- Hubert Walas
„Barack nigdy nie traktował Putina poważnie. On to spieprzył” - miał powiedzieć Joe Biden o 44. prezydencie USA - Baracku Obamie. Biden odnosił się do łagodnej i niewystarczającej reakcji Obamy na aneksję ukraińskiego Półwyspu Krymskiego przez Rosjan w 2014 roku. Obecny (jeszcze) prezydent cytowany jest, w nieprzychylnym Obamie tonie, przez Boba Woodwarda w głośnej książce „War”. Biden miał uznać pozycję Baracka za jedną z przyczyn, która w 2022 doprowadziła finalnie do rosyjskiej napaści pełnoskalowej na Ukrainę.
Jednak po blisko trzech latach wojny Rosji z Ukrainą, której pomocną dłoń podały Stany Zjednoczone (oczywiście nie bezinteresownie), wydaje się że 82 letni Biden będzie kończyć swoją kadencję z oceną podobną do tej, którą sam Biden wystawił swojemu młodszemu koledze. Mógł zrobić więcej, jednak nie zrobił.
Ukraińcy, mimo że wdzięczni Bidenowi za wielomiliardową pomoc, dochodzili powoli do wniosku, że z administracją Demokratyczną czeka ich powolna, długa, jednak z czasem - śmierć. Niewiele wskazywało na to, że Kamala Harris, która zapowiadała kontynuację polityki Bidena, przyniesie jakikolwiek przełom.
Dlatego, gdy 5 listopada w Ameryce zwyciężył Donald Trump część osób na Ukrainie przyjęła ten rezultat z pewną dozą optymizmu. Brzmi to dość absurdalnie, zważając że Republikanin podczas swojej kampanii niejednokrotnie nazywał Zelenskiego „najlepszym sprzedawcą”, wysyłał różne sygnały w stronę Putina oraz co najważniejsze zapewniał, że zaprowadzi pokój „w 24 godziny”, który de facto skończy się podziałem Ukrainy.
Trump jednak niesie ze sobą pewien atrybut, który daje Kijowowi cień nadziei: nieprzewidywalność. Nowy prezydent łamie dotychczasowy porządek, a Ukraina potrzebuje zmiany. To oczywiście nie oznacza, że nagle zmieni swój kurs wobec Kijowa, ale przy pewnych okolicznościach (o czym później) stwarza Ukraińcom pewne szanse.
Gang Trumpa, z hasłem „America First” na ustach, ma jeden zasadniczy cel: Chiny. Niemal wszyscy członkowie jego potencjalnego kabinetu to „chińskie jastrzębie”, które uważają Pekin za absolutny priorytet polityki zagranicznej, któremu wszystkie inne należy podporządkować. A to oznacza zwijanie zaangażowania w każdym innym miejscu globu. Jednak czy wszyscy zagrają pod dyktando Amerykanów? Czy zrobi to Moskwa? Choć plany Waszyngtonu w teorii mogą wyglądać korzystnie dla Rosji, tak bliższe spojrzenie ukazuje pewne problemy.
Jak wygląda nowa talia Donalda Trumpa? Skupmy się wyłącznie na osobach, które będą miały realny wpływ na politykę zagraniczną administracji republikanów.
Nazwisko JD Vance’a, przyszłego wiceprezydenta, znamy od dłuższego czasu. Początkowo przeciwnik, z czasem stał się gorliwym zwolennikiem Trumpa. Zasłynął po wydaniu książki „Elegia dla bidoków" ("Hillbilly Elegy") z 2016 roku, w której opisał trudne doświadczenia dorastania w rodzinie robotniczej w regionie Rust Belt. Książka stała się bestsellerem i została zekranizowana przez Netflix w 2020 roku. Vance od dłuższego czasu jest zwolennikiem jak najszybszego zakończenia wojny na Ukrainie, o czym później.
Kolejne nazwiska poznaliśmy dopiero po wygraniu przez Trumpa wyborów. Marco Rubio, senator z Florydy, ma zastąpić Anthonego Blinkena, jako Sekretarz Stanu. Blinken był jednym z największych antyputinowskich jastrzębi w administracji Bidena (np. w przeciwieństwie do Sullivana). Rubio swoją uwagę koncentruje na Chinach, o których mówi od przeszło dekady.
Niezwykle istotną pozycję doradcy ds. Bezpieczeństwa narodowego, po Jake’u Sullivanie, obejmie Michael Waltz. Kongresmen, również z Florydy. Pułkownik Gwardii Narodowej oraz były żołnierz sił specjalnych (Zielonych Beretów). Również „chiński jastrząb”.
O ile te kandydatury zostały przyjęte ze spokojem i z pewnym zadowoleniem, tak kolejne nominacje zaczęły budzić coraz większą konsternację. Zaczęło się od ogłoszenia Pete’a Hegsetha potencjalnym Sekretarzem Obrony. O ile Hegseth jest weteranem wojennym i oficerem, a także działa na rzecz amerykańskich weteranów, bardziej znany jest z roli prezentera telewizyjnego telewizji Fox News. Co istotne, Hegseth do tej pory mnie uwagi poświęcał tematom strategicznym, a bardziej skupiał się na walce z kulturą woke i taki jest najpewniej cel jego nominacji - usunięcie z armii osób o poglądach progresywnych i lewicowych.
Oprócz Hegsetha, zdumienie wzbudziły nominacje dla Maxa Gaetza jako prokuratora generalnego oraz Tulsi Gabbard na pozycję Dyrektora Wywiadu Narodowego. Gabbard wielokrotnie powtarzała opinie zbieżne m.in. z kremlowską propagandą.
Należy mieć jednak z tyłu głowy informację, że wszystkie te nominacje (oprócz Waltza) muszą najpierw przejść przez Senat, co najpewniej odbędzie się pod koniec stycznia. Nominacja Rubio nie powinna być zagrożona, jednak Hegseth, Gaetz, czy Gabbard mogą mieć problemy z przejściem przez Senat, mimo że izba posiada republikańską większość. Część analityków jest zdania, że Trump zdawał sobie z tego sprawę i nominacje miały na celu wyróżnienie lojalnych, aniżeli docelowy wybór. Czas pokaże, kto z tej grupy się ostanie. Niemal pewne jest pozostanie Rubio i Waltza - dwóch najważniejszych postaci w kreowaniu polityki zagranicznej. Hegseth natomiast najpewniej będzie głównie skupiał się na wartościach ideologicznych. Tę hipotezę częściowo może potwierdzać informacja z dnia emisji tego materiału. Swoją kandydaturę na prokuratora generalnego wycofał Matt Geatz.
Dobrze zatem, znając te nazwiska co możemy przewidzieć odnośnie ich planów wobec trzech najgorętszych punktów zapalnych świata? Ukrainy, Chin oraz Bliskiego Wschodu?
Zacznijmy od Izraela, z którym chyba jest najmniej wątpliwości. Wszyscy trzej wyrażają pełne poparcie dla Państwa Żydowskiego i jego wojny z bojówkami w regionie, a także dla twardej postawy wobec Iranu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Netanjahu dostanie jeszcze większą swobodę w działaniu, by „skończyć robotę” - jak sam określił to Trump. Rubio, gdy zapytany co sądzi o licznych ofiarach wśród palestyńskiej ludności cywilnej, odpowiedział: „Myślę, że Hamas jest w 100 procentach winny”. W przeszłości zgłaszał również swój sprzeciw wobec rozwiązania dwupaństwowego. Waltz zwraca uwagę, że nadal siedmiu amerykańskich obywateli jest przetrzymywanych przez Hamas. Pozycja Hegsetha jest mniej udokumentowana, ale również zdecydowanie proizraelska.
Chociaż być może najbardziej znamiennym ruchem proizraelskim jest nominacja Elise Stefanik na ambasadora Stanów Zjednoczonych przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Stefanik od dawna krytykuje ten międzynarodowy organ. Oskarżyła ONZ o antysemityzm za krytykę izraelskich osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu, a w październiku wezwała do „całkowitej ponownej oceny finansowania ONZ przez Stany Zjednoczone”.
To wszystko jednocześnie zapowiedź trudnych czterech lat dla Islamskiej Republiki Iranu.
Hegseth w 2020 roku powiedział, że Iran musi wrócić do stołu „kulejąc i błagając”. Chodzi o stół negocjacyjny w sprawie JCPOA, od którego to nuklearnego dealu podczas swojej kadencji odstąpiła poprzednia administracja Trumpa. Zarówno Rubio, jak i Waltz, całkiem niedawno stwierdzili że Izrael nie powinien być powstrzymywany przed bezpośrednim atakiem na irański program broni nuklearnej.
Jeśli przeszłaby kandydatura Tulsi Gabbard, należy przypomnieć jej stanowisko wobec prezydenta Turcji - Recepa Erdogana, którego uważa za „Islamskiego megalomana, który chce ustanowić kalifat ze sobą jako najwyższym władcą”, który „pomaga ISIS”.
Zatem zwycięzca na Bliskim Wschodzie jest jeden - Bibi Netanjahu, nazywany prze Nialla Fergusona Bismarkiem Bliskiego Wschodu.
Powstrzymać smoka
Większe zmiany, albo raczej „bolesne dociśnięcie”, najpewniej czeka Chińską Republikę Ludową. Cała trójka - Rubio, Waltz i Hegseth to klasyczne, amerykańskie „jastrzębie”, które widzą Chiny za największe zagrożenie, z którym Ameryka mierzy się od dekad. I trzeba przyznać, że cały skład „ds. Polityki zagranicznej” był ustalany głównie podług „chińskiego klucza”.
Rubio jest największym weteranem w tej kwestii, adresując kwestię Chin już od 15 lat. Przyszły (najpewniej) Sekretarz Stanu był jednym z pierwszych wybranych Republikanów, którzy wypowiedzieli się przeciwko amerykańskim menedżerom korporacyjnym, którzy jego zdaniem szukali zysków współpracując z Komunistyczną Partią Chin. 53-latek popiera zakaz TikToka. Co więcej, bardziej wyraźniej niż Trump wyraził też gotowość do obrony Tajwanu w przypadku chińskiego ataku.
We wrześniu Rubio opublikował 60 stronicowy raport o Chinach, który analizował sukces ekonomiczny Chin oraz kampanię Made in China 2025. Podkreśla on chiński wzrost w wielu obszarach - zielonej technologii, robotyki czy budowania statków. Republikanin zdaje się być świadomy wielu osiągnięć Pekinu, ale także jego problemów. Jak możemy przeczytać w raporcie:
„Załóżmy, że dziś jest szczyt potęgi Chin. Nawet w tak optymistycznym scenariuszu, Komunistyczna Partia Chin będzie nadal stanowić realne, egzystencjalne zagrożenie dla amerykańskiego przemysłu i pracowników przez wiele lat. A komunistyczne Chiny będą nadal groźniejszym przeciwnikiem niż jakikolwiek, z jakim Stany Zjednoczone mierzyły się w żywej pamięci. ”
Ponadto w przemówieniu w Senacie w 2023 roku ubolewał, że chciwość dużych firm przyczyniła się do szybkiego wzrostu Chin, co KPCh wykorzystała, kradnąc tajemnice handlowe i eksportując autorytaryzm na cały świat.
Waltz z kolei, w swoim eseju w The Economist z 2 listopada, który napisał z Matthew Kreoningiem, argumentował, że Waszyngton powinien jak najszybciej ograniczyć konflikty na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, by skupić pełną uwagę na Chinach. Rakiety wysyłane na Ukrainę, czy okręty kierowane na Bliski Wschód, mogłyby zamiast tego, być kierowane w stronę Chin, twierdzi Waltz. „Po przywróceniu stabilności w Europie i na Bliskim Wschodzie, Ameryka będzie mogła wreszcie nadać priorytet Chinom.” - czytamy w eseju Waltza. Sytuację między USA, a Chińską Partią Komunistyczną określa jako „zimną wojnę”.
Hegseth z kolei wydał w ostatnim czasie książkę The War on Warriors: Behind the Betrayal of the Men Who Keep Us Free” - która jest manifestem przeciwko kulturze woke. Promując książkę powiedział natomiast, że „Chiny budują armię specjalnie przeznaczoną do pokonania Stanów Zjednoczonych Ameryki” i że USA są dekadę do tyłu i przygotowują się do wojny, która już była. Popularność na X zdobyły także nagrania, w których mówi, że w grach wojennych Pentagonu USA przegrywają za każdym razem i tracą swoje lotniskowce w wyniku chińskiego ataku rakietowego.
Również John Ratcliffe, który obejmie stanowisko szefa CIA, określa Chiny jako „największe zagrożenie dla USA i wolnego świata”.
Patrząc na profile najbliższego środowiska Trumpa nie dziwią zatem jego propozycje odnośnie nałożenia taryf w wysokości 60% i wyższych na chińskie produkty importowe. Jak informuje Reuters tym razem, ten ruch może okazać się wybitnie bolesny dla Pekinu, powołując się na m.in. na dane, o których informowaliśmy w niedawnym odcinku o Chinach. Choć zdania są podzielone i inni uważają, że cła mogą wręcz pomóc Chinom.
Aczkolwiek w tym miejscu trzeba również odnotować obecność kolejnej osoby w talii Trumpa - biznesowego barona Elona Muska. Ekscentryczny miliarder, razem z Vivkiem Ramaswamym, ma dostać departament efektywności rządu DOGE. A zatem Musk, choć niezwiązany bezpośrednio z polityką zagraniczną, będzie blisko Donalda Trumpa, podobnie jak miało to miejsce w kampanii wyborczej. Musk tymczasem ma niejako przeciwstawne poglądy względem Chin w porównaniu do Rubio, Waltza czy Hegsetha. Prowadzi tam swoje biznesy z Teslą na czele i niejednokrotnie apelował o współpracę z Państwem Środka, w przeciwieństwie wezwań do eskalacji. Również David Goldman na łamach Asia Times wyraża nadzieję, że podejście administracji Trumpa do Chin będzie miało charakter biznesowy, pokładając nadzieję w ekspertyzie Rubio. Pytanie zatem, której strony swojej świty posłucha Trump. Na ten moment wszystko wskazuje na to, że idziemy w kierunku mocnego zwarcia.
Ukraina na ołtarzu mocarstw
Na koniec zostaje nam Ukraina. W tym miejscu analiza czołowych kart w talii Trumpa kończy się ponurym, w najlepszym razie, ambiwalentnym rezultatem. O ile pierwsze nominacje - Rubio, Waltz, czy nawet Hegseth mogły zostać przyjęte z umiarkowanym optymizmem. Tak Tulsi Gabbard, nie jest stronniczką Kijowa, mówiąc łagodnie.
Trzeba zauważyć, że gdy rosyjskie czołgi wjeżdżały na Ukrainę większość nominowanych wyrażała się ze współczuciem i deklarowała konieczność mocnego wspierania Kijowa, jednak z czasem poglądy wielu ewoluowały i są dziś zbieżne z zapowiadanym przez Trumpa poszukiwaniem rozmów pokojowych.
Rubio, dwa dni po wybuchu wojny, nazwał Putina zabójcą i zakwestionował jego poczytalność. Po listopadowych wyborach jednak powiedział: „Myślę, że Ukraińcy byli niesamowicie odważni i silni w stawianiu czoła Rosji, ale w ostatecznym rozrachunku mamy tu do czynienia z wojną patową, którą należy zakończyć, bo w przeciwnym razie kraj ten cofnie się o 100 lat”.
Również Waltz wyraża pewien stopień empatii w stronę Kijowa. Krytykuje administrację Bidena mówiąc, że wycofanie się w popłochu z Afganistanu oraz niedostateczna groźba odwetu przed rosyjską napaścią na Ukrainę, doprowadziły do wydarzeń z 22 lutego 2022 roku. Dzisiaj jednak podobnie, jak Rubio, jest zdania że priorytetem są rozmowy pokojowe i podaje powody dla których Amerykanie mają narzędzia by zmusić obie strony do tego kroku.
W przypadku Ukrainy sprawa jest prosta - wysłanie do rozmów pod groźbą ograniczenia dostaw uzbrojenia. W przypadku Rosji użyty jest drugi koniec tego samego kija. Jeśli nie siądziecie do rozmów zwiększymy dostawy broni na Ukrainę, a ponadto dociśniemy Wasz sektor gazowo-naftowy, grozi nadchodzący doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. „W obliczu tej presji Putin prawdopodobnie skorzysta z okazji, aby zakończyć konflikt.” - uznaje Waltz.
Hegseth, podobnie jak wymieniona wcześniej dwójka, początkowo wspierał dozbrajanie Ukrainy. Nazwał Putina zbrodniarzem wojennym, który chce przywrócić ZSRR i wezwał do przyspieszenia pomocy dla Kijowa. Później jednak z jego ust można było usłyszeć chociażby podważanie istnienia NATO.
Natomiast Tulsi Gabbard, potencjalna Dyrektor Wywiadu Narodowego, już od pierwszych dniach wojny wpisywała się w kremlowską narrację, uznając rosyjskie roszczenia ws. Ukrainy, za uzasadnione. Twierdziła także, że Ukraina nie powinna nigdy należeć do NATO i powinna pozostać neutralna. Twierdziła także, że na Ukrainie znajdują się laboratoria broni chemicznej - informacja, którą rozprzestrzeniały rosyjskie media.
Pewnym pocieszeniem może być natomiast nominacja na pozycję szefa Senatu senatora z południowej Dakoty - Johna Thune’a. W swoich poprzednich wypowiedziach Thune głośno wyrażał swoje poparcie dla Ukrainy. W marcu, gdy trwały dyskusje nad zatwierdzeniem wielomiliardowego pakietu pomocowego dla Kijowa, podkreślił, że „Ameryka nie może wycofać się ze światowej sceny”.
Ciężko nie zauważyć również sympatyzujących z wykładnią rosyjską wielu tweetów Elona Muska, w których miliarder przychyla się do argumentów wysuwanych przez Moskwę. To on miał również brać udział w rozmowie prezydenta Ukrainy Volodymyra Zelenskiego, z Donaldem Trumpem, kiedy Ukrainiec pogratulował Trumpowi wygranej w wyborach. Według źródeł rozmowa była kurtuazyjna, ale „dobra”.
Co można z tego wszystkiego wydedukować? Politykę zagraniczną Stanów definiować będą Chiny i tak patrzą na to Rubio i Waltz. Polityka względem Kijowa będzie pochodną tej względem Pekinu. Główna konkluzja jest zatem jedna - zamrożenie wojny, by skupić się na Chinach.
Marsz żałobny pod batutą Trumpa?
Jak Trump i jego ekipa chcą to zrobić? Oficjalnie nie wiadomo, ale pewne szczegóły starał się opisać Alexander Ward dla WSJ. Po pierwsze Rosja miałaby utrzymać zdobycze terytorialne, tj. ok. 20% terytorium Ukrainy. Nie wiadomo co stałoby się z Kurskiem, ale z perspektywy Moskwy najlepiej byłoby odbić ten skrawek do czasu negocjacji, inaczej najpewniej musiałby być poddany negocjacjom. Ponadto Ukraina miałaby się zrzec dążeń dołączenia do NATO na najbliższe 20 lat.
W zamian Amerykanie mieliby obiecać Kijowowi dość broni, by uchronić się przed potencjalnym rosyjskim atakiem w przyszłości, jednocześnie zniechęcając do niego. Natomiast sama granica miałaby się stać liczącą blisko 1300 km strefą zdemilitaryzowaną.
Kto miałby jej strzec? Wg Trumpa na pewno nie Amerykanie lub siły ONZ. „Nie zapłacimy za to. Niech to robią Polacy, Niemcy, Brytyjczycy, czy Francuzi” - miał powiedzieć członek sztabu Trumpa. Ukraińcy jednak mieliby zachować prawo do roszczeń terytorialnych na drodze dyplomatycznej.
Na ile brutalnie to nie zabrzmi - gdyby faktycznie do tego doszło, Ukraina byłaby zmuszona podjąć się tych rozmów. Dysponentem losu Kijowa jest dzisiaj Waszyngton. Oczywiście istnieje możliwość, że Kijów się na to nie zgodzi, jednak bez amerykańskiej broni i wsparcia, mogłoby się to skończyć jeszcze gorzej. Pojawiają się też głosy o podjęciu próby stworzenia broni jądrowej, jednak jest to bardzo mało prawdopodobne. Zgodę na ten ruch również musieliby wydać Amerykanie (bo dalej Ukraińcy będą od nich zależni). Prawdopodobne jest także to, że Rosjanie podczas negocjacji również wpiszą ten punkt w obrady i patrząc na nastawienie składu Trumpa oraz politykę ograniczenia proliferacji, raczej będą mogli liczyć na poparcie USA w tej kwestii.
Pewną nadzieją dla Ukraińców może być jednak… postawa jego arcywroga. W teorii plan ten jest korzystny dla Moskwy. Daje jej Donbas, Krym i większość ukraińskiego wybrzeża co można „sprzedać” swojej populacji jako wielkie zwycięstwo specoperacji. Daje Rosji czas na odbudowanie swoich zasobów, przegrupowanie i przemyślenie kolejnego kroku działań zbrojnych (bowiem nikt nie ma złudzeń, że ten nastąpi). Daje także, teoretycznie „neutralną” Ukrainę - co było celem z grudnia 2021.
Jednak przy bliższym spojrzeniu pojawia się szereg problemów. Po pierwsze - dozbrojenie Ukrainy. Ciężko oszacować o jakiej skali mówimy, jednak jeśli ma być to ilość odstraszająca Rosję, może oznaczać to pokaźne transfery broni. Po drugie, Ukraina również nie będzie w tym czasie próżnowała, dostanie czas, a najpewniej również i środki (nie tylko ze Stanów, ale i Europy) by rozwinąć własny przemysł zbrojeniowy oraz technologie militarne (włączając w to rakiety balistyczne).
Po trzecie - sytuacja wewnętrzna w Rosji. W tym wypadku dużo zależy od tego, czy zostaną zniesione sankcje, jak potraktowane zostaną zamrożone rosyjskie aktywa oraz temat reparacji. Jeśli wszystkie te tematy zostaną przez Amerykanów „ułożone” zgodnie z wolą Moskwy, to tymczasowy koniec wojny brzmi bardziej łagodnie. Jednak jeśli rosyjska gospodarka dalej będzie poddawana mocnej presji, to problem wcale nie ustąpi, a może wręcz urosnąć do większych rozmiarów.
Całkiem niedawno na łamach rosyjskiego Centrum Analiz Makroekonomicznych i Prognoz Krótkoterminowych opublikowano analizę wedle której „Obecna polityka pieniężna niesie ze sobą niedopuszczalnie wysokie ryzyko wywołania recesji. W wyniku działań Banku Centralnego rosyjska gospodarka faktycznie stoi w obliczu zagrożenia stagflacją – jednoczesnej stagnacji (a nawet recesji) i wysokiej inflacji.” Czytamy na łamach Niezawisimej Gaziety. Co więcej przerwanie tej „wojennej gospodarki” wcale nie musi oznaczać ozdrowienia, lecz pogłębienie recesji, bowiem teraz kraj polega w większości na programach zbrojeniowych.
Nie będzie można tłumaczyć wszystkiego trwającą wojną. Kraj odzyska część siły ludzkiej do pracy, ale z drugiej strony - większość z nich po traumatycznych doświadczeniach wojennych. Doświadczenia innych społeczeństw - w szczególności państw europejskich po I wojnie światowej - wskazują, że hordy zdemobilizowanych żołnierzy i bezrobotnych pracowników sektora obronnego są receptą na niestabilność polityczną.
Innymi słowy - nie jest łatwo zatrzymać kraj pogrążony w „wojennym pędzie”. Ten swoją siłą rozpędu naturalnie do niej dąży. Jeśli dążenie skończyłoby się zgniłym pokojem, który również nie zadowala Moskwy, reżim Putina mógłby zostać uwięziony w bańce państwa skrajnie militarystycznego, podupadłego, który nie może znaleźć ujścia dla swojej „wojennej pompy”.
Dodajmy do tego, że w Kijowie, z moskiewskiej perspektywy, dalej zasiadłby „wrogi, faszystowski reżim”, który choć w okrojonej skali, również podważałby legitymizację Kremla i jego spuściznę jako spadkobiercę Rusi Kijowskiej. Do tego dochodzi kwestia „rosyjskiej dumy”. Amerykanie wchodzą kiedy im się podoba i mówią, kiedy ma się skończyć najważniejsza dla nas wojna od 1945 roku? To dla Moskwy policzek. Niekoniecznie jest argument kluczowy, bowiem gdyby takie rozwiązanie Moskwie pasowało w całej rozciągłości, byłby do przełknięcia. Jednak jak widać niekoniecznie musi być to sprawa zero-jedynkowa.
Nie zapominajmy, że w całym równaniu nie zniknie również Unia Europejska i poszczególne kraje, które powoli rozwijają swoje zdolności zbrojeniowe. Na początku 2022 roku ruszyły one do pomocy Ukrainie szybciej niż Amerykanie - mowa głównie o Europie Środkowo-Północnej. Z czasem do pomocy dołączył również zachód kontynentu. „Porzucenie” Ukrainy przez Amerykanów w teorii może być bodźcem jeszcze bardziej motywującym Europejczyków do wsparcia Kijowa i szerzej inwestowania we własne bezpieczeństwo - trend również, z punktu widzenia Moskwy, potencjalnie negatywny.
Ogółem w scenariuszu „pokojowym”, z rosyjską gospodarką w recesji oraz rzeszami ludzi dotkniętymi zespołem stresu pourazowego, można zakładać że Moskwa będzie dążyć do kolejnego konfliktu. Najpewniej nie porwie się od razu na NATO tj. Państwa Bałtyckie, ale Kaukaz, Azja Środkowa, czy nawet Białoruś mogą stać się jej celami.
Pewien punkt zaczepienia oferuje schemat odejścia przez Trumpa od dealu JCPOA w 2018 roku. Trump szedł do wyborów w 2016 z zapowiedzią odejścia od nuklearnego dealu z Iranem, co stanowiło jeden z głównych tematów wyborczych. Jednakże, jak zauważa Luke Coffey z Hudson Institute, na łamach Foreign Policy „Zanim Trump opuścił JCPOA, miał miejsce przegląd polityki i stopniowe podejście, które trwało 16 miesięcy. Dopiero w październiku 2017 r. Trump po raz pierwszy zdecertyfikował zgodność Iranu z JCPOA, a formalne wyjście z porozumienia zajęło mu aż do maja 2018 r.- jedną trzecią jego pierwszej kadencji. Co więcej, gdy Trump ostatecznie opuścił JCPOA, jego administracja miała już gotową politykę do wdrożenia: tak zwaną kampanię „maksymalnego nacisku”.
Oczywiście nie można zakładać, że tak samo będzie z Ukrainą. Temat jest jeszcze pilniejszy, a region mniej zbieżny z sympatiami Trumpa, jednak sam ten fakt pokazuje, że kalibracja kursu wielkiego mocarstwa może zajmować długie miesiące. Tymczasem jak niejednokrotnie informowaliśmy, Rosjanie są zdolni prowadzić wojnę o takiej intensywności jeszcze przez ok 1.5 roku, czyli 18 miesięcy - mniej więcej tyle, ile zajęło Trumpowi odejście od JCPOA. O tym przypomina m.in. najnowszy artykuł w Foregin Policy ”Russia’s War Economy Is Hitting Its Limits“: “W pewnym momencie w drugiej połowie 2025 r. Rosja będzie musiała zmierzyć się z poważnymi niedoborami w kilku kategoriach broni” - przypominają autorzy powołując się na artykuł w The Economist.
Sytuacja jak widać jet bardzo złożona. Tzw. „pokój” będzie spoczywał na beczce prochu, którą będzie Federacja Rosyjska. Oczywiście można założyć, że Amerykanie zamkną obie strony w pokoju, wręczą długopisy, wyjdą i zamkną oczy na to co będzie się działo potem, zgodnie z doktryną frakcji izolacjonistycznej w gabinecie Trumpa. Aczkolwiek świat tak nie działa, i jako że wszystko jest ze sobą powiązane niewidzialną nicią, będzie (prędzej, czy później) wymuszało na Amerykanach reakcję.
I tak po sznurku do kłębka dochodzimy do źródła tej (niebezpodstawnej) nadziei Ukraińców. Otóż wraz ze wchodzeniem w szczegóły draftu umowy pokojowej, te wszystkie problemy będą wychodzić na wierzch. Albo stworzy się w ich wyniku nowe podejście do sprawy ukraińskiej, albo siłą zostaną one przepchnięte. Ale nawet wtedy nie znikną. A niezaadresowane, prędzej czy później, odbiją się także na amerykańskim interesie - czy to definiowanym jako bogactwo Amerykanów, lub też jako ich bezpieczeństwo. A wtedy koszt działania będzie zdecydowanie wyższy, podobnie jak było w przypadku analizy post factum działań Baracka Obamy, w wykonaniu Joe Bidena.
Bidena, który w ostatnich miesiącach swojej sprawczości postanowił odblokować zakaz atakowania celów w rosyjskim interiorze, z użyciem amerykańskiej technologii. Decyzja bardzo ważna, choć jak z wieloma działaniami demokratyczne prezydenta - mocno spóźniona.
Źródła:
- https://foreignpolicy.com/2024/11/08/trump-ukraine-russia-war-peace-deal-putin-zelensky/
- https://x.com/OstapYarysh/status/1856583851897700424
- https://www.theguardian.com/us-news/2024/nov/12/trump-builds-hawkish-team-marco-rubio-mike-waltz
- https://kyivindependent.com/marc-rubios-stance-on-russias-war-in-ukraine-what-we-know/
- https://www.washingtonpost.com/opinions/2024/11/12/rubio-trump-state-china-hawk/
- https://www.nytimes.com/2024/11/11/us/politics/trump-rubio-secretary-of-state.html
- https://edition.cnn.com/2024/11/11/politics/video/marco-rubio-donald-trump-cabinet-pick-digvid
- https://www.forbes.com/sites/saradorn/2024/11/12/trumps-cabinet-here-are-his-picks-for-key-roles-elon-musk-vivek-ramaswamy-pete-hegseth-and-more/
- https://www.timesofisrael.com/trump-taps-fox-news-host-who-said-us-must-stand-by-strong-ally-israel-to-head-pentagon/
- https://www.newsweek.com/marco-rubio-five-times-he-spoke-out-china-1984357
- https://www.wsj.com/world/trump-presidency-ukraine-russia-war-plans-008655c0
- https://www.pravda.com.ua/eng/news/2024/11/13/7484208/
- https://foreignpolicy.com/2024/11/08/trump-ukraine-russia-war-peace-deal-putin-zelensky/