- Hubert Walas
USA vs Chiny.
Minęło blisko 30 lat od momentu, kiedy Francis Fukuyama opublikował książkę “Koniec historii”. Początek lat 90tych to czas, w którym Związek Sowiecki upadł, a panowanie Stanów Zjednoczonych było niepodważalne. Unipolarny Świat, w którym wydawało się, że rywalizacja systemów dobiegła końca i liberalna demokracja oraz globalizacja będą stale ekspandować, Świat bez wojen światowych, bo nie było nikogo, kto mógłby rzucić wyzwanie globalnej hegemonii Waszyngtonu. Minęło jednak zaledwie 30 lat, a Świat znowu zaczyna mówić o prawdopodobieństwie wielkiej wojny - niestety, nie bez przyczyny.
Frankenstein Nixona
Kiedy Richard Nixon przyjechał do Pekinu w 1972 r., kończąc okres 25 lat braku relacji na linii Waszyngton - Pekin nie mógł wiedzieć, że historia oceni to potem jako jeden z kluczowych, początkowych momentów największej rywalizacji strategicznej w całej historii Stanów Zjednoczonych. Nixon jednak coś przeczuwał, bowiem jakiś czas później powiedział, że ma nadzieję, że nie stworzył tym samym Frankensteina. Pełne nawiązanie relacji dyplomatycznych z Chinami, które dopełniło się w 1979 r za prezydentury Jimmy'ego Cartera w połączeniu z doktryną chińskiego otwarcia na świat wprowadzoną przez Denga Xiaopinga w 1978 r stanowiło mieszankę, która przez 40 lat pozwoliła Chinom urosnąć do monstrualnych rozmiarów. Do Chin zaczął spływać zagraniczny kapitał, Państwo Środka stało się fabryką świata - wszyscy znamy tę historię. Deng Xiaoping, wizjoner i architekt chińskiego sukcesu, oprócz przełomowych dla komunistycznych Chin reform gospodarczych nakreślił szereg zasad, którymi naród chiński powinien kierować się w nadchodzących dekadach. Zapisana 24 chińskimi znakami doktryna Denga odwołuje się do starożytnych chińskich koncepcji i pozwala nam zrozumieć w jaki sposób Chińczycy doszli do obecnego statusu, przez większość czasu nie będąc niepokojonymi przez Waszyngton. Oto 6 zasad Denga: obserwujcie chłodno i spokojnie (冷静观察), zabezpieczajcie pozycje (站稳脚跟), radźcie sobie z wyzwaniami w ciszy i spokoju (沉着应付), ukrywajcie własne możliwości (韬光养晦), czekajcie na swój czas, nie wychodząc przed szereg (善于守拙), nie podnoście głowy, żądając przywództwa (绝不当头).
Komunistyczny aparat władzy przez lata skrzętnie stosował się do tych zasad uznając światowe zwierzchnictwo USA, paradygmat dolara oparty o system Bretton Woods oraz niekorzystne miejsce w światowym podziale pracy, gdzie większość marży spływa do USA i Europy Zachodniej. Obecnie nasuwa się pytanie, czemu Waszyngton nie zareagował na wzrost Chin wcześniej? Wydaje się, że można było to przewidzieć. Państwo, które przez wieki było najpotężniejszym państwem świata do momentu wielkich, geograficznych odkryć Europejczyków zapoczątkowanych przez Krzysztofa Kolumba; kraj o 4 razy większej populacji od USA; cywilizacja o nieprzerwanej historii od 4000 lat, mająca świeżo w pamięci 100 lat upokorzeń - podłączając taki organizm do światowego systemu można było się spodziewać, że prędzej czy później Chiny upomną się o swoje. Tym bardziej należy docenić wizjonerstwo Deng Xiaopinga, cierpliwość chińskich elit i samego chińskiego społeczeństwa, które katorżniczą pracą miliardów osób przywracały kraj na należne mu miejsce. Z drugiej strony mamy amerykańską administrację, która przekonana o niepodzielnym panowaniu USA jeszcze w 2001 roku, w prawdopodobnie szczytowym momencie swojej potęgi, pozwoliła na przyjęcie Chin do WTO, tym samym oferując finalny składnik chińskiemu wzrostowi. Waszyngton w tym czasie angażował się w kapitałochłonne i jałowe konflikty na Bliskim Wschodzie. Z perspektywy czasu, bierność i przekonanie o własnej wielkości Waszyngtonu do złudzenia przypomina postawę cesarskich Chin w XIX wieku wobec barbarzyńców, czyli Wielkiej Brytanii i innych krajów europejskich, które w wyniku wojen opiumowych rzuciły wielkie Chiny na kolana i rozpoczęły chińskie stulecie upokorzeń. Obecna rywalizacja chińsko - amerykańska w tym kontekście przypomina wojny opiumowe, jednak jej rezultat nie jest z góry określony.
Powstrzymywanie smoka
Rosnący status Chin zaczął zostać postrzegany jako niebezpieczeństwo jeszcze przez administrację Baracka Obamy, który w 2009 roku ogłosił strategię Pivotu na Pacyfik. Jej finałem było porozumienie transatlantyckie TPP zakończone sromotna porażką. Nieudana strategia powstrzymywania Chin administracji Obamy była jedną z przyczyn jego porażki w wyborach 2016 roku i zwycięstwa Donalda Trumpa, który wszedł do Białego Domu z anty chińskimi sloganami na ustach. Amerykańska działalność antychińska nie wzięła się znikąd - zintensyfikowała się po dojściu do władzy Xi Jinpinga, który w 2012 stanął na czele Komunistycznej Partii Chin i zaraz po tym objął stanowisko prezydenta. Panowanie Xi z perspektywy 8 lat można postrzegać jako pośrednie zakończenie doktryny 24 znaków Denga. Chiny dalej są w dużym stopniu wstrzemięźliwe, jednak ofensywne działania Waszyngtonu skłoniły Pekin do zerwania z niektórymi zasadami Denga. Chiny zaczęły ekspandować. Dyplomatycznie i ekonomicznie- głównie do krajów afrykańskich oferując wzrost cywilizacyjny w zamian za dostęp do zasobów naturalnych; technologicznie - rzucając wyzwanie amerykańskim i europejskim gigantom, w domenie telekomunikacji, elektroniki, e-commerce, czy motoryzacji - robiąc to w nie zawsze legalny sposób; militarnie - rozwijając swój potencjał nuklearny, flotę, wojska rakietowe i rozszerzając swoje wpływy na Morzu Południowochińskim; i finalnie cywilizacyjnie proponując krajom Eurazji projekt Pasa i Szlaku, który miałby napędzać rozwój na obszarze największej masy lądowej świata, a co ważniejsze nie podlegać jurysdykcji Waszyngtonu, którego hegemonia opiera się o flotę oceaniczną. Skuteczność tych działań podlega dyskusji, nie wszystkie działania Chin są owocne, jednak oddziaływanie Pekinu na system światowy stało się potężne, powodowało stale rosnący niepokój Waszyngtonu i tym samym napędzało działania mające na celu powstrzymanie Państwa Środka.
Sprowadzało się to do nakładania kolejnych taryf, sankcji, zamykaniem rynku dla kolejnych chińskich produktów, czy podpisaniem amerykańsko-chińskiego porozumienia handlowego, w sposób oczywisty niekorzystnego dla Pekinu. Jednak za każdym strategia Waszyngtonu okazała się niewystarczająca i przyjmowana przez spokojnie Pekin. Potężny deficyt handlowy jest na podobnym poziomie, jak na początku prezydentury Trumpa, miejsca pracy nie wróciły z Chin, a bezrobocie jeszcze bardziej pogłębiło się po kryzysie pandemicznym; Huawei stał się największym producentem telefonów na świecie, mimo braku wsparcia Google’wskiego Androida; a warta $200mld umowa chińsko-amerykańska zapewne nigdy nie zostanie wypełniona. Z tego powodu rośnie nerwowość administracji Trumpa, co potęgują wewnętrzne naciski i przedwyborcza walka przed wyborami w listopadzie 2020. Joe Biden, kontrkandydat Trumpa z ramienia Demokratów zarzuca urzędującemu prezydentowi zbyt słabe podejście do kwestii chińskiej, co potwierdza że niezależnie od wyników listopadowych wyborów linia antychińska zostanie utrzymana.
Wojna systemów
Nerwowość elit w Waszyngtonie dobrze obrazuje język, który coraz częściej pojawia się w kontekście Chin. Robert O’Brien, doradca ds. Bezpieczeństwa narodowego administracji Trumpa, nazwał Xi Jinpinga następcą Józefa Stalina. Jeszcze bardziej znamienne było przemówienie Sekretarza Stanu, Mike’a Pompeo, który nie skupił się na atakowaniu Chin, czy Chińczyków per se, ale chińskiego aparatu władzy, czyli Komunistycznej Partii Chin. Padły określenia o autorytarnych rządach, terroryzowanym społeczeństwie i wojnie liberalnej demokracji z reżimem Marksistowsko-Leninowskim. Tym samym Waszyngton stara się sprawić, by na obaleniu Chin zależało nie tylko Stanom Zjednoczonym, ale całemu światu, który hołduje wolności praw człowieka i demokracji. O ile takie hasła na pewno są dobrze odebrane przez aktywistów, to dla przywódców i strategów państw sojuszniczych, wyznających realpolitik takie słowa nie napawają optymizmem. USA po raz kolejny nie przedstawia sojusznikom jasnej strategii w jaki sposób rozwiąże temat rosnących Chin, co tylko zwiększa panujący w regionie niepokój. Australia - jeden z kluczowych sojuszników USA wprost oświadczyła, że sama kształtuje swoją politykę zagraniczną i nie ma zamiaru szkodzić swoim relacjom z Pekinem. Ponadto wezwanie do obalenia CCP tylko eskaluje konflikt i nie pozostawia Pekinowi pola manewru, gdyż staje się to dla partii kwestią egzystencjalną.
Ciągła eskalacja nie podlega dyskusji. Kwestia 5G, zamykanie konsulatów, zmiana legislacji w sprawie Hong Kongu, wojna o talenty, technologię i handel. Pompeo nazywa tę rywalizację, jako Zimną Wojnę 2.0, która pod wieloma względami jest gorsza. Niektórzy analitycy posuwają się jeszcze o krok dalej i ostrzegają, że prawdopodobieństwo wybuchu gorącego konfliktu światowego, wojny kinetycznej są teraz największe od 70 lat. Kevin Rudd, biegle mówiący po chińsku były premier Australii, a obecnie prezes think tanku Asia Society Policy Institute, w swoim tekście w Foreign Affairs ostrzega, że napięcie na Morzu Południowochińskim rośnie z każdym dniem, a przypadkowa iskra może spowodować tragedię. Jednak źródła należy szukać głębiej. Presja na domowym podwórku sprawia, że zarządzanie kryzysem jest jeszcze trudniejsze. W Pekinie naciski na przewodniczącego Xi po serii eliminacji przeciwników politycznych, wirusie COVID-19, wojnie handlowej oraz pierwszym kryzysie od dekad stale rosną. O stopniu opozycji, z którą się mierzy świadczą zmiany personalne na najwyższych stanowiskach elit partii komunistycznej. Nie inaczej sytuacja wygląda w Białym Domu - wielki dług publiczny, galopujące bezrobocie, setki tysięcy ofiar oraz zamieszki w całym kraju. Sytuacja wrze.
Środek ciężkości świata
Geograficznie hegemoniczna rywalizacja koncentruje się na Morzu Południowochińskim - obecnie najważniejszym strategicznie akwenie świata, centrum grawitacyjnym globalnej geopolityki. Statystyki nie pozostawiają wątpliwości - jest to miejsce transportu połowy tonażu światowego frachtu morskiego, który wart jest ⅓ całości transportu morskiego. Morze Południowochińskie to druga najczęściej uczęszczana droga transoceaniczna, morze bogate w surowce naturalne. Jednak fundamentalne jest jego znaczenie strategiczne - przebiegają tamtędy kluczowe szlaki handlowe z Bliskiego Wschodu, Europy i Afryki do Azji Wschodniej. Kontrola nad tymi szlakami, nad przepływem zasobów jest celem zarówno Chin, jak i Stanów Zjednoczonych. Do tego dochodzą liczne roszczenia terytorialne. Najważniejszym z nich jest chińskie roszczenie względem Tajwanu, którego wchłonięcie jest celem Komunistycznej Partii Chin od czasu ucieczki Kuomintangu na wyspę w grudniu 1949 i stanowi o legitymizacji partii CCP. Do tego dochodzą roszczenia względem samego morza, które Pekin postrzega jako wewnętrzne morze Chin. W tym celu partia komunistyczna realizuje strategię „linii 9 kresek”, która obejmuje terytorium roszczeń i zakreśla obszar 80% Morza Południowochińskiego. Stany Zjednoczone, co oczywiste, odrzucają wszystkie pretensje Pekinu. Prowadzi to do stałej militaryzacji regionu po obu stronach - Chińczycy w ostatnich latach bardzo rozwinęli swoje zdolności antydostępowe. Wg niektórych ekspertów zdolności rakietowe Pekinu nie ustępują obecnie technologicznie Amerykanom. Do tego dochodzi stale rozbudowywana flota wojskowa, która wg Jamesa Fanella, byłego dyrektora wywiadu floty Pacyfiku, w 2030 roku będzie większa od połączonych flot Stanów Zjednoczonych i Indii. Ma się na nią składać 430 okrętów oraz 110 łodzi podwodnych.
Oczywiście równolegle istnieje wiele powodów przeciw wybuchowi konfliktu kinetycznego.
- Głębokie współzależności gospodarcze, które skutkowały niebotycznymi kosztami;
- Niepewność wyniku takiego starcia po obu stronach;
- Przeciwdziałanie całej reszty świata w dążeniu do tego konfliktu
- finalnie kwestia nuklearna,
która zawsze pozostawia ryzyko wzajemnej anihilacji. Jednakże ciągła militaryzacja regionu, słabnąca dominacja amerykańskiego supermocarstwa nad Chinami oraz nerwowość obu ośrodków władzy w Waszyngtonie i Pekinie sprawia, że jeszcze niedawno całkowicie nieprawdopodobny scenariusz konfliktu światowego znowu zaczyna być realnie brany pod uwagę. Mimo, że jego prawdopodobieństwo jest niskie, to nie jest wykluczony. Dlatego w kolejnym odcinku pod lupę weźmiemy sytuację strategiczną na zachodnim Pacyfiku i omówimy wyzwania strategiczne z jakimi mierzą Chińczycy i Amerykanie.