabia potencjał Assada co protureckie siły mogłyby chcieć wykorzystać. Stąd być może wspomniana wcześniej mobilizacja w strukturach SNA, na którą odpowiedzią było wzmocnienie sił syryjskiej armii. Celem jest próba zachowania balansu sił na tym odcinku frontu, ale w wypadku decyzji Ankary o wyrażeniu zgody na działania oddziały syryjskich wojsk rządowych byłyby zbyt słabe.
Najistotniejsze jest jednak stanowisko Turcji oraz jej prezydenta. Jak się wydaje Erdogan zrezygnował z celu jakim było obalenia siłą Assada i nie sprzeciwił się trwającym od 2022 roku wysiłkom dyplomatycznym Moskwy w celu normalizacji stosunków z Damaszkiem. Proces dialogu utknął jednak w martwym punkcie gdyż Assad naciskał na pełne wycofanie wojsk tureckich z Syrii. Obu prezydentów łączyć może ich wrogość wobec zdominowanych przez Kurdów Syryjskich Sił Demokratycznych, które metodą faktów dokonanych utworzyły w północnej Syrii obszar de facto autonomiczny. Wspólne wysiłki na rzecz likwidacji para państwowości kurdyjskiej są i będą jednak blokowane przez Amerykanów, których wojska stacjonują na obszarze północno-wschodniej i wschodniej Syrii zapewniając bezpieczeństwo przed ewentualnymi działaniami ze strony Syrii lub Turcji. Erdogan może jednak zakładać, że prościej będzie mu zlikwidować kurdyjską autonomię w oparciu o współpracę z Assadem i Putinem niż wyłącznie dzięki posiadaniu atutu w postaci Syryjskiej Armii Narodowej. Wierność tych bojowników zależna jest głównie od faktu wypłacania im przez Ankarę żołdu, ale równie szybko może zostać zerwana gdyby Turcja zdecydowała się na faktyczne zbliżenie z Assadem. SNA stanowi więc dla Ankary zarówno atut jak i poważny problem właściwie uniemożliwiający jej prowadzenie w pełni suwerennej polityki względem Damaszku.
Pomiędzy lipcem, a wrześniem tego roku rozmowy miedzy Turcją, a Rosją w sprawie normalizacji stosunków na linii Ankara-Damaszek przyspieszyły. Rzecznik tureckiego MSZ w odpowiedzi na pytania dziennikarzy stwierdził wręcz, że „Z zadowoleniem przyjmujemy wysiłki Rosji na rzecz nawiązania współpracy między naszym krajem, a administracją w Damaszku”. Sam prezydent Erdogan stwierdził przed kilku miesiącami, że byłby gotów przyjąć Assada i jego żonę Asmę w Turcji, tak jak robił to przed rozpoczęciem wojny w Syrii. Efektem były antytureckie wystąpienia w północnej Syrii.
Nieprzejednana postawa Assada domagającego od Turcji „jasnej decyzji" w sprawie wycofania tureckich wojsk z Syrii nadal stoi na przeszkodzie ewentualnej normalizacji. Drugą przeszkodą są protureckie frakcje sunnicckich bojowników, które obawiają się o swoją przyszłość. Moskwa i Syria upatrują w normalizacji z Turcją szansy na ostateczne uzyskanie przez Assada legitymizacji jego władzy mając jednocześnie świadomość, że Turcji również na tej normalizacji zależy. Powodem są między innymi koszty okupacji północnej Syrii, utrzymywania sił syryjskich bojowników, a przede wszystkim stała obecność syryjskich uchodźców w Turcji, którzy generują nie tylko koszty finansowe, ale też społeczne i polityczne. Erdogan mógłby chcieć doprowadzić do powrotu uchodźców do Syrii niezależnie od tego jaki los może czekać tych ludzi w swojej ojczyźnie. Do tego potrzebuje jednak zgody Assada. Ten zaś z jednej strony gra o swoją legitymizację, ostateczny powrót na międzynarodową szachownicę, ale też o przyszłą stabilizację Syrii. Z drugiej jednak strony powrót setek tysięcy uchodźców, których część przed laty zbrojnie przeciwko niemu wystąpiła może generować koszty, których Assad wolałby uniknąć. Chciałby wiec dostać wszystko – normalizację, wycofanie tureckich wojsk i uznanie jego władzy samemu nie ponosząc kosztów. O kompromis więc trudno.
Syryjski węzeł gordyjski wydaje się więc trudny do rozwiązania ze względu na istniejące zależności, a usunięcie nawet jednego elementu tej misternej układanki zapewniającej jako taką stabilność może doprowadzić do niedających się przewidzieć konsekwencji. Ostatecznie jednak wydarzenia w Syrii zależą od dwóch głównych graczy – Rosji i Turcji i to decyzje podjęte w ich stolicach zaważą na przyszłości nie tylko samego państwa syryjskiego, ale i setek tysięcy Syryjczyków.
Wojna w Syrii trwa już ponad 13 lat i nawet jeżeli ostatnie cztery lata stały pod znakiem pewnego zawieszenia i stabilizacji to syryjska beczka prochu może w każdej chwili wybuchnąć i to nawet wbrew intencjom głównych podmiotów kierujących wydarzeniami w tym kraju. Żadnego scenariusza nie należy odrzucać.