- Andrzej Krajewski
Przyszłość czy Utopia?
„Traktaty Europejskie nie są wykute w kamieniu” – oznajmił w sierpniu 2022 r. Olaf Scholz w Pradze. Pięć lat wcześniej na paryskiej Sorbonie Emmanuel Macron głosił natomiast „Nie możemy cały czas mówić o Europie Narodów”. Francusko-niemiecka zbieżoność interesów w sprawie jednolitego państwa europejskiego historycznie wcale nie była tak oczywista, wręcz przeciwnie - była wypadkową ciągle zmieniającego się układu sił. Jednak obecna architektura światowego i europejskiego ładu sprawia, że bodaj pierwszy raz w historii Berlin i Paryż - dwa najpotężniejsze, europejskie ośrodki siły - mówią jednym głosem: Europa powinna iść w kierunku superpaństwa. By przyjrzeć się konceptowi Europejskiego Państwa Federalnego i zrozumieć całą dynamikę relacji wewnątrz Unii Europejskiej musimy wybrać się w dłuższą podróż.
Podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego 22 listopada 2023 r., zasiadający w nim deputowani opowiedzieli się za przyjęciem projektu przygotowanego wcześniej przez komisję spraw konstytucyjnych (AFCO). Zakłada on gruntowaną zmianę w zapisach unijnych traktatów. Czego efektem byłoby rozszerzenie kompetencji Brukseli w kilkudziesięciu obszarach oraz przede wszystkim likwidacja prawa weta w Radzie Unii Europejskiej. Za rezolucją zagłosowało 291 europosłów, 274 zagłosowało przeciwko, a 44 wstrzymało się od głosu. To był dopiero pierwszy z wielu kroków, które są w całym procesie są wymagane. Niemniej nie powinno być zaskoczeniem jeśli, zainicjowany m.in przez posłów chadeckich, socjalistycznych i zielonych, projekt który de facto jest przekształceniem Unii w Państwo Federalne, na Radzie Unii Europejskiej poprą kanclerz Niemiec oraz prezydent Francji.
Aby zrozumieć cały proces integracji europejskiej oraz spróbować określić - jakie są szanse przekształcenia Starego Kontynentu w jedno państwo należy odbyć małą podróż w czasie. Cofając się stopniowo przeszłość, aby następnie wrócić z niej do dnia dzisiejszego.
„Traktaty Europejskie nie są wykute w kamieniu” – oznajmił 29 sierpnia 2022 r. Olaf Scholz w Pradze. Wprawdzie kanclerz Niemiec skierował te słowa do studentów i pracowników naukowych Uniwersytetu Karola, lecz jego wystąpienie trudno uznać za standardowy wykład. Przywódca największego kraju Unii Europejskiej zapowiedział, iż: „Jeśli wspólnie dojdziemy do wniosku, że Traktaty muszą zostać zmienione, by Europa mogła iść naprzód, wówczas powinniśmy to zrobić”.
Scholz nie był pierwszym liderem kluczowego kraju Unii, który złożył taką deklarację. Podobną wizję zmian od lat forsuje prezydent Francji Emmanuel Macron. Nota bene również on ogłosił swe propozycje podczas uniwersyteckiego wykładu, acz nie w Pradze lecz na paryskiej Sorbonie.
„Nie możemy cały czas mówić o Europie Narodów” – przekonywał słuchaczy 26 września 2017 r. Zamiast kultywowania istnienia państw narodowych postulował reformę traktatów, tak aby zacieśniały one więzy federacyjne na Starym Kontynencie. Co ciekawe już wówczas padł z jego ust postulat przekształcenia Komisji Europejskiej w coś na kształt unijnego rządu, złożonego jedynie z 15 komisarzy.
Jednak kanclerz Angela Merkel podeszła do wizji prezydenta Francji bardzo sceptycznie. Zwłaszcza, iż wynikało z niej, że marzy mu się przywrócenie V Republice roli, jaką odgrywała we Wspólnocie ponad trzydzieści lat temu, kiedy przez dekadę funkcję przewodniczącego Komisji Europejskiej sprawował Jacques Delors.
Takie stanowisko Berlina uległo zmianie, gdy wybory w 2021 r. wygrały w Niemczech partie, które następnie stworzyły „Ampelkoalition” (koalicją sygnalizacji świetlnej). W umowie koalicyjnej, zaprezentowanej opinii publicznej 24 listopada 2021 r., SPD, Zieloni i FDP wspólnie deklarowali, iż celem rządu kanclerz Olafa Scholza jest zreformowanie Unii tak aby przekształciła się w: „federalne, europejskie państwo związkowe, zorganizowane zgodnie z zasadą subsydiarności i proporcjonalności oraz kartą praw podstawowych”. Mówiliśmy o tym więcej w naszym materiale z tamtego czasu.
Trzy miesiące później Rosja najechała na Ukrainę i niemiecka gospodarka, wraz gospodarkami innych państw unijnych, musiała się zmierzyć z kryzysem energetycznym. Jednocześnie trwał kryzys polityczny, bo tak można nazwać całkowite załamanie się polityki wschodniej, jaką Berlin jeszcze od rządów kanclerza Gerharda Schrödera prowadził wobec Moskwy. Wywołana przez Władimira Putina rosyjska kampania podboju Ukrainy, wymusiła na Scholzu próbę „ucieczki do przodu”. Miałaby ona polegać na zacieśnieniu więzów w Unii oraz usprawnienia procesu decyzyjnego Wspólnoty. Kanclerz uczynił zatem to, o czym od dawna marzył prezydent Macron.
„Kiedy, jeśli nie teraz, stworzymy suwerenną Europę, która będzie potrafiła przetrwać w wielobiegunowym świecie?” – pytał retorycznie na zakończenie wykładu na Uniwersytecie Karola Olaf Scholz. Przedstawiwszy wcześniej słuchaczom wizję nowej Unii, skupiającej aż 36 państw (w tym Ukrainę), w której decyzje będą podejmowane większością głosów. Taka Europa miałaby być zdolna do prowadzenia jednolitej polityki zagranicznej oraz posiadać własne siły zbrojne. Stać się też równorzędnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych i Chin w grze mocarstw.
Jeśli wierzyć w idealizm w polityce, to można by uznać, iż kanclerz Scholz chciałby wreszcie zrealizować wizję, nakreśloną ponad 70 lat temu przez Jeana Monnet’a i Roberta Schumana. Ten pierwszy twierdził, że: „ludy Europy nie mają przed sobą przyszłości innej niż unia”. Bardziej zachowawczy Schuman rozumiał opory, jakie mogłaby ona wzbudzić w państwach narodowych lecz sądził, iż są one do przezwyciężenia.
Podczas przemówienia w maju 1960 roku Schuman podkreślił, że „Termin władza ponadnarodowa budzi podejrzliwość. Tymczasem nie jest niczym innym jak przeniesieniem na obszar stosunków międzynarodowych zasady większościowej, która na płaszczyźnie narodowej uznawana jest za podstawowy sposób realizowania wolności”. A wygłosił to przemówienie z okazji dziesiątej rocznicy ogłoszenia przez niego planu skoordynowania produkcji stali i wydobycia węgla oraz utworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali (EWWiS) przez 6 państw Europy zachodniej. Wcielenie w życie planu Schumana, uznawane jest za moment założycielski, który doprowadził z czasem do narodzin współcześnie istniejącej Unii Europejskiej.
Jednak za idealizmem Schumana krył się twardy pragmatyzm ówczesnych przywódców Francji i Republiki Federalnej Niemiec, którzy uznali, iż dzięki wizji wspólnej Europy uda im się odbudować w świecie pozycję obu państw. Tu należy jeszcze bardziej cofnąć się w czasie, aby móc dostrzec pewne prawidłowości.
Stary Kontynent na przestrzeni ostatnich stuleci dwukrotnie znalazł się pod kontrolą jednego ośrodka władzy. Pierwszy raz miało to miejsce na początku XIX w., gdy Francja, rządzona przez Napoleona Bonaparte, podporządkowała sobie niemal całą Europę. W kolejnym stuleciu tej samej sztuki dokonały Niemcy pod wodzą Adolfa Hitlera. Za każdym razem zdominowanie Starego Kontynentu przy użyciu siły trwało krótko i towarzyszyła temu seria starć militarnych najkrwawszych w swej epoce. Zaś koszty przedsięwzięcia okazywały się miażdżące dla państw, mających być jego beneficjentami. W wyniku wojen napoleońskich Francja przestała być najpotężniejszym mocarstwem na Starym Kontynencie i pozycji tej już nigdy nie odzyskała. Podobnie fatalne skutki przyniosła II wojna światowa Niemcom, dodatkowo podzielonym na dwa państwa przez zwycięskich aliantów.
Co ciekawe oba projekty jednoczenia Europy siłą przez jedną nację zakończyły się klęską za sprawą mocarstw morskich, które konsekwentnie starały się to uniemożliwić. Napoleona powstrzymywała Wielka Brytania, zaś Niemcy Zjednoczone Królestwo wraz z USA. Acz porażkę Francji i Niemiec przypieczętowały przegrane wojny ze znajdującą się na wschodnim krańcu kontynentu carską Rosją oraz jej spadkobiercą Związkiem Radzieckim.
Niepowodzenia i towarzysząca im utrata znaczenia były bolesną lekcją. Pierwsze wnioski, że należy pójść inną drogą, zaczęła wyciągać Francja. Była do tego zmuszona widząc własny spadek znaczenia w porównaniu z czasami napoleońskimi na polach: militarnym, ekonomicznym, a nawet demograficznym.
Na początku XIX w. Francja była najludniejszym mocarstwem na kontynencie, posiadającym 28 mln mieszkańców. Ale do 1914 r. ich liczba wzrosła zaledwie do 39 mln. W tym czasie Brytyjczyków i Niemców przybyło trzykrotnie, zaś Rosjan czterokrotnie. Wszystkie te kraje w ciągu stulecia zdobyły sobie pozycję mocarstw potężniejszych od III Republiki. Potem na frontach I wojny światowej poległo lub zostało na trwałe okaleczonych ponad 6 mln młodych Francuzów. Od tego momentu niczego w Paryżu nie obawiano się bardziej od wykrwawiającej wojny. Dlatego rozpoczęto budowę Linii Maginota. Jednocześnie we wrześniu 1929 r. francuskie ministerstwo spraw zagranicznych przygotowało ofertę skierowaną do 27 europejskich państw. Aristide Briand proponował im stworzenie wspólnych „więzów federalnych”. Konkretny plan ujął w specjalnym memorandum, które ogłoszono osiem miesięcy później.
Konfederacja Europejska miała posiadać ponadnarodowy parlament oraz komitety pełniące role quasi rządu. Miało to zagwarantować wieczny pokój na Starym Kontynencie, a przy okazji zapewniając Paryżowi utrzymanie wiodącej roli. Plan Brianda miał szansę powodzenia, jedynie przy aprobacie Berlina. Tam zaś władzę przejął Adolf Hitler, który przyniósł ze sobą najkrwawszą wojnę w dziejach.
Z II wojny światowej Francja wyszła poważnie osłabiona. Jednak Paryż i tak znalazł się w lepszej sytuacji niż pokonane Niemcy, które utraciły 24 proc. terytorium, a następnie zostały nie dość, że podzielone na dwa państwa, to jeszcze jedno z nich - Niemiecka Republika Demokratyczna znalazła się pod ścisłym nadzorem Moskwy. Natomiast Republika Federalna Niemiec musiała respektować to, czego wymagali od niej zwycięzcy Amerykanie.
Taki stan rzeczy okazał się dobrym początkiem, żeby powrócić do pomysłów Aristide Brianda, niekoniecznie przy tym przypominając o jego osobie. Integrowaniu się krajów zachodniej części Starego Kontynentu zaczął sprzyjać też szereg innych czynników i to tak mocno jak nigdy dotąd. Przegrane Włochy porzuciły rojenia Mussoliniego o odbudowie rzymskiego imperium. Holandia nie miała już dość sił aby utrzymać panowanie nawet nad resztkami swego kolonialnego imperium. Belgia i Luksemburg zrozumiały, że samotnie nie posiadają nawet cienia szansy na obronę swej niepodległości.
Jednocześnie diametralnie zamieniała się polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii. Zjednoczone Królestwo wobec wewnętrznych kłopotów i zagrożenia ze strony Związku Radzieckiego zaprzestało blokowania integrowania się zachodniej części Starego Kontynentu. Tym bardziej, iż wspieraniem tego procesu bardzo były zainteresowane Stany Zjednoczone.
Mający służyć pomocy w odbudowie krajów europejskich ze zniszczeń wojennych Plan Marshalla został w 1947 r. tak sformułowany, żeby wymuszać od uczestniczących w nim krajów zawiązywanie coraz ściślejszej współpracy na polu ekonomicznym. Administracja prezydenta Trumana, wobec groźby wojny ze Związkiem Radzieckim potrzebowała silnej Europy Zachodniej jako swego sojusznika. Silnej gospodarczo, militarnie oraz zdolnej do działań jako kolektyw. Już podczas swego przemówienia, wygłoszonego 5 czerwca 1947 r. na Uniwersytecie Harvarda sekretarz stanu George Marshall wzywał kraje europejskie do stworzenia „systemu stałych więzi”. Od tego momentu Waszyngton wywierał dyskretną, acz mocną presję na sojusznicze rządy w Europie, aby jak najszybciej rozpoczęły proces integracji. Udzielając mu przez następne lata stałego wsparcia.
Nie przypadkiem pierwszy ideę zjednoczenia Europy publicznie sformułował najbliższy przyjaciel Amerykanów Winston Churchill. Były premier Wielkiej Brytanii zaprosił na początku maja 1948 r. do Hagi ponad 800 wpływowych ludzi z całej Europy Zachodniej, w tym przywódcę zachodnioniemieckiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej Konrada Adenauera. „Chcemy Europy zjednoczonej, w której na całym obszarze istnieć będzie swobodny przepływ ludzi, idei i dóbr” – mówił wówczas Churchill. Z tą wizją zgodził się obecny na sali premier Francji Robert Schuman. Acz nie do końca. Mianowicie w Europie jednoczonej pod egidą Wielkiej Brytanii, przy wsparciu USA Francja mogłaby nie odgrywać decydującej roli. Konferencja w Hadze przyniosła powstanie Rady Europy oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Niemniej ciała te nigdy nie otrzymały realnej władzy i ich wpływy na kontynencie ograniczyły się do wywierania presji moralnej na państwa, by przestrzegały zasad demokracji oraz praw człowieka.
Tymczasem Robert Schuman, już jako szef francuskiego MSZ, zmodyfikował plan Churchilla tak aby lepiej służył interesom Francji. Pomysł, jak to zrobić podsunął mu ekonomista Jean Monnet. Niemiecki przemysł dalej polegający na potędze regionu Zagłębia Ruhry - ówczesnemu hegemonowi wytwórstwa stali i węgla, skazany na odrodzenie. Schuman ogłosił więc 9 maja 1950 r. swój słynny plan.
„Rząd francuski proponuje umieszczenie całej francusko-niemieckiej produkcji węgla i stali pod zarządem wspólnej Wysokiej Władzy w organizacji otwartej na udział innych krajów europejskich” – głosił jego kluczowy punkt.
Tak rodziła się Wspólnota Węgla i Stali. Wspólny nadzór nad produkcją węgla i stali miał zapobiec militarnemu i przemysłowemu wzrostowi Niemiec, który mógłby stanowić zagrożenie dla Francji. Jednocześnie ograniczał wpływ Brytyjczyków, i stawiał RFN w pozycji junior partnera Francji, bowiem Paryż obejmował częściową kontrolę nad najważniejszym regionem Niemiec. Dzień przed ogłoszeniem „Planu Schumana” jego treść przekazano do wiedzy Waszyngtonu. W Białym Domu inicjatywę uznano za bardzo dobry pomysł, współgrający z amerykańskimi celami strategicznymi. Jednocześnie Amerykanie zupełnie nie dbali wówczas o interes Wielkiej Brytanii, której imperium kolonialnemu życzyli rychłego odejścia w przeszłość. Dlatego Londynu o planie Schumana nie powiadomiono.
„Quai d’Orsay (francuskie MSZ – przyp. aut.) czerpało z tego niekłamaną przyjemność: był to pierwszy z wielu małych odwetów za podejmowanie przez «Anglo-Amerykanów» decyzji bez konsultacji z Paryżem” – twierdzi Tony Judt w monografii „Powojnie”. Oświadczenie Schumana najbardziej ucieszyło kanclerza RFN Konrada Adenauera. „To nasz przełom” – ponoć krzyknął do współpracowników. Pokonane Niemcy zaproszono do międzynarodowej organizacji, na takich samych prawach, jak zwycięskie kraje. Natomiast Paryż zrobił wiele, żeby Londyn nie miał do niej wstępu.
Europejska Wspólnota Węgla i Stali skupiła sześć państw, lecz wszelkie istotne decyzje zapadały w Paryżu, po przekonsultowaniu ich z Bonn. Adenauer godził się na dominację Francji, bo wciąż świeża w Europie była pamięć o niemieckich zbrodniach, która bardzo utrudniała mu prowadzenie samodzielnej polityki zagranicznej. Za ważniejszy cel uznał odbudowę niemieckiej gospodarki. To dzięki amerykańskiemu Planowi Marshalla udawało się znakomicie. Jednocześnie opowiadał się, ze głębszą integracja ekonomiczną zakładając, iż z czasem siła gospodarcza RFN zniweluje polityczną przewagę Paryża. Nie palił się więc do budowania forsowanej przez Francję Europejskiej Wspólnoty Obronnej, mającej stać się alternatywą dla NATO. Natomiast gorąco poparł traktaty rzymskie na mocy których powstała w marcu 1957 r. Europejska Wspólnota Energii Atomowej, a w dniu 1 stycznia 1958 r. narodziła się Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG).
I faktycznie - RFN rosło. Odzyskiwało ekonomiczną i dyplomatyczną siłę, co zagrażało dominującej pozycji Francji. Dlatego gdy w 1958 r. na czele Francji znów stanął legendarny przywódca z czasów II wojny światowej gen Charles de Gaulle, zastany bieg zdarzeń wcale mu się nie spodobał. Odpowiedzią de Gualle’a był projekt nazwany „Planem Foucheta”.
Doświadczony dyplomata Christian Fouchet, na zlecenie prezydenta de Gaulle przewodniczył komisji złożonej z przedstawicieli sześciu państw EWG, opracowującej założenia przekształcenia tej organizacji w federację prowadzącą wspólną politykę obronną oraz zagraniczną. Głównym organem zarządzającym Unią miała stać się Rada, w której zasiadaliby szefowie państw lub ministrowie spraw zagranicznych, podejmujący decyzje jednomyślnie. Zaś istniejące na mocy traktatów rzymskich wspólnotowe Zgromadzenie Parlamentarne zostałoby przekształcone w Parlament Europejski. Przy czym miałby on jedynie prawo opiniowania decyzji Rady.
Pomimo wysiłków de Gaulle „Plan Foucheta” został odrzucony przez państwa Wspólnoty, nawet w rozwodnionej formie, zaprezentowanej ponownie w 1962 r. Acz jedna rzecz po nim pozostała, mianowicie Rada Europejska. Mimo że, jej istnienia wówczas nie sformalizowano, to przywódcy wszystkich krajów EWG zaczęli się regularnie spotykać aby przedyskutować konkretne zagadnienia.
Prezydent Francji uznał, że skoro integracja wedle recepty Paryża nie jest możliwa, to musi zastąpić ją innym rozwiązaniem, które gwarantowałoby Francji pozostawanie „przewodnią siłą” w EWG. Tak narodził się pomysł Traktatu Elizejskiego. Zaakceptował go Konrad Adenauer uznając, iż stanie się on symbolem francusko-niemieckiego pojednania. Przygotowany do podpisania 22 stycznia 1963 r. w Pałacu Elizejskim traktat przewidywał ścisłe skoordynowanie przez rządy RFN i Francji procesu podejmowania kluczowych decyzji. Wedle jego założeń szefowie rządów obu państw mieli spotykać się ze sobą, co najmniej dwa razy w roku dla uzgadniania najważniejszych kwestii. Ministrowie spraw zagranicznych musieli się widzieć najrzadziej co trzy miesiące, zaś szefowie sztabów sił zbrojnych nawet co dwa.
Traktat Elizejski w zamyśle de Gaulle miał być początkiem zacieśniania związku dwóch największych państw EWG, wokół którego chciał budować konfederację słabszych krajów europejskich. W tym „małżeństwie z rozsądku” prezydent wyznaczył sobie rolę głowy. Tymczasem czekało go rozczarowanie. Adenauer spolegliwie godził się na coraz bliższą przyjaźń z Francją, dopóki nie zagrażało to niemieckim interesom. Dlatego w maju 1963 r. Bundestag ratyfikował Traktat Elizejski. Ale dopisał do niego wstęp, który rozwścieczył de Gaulle. Niemcy podkreślili w nim rolę partnerstwa jednoczącej się Europy ze Stanami Zjednoczonymi oraz NATO. A co więcej zapowiedzieli dążenie do integracji całej wspólnoty: „przy udziale Wielkiej Brytanii”.
„Nie tego oczekiwał prezydent Francji” – podkreśla w monografii „Europa Zachodnia po II wojnie światowej” Jerzy Krasuski. Rozczarowany postawą Niemiec, blokujących zarówno federalizację, jak i wypchnięcie wypływów USA z Europy de Gaulle skupił się na budowaniu mocarstwowości Francji. Temu zwrotowi politycznemu towarzyszyło promowanie hasła o „Europie ojczyzn”, które uzasadniało woltę generała.
W 1966 r. zdecydował o wyjściu V Republiki z wojskowych struktur NATO i zadbał o intensywną rozbudowę sił zbrojnych. Pod koniec jego rządów Francja posiadała już własną broń jądrową przygotowaną do użycia - na wzór USA i ZSRR - wedle zasad atomowej triady. Tworzyły ją bombowce Dassault Mirage IV zdolne przenosić bomby atomowe, rakiety S-2 o zasięgu 3 tys. km z głowicami jądrowymi oraz okręty podwodne przystosowane do transportu i odpalania rakiet balistycznych.
Na forum EWG Paryż zrezygnował z naciskania na szybką integrację, dbając jedynie o to aby do Wspólnoty nie wpuścić Brytyjczyków, choć rząd Harolda Macmilliana zgłosił chęć akcesji do Zjednoczonego Królestwa. Prezydent de Gaulle pozostał nieugięty nawet gdy starania Londynu wsparł prezydent USA John F. Kennedy.
„Chciał on, by Francja odgrywała rolę starszej siostry RFN, a nie ubogiej kuzynki trzech germańskich potęg przemysłowych: RFN, Wielkiej Brytanii i USA” - podkreśla Jerzy Krasuski w „Europa Zachodnia po II wojnie światowej”. Tu trzeba nadmienić, że dla generała znaczenie miało, iż wedle ówczesnych spisów ludności prowadzonych w USA ok 29 proc. mieszkańców tego kraju było pochodzenia niemieckiego, a jedynie 22 proc. wywodziło swe korzenie z Anglii.
W jednym Charles de Gaulle się nie mylił - wpuszczenie Zjednoczonego Królestwa do Wspólnoty oznaczało zamrożenie procesów integracyjnych. Gdy kolejny prezydent Georges’a Pompidou pozwolił, by w 1973 r, do EWG przystąpiła Wielka Brytania wraz Irlandią i Danią, realizacja wciąż tworzonych planów budowania wspólnoty ekonomicznej i politycznej uległa gwałtownemu spowolnieniu. Udało się jedynie utworzyć Europejski System Walutowy i w 1979 r. powstał wirtualny pieniądz „ecu”, będący wstępem do Unii Walutowej. Tę z kolei blokowało weto Bonn. Kanclerz Helmut Kohl nie zamierzał pozbywać się niemieckiej marki, bo jej stabilność była jednym z filarów ekonomicznego sukcesu RFN. Natomiast o to, żeby tworzenie federalnego państwa nie stało się możliwe dbała brytyjska premier Margaret Thatcher.
Powszechny brak entuzjazmu wobec wizji, którą niegdyś snuł Schuman i Monet wynikał z głębszych przyczyn. Utworzenie wspólnego rynku i bliska współpraca ze Stanami Zjednoczonymi zaowocowały gospodarczym odrodzeniem Europy zachodniej. To zaś przekładało się na wzrost znaczenia w świecie poszczególnych państw tworzących EWG. Gospodarki krajów Wspólnoty w 1985 r. generowały łącznie ponad 24 proc. światowego PKB, gdy Stany Zjednoczone 22 proc. W tamtym czasie, żaden inny wielki organizm gospodarczy globu nie mógł się równać z EWG, pod względem jej zamożności, a także zagwarantowanego bezpieczeństwa. Bowiem motyw do głębszej integracji obronnej tj. realne zagrożenie, stwarzane wcześniej przez Związek Radzicki, pod koniec lat 80. zniknęło.
Ten stan rzeczy sprawiał, że największe kraje Wspólnoty: RFN, Francja, Wielka Brytania a nawet Włochy mogły się cieszyć statusem należnym mocarstwom. Federalizacja okazywała się zbędna a zatem zapał do niej wygasł. Jedynie Francja usiłowała podtrzymywać jej płomyk ze względu na Niemcy, bojąc się, iż z racji wzrostu ich znaczenia gospodarczego może w końcu utracić swą pozycję „starszej siostry”. Dlatego prezydent Francois Mitterrand i jego minister finansów Jacques Delors zaczęli w połowie latach 80. naciskać na pogłębienie integracji, byle tylko RFN nie zostało nagle całkiem samodzielnym bytem politycznym.
Ale choć Delors, jako przewodniczący Komisji Europejskiej powołał Komitet ds. Studiów nad Unią Gospodarczą i Walutową, to jego wysiłki spełzały na niczym. Aż nadszedł niespodziewany przełom. W Europie Wschodniej zawalił się komunizm i zjednoczenie państw niemieckich stało się możliwe. Finalizacja tego procesu miała oznaczać koniec dominującej pozycji Francji w Europie. Z drugiej strony Paryż nie posiadał dość siły aby blokować ten proces w nieskończoność, skoro swój sprzeciw wycofał Związek Radziecki oraz Stany Zjednoczone. Mitterand zgodził się więc na wchłonięcie NRD przez zachodnie Niemcy, lecz w zamian zażądał od Bonn szybkiej unii walutowej oraz budowy unii politycznej.
Choć większość mieszkańców RFN nie wyobrażała sobie rezygnacji z własnej waluty kanclerz Helmut Kohl na to przystał. Acz w zamian jego minister finansów Theo Waigel zażądał od Paryża sformułowania twardych warunków dla państw aspirujących do przyszłej Unii Walutowej. Ujęto je potem w Pakcie Stabilizacji i Wzrostu. Otrzymawszy gwarancje, że roczny deficyt budżetowy krajów posługujących się wspólną walutą nie będzie przekraczać 3 proc. PKB, a dług publiczny 60 proc. PKB, Kohl zaczął przeć do Unii Walutowej. „W jednym przypadku – euro – byłem jak dyktator” – przyznał w wywiadzie udzielonym 10 lat później dziennikarzowi Jensowi Peterowi Paulowi, który na swą publikację czekał kolejną dekadę. „Przegralibyśmy referendum w sprawie wprowadzenia euro. To całkiem jasne. Ja przegrałbym i to siedem do trzech” – opowiadał Kohl.
Konieczności polityczne sprawiły, że integracja ruszyła w końcu z miejsca, a jej kierunek oficjalnie określono podczas szczytu państw Wspólnoty w lutym 1992 r. w Maastricht. Co ciekawe dopiero podpisany tam traktat włączył w struktury wspólnotowe, kluczowe ciało decyzyjne, czyli Radę Europejską. W Maastricht przywódcy krajów EWG zgodzili się co do fundamentów Unii Europejskiej. Jednak potem ich obecny kształt zaczął się wykuwać za sprawą politycznych konieczności. Zaś zajmowali się tym głównie politycy francuscy i niemieccy. Przy czym do tych drugich coraz częściej należało ostatnie zadanie.
Na początek przyjęcie do UE krajów Europy Środkowej w tym Polski poprzedził nowy traktat, podpisany 26 lutego 2001 r. w Nicei. Reformował on tak struktury Wspólnoty aby jej powiększenie nie wpłynęło na codzienne funkcjonowanie. Przy okazji postanowiono wprowadzić do niej pierwsze elementy demokracji na szczeblu centralnym, dając Parlamentowi Europejskiemu pierwsze uprawienia prawodawcze i nadzorcze nad Komisją Europejską. W tym momencie mogło się wydawać, że przekształcenie Unii Europejskiej w państwo federalne jest już tylko kwestią czasu. W życie wchodziła Unia Walutowa, do której winny były z biegiem lat przystąpić wszystkie kraje UE. W planach zaś znalazło się uchwalenie wspólnej, europejskiej konstytucji.
W dniu 30 kwietnia 2001 r. tygodnik „Der Spiegel” opublikował dokument pt. „Verantwortung für Europa” (Odpowiedzialność za Europę). Był on manifestem rządzącej SPD przygotowanym przez osoby z kierownictwa partii pod okiem kanclerza Gerharda Schrödera. Autorzy ogłosili w nim, że: „nie ma alternatywy dla kontynuowania integracji”. Jak opisuje w monografii pt. „Rola Niemiec w rozszerzeniu Unii Europejskiej” Aleksandra Zięba wedle założeń Schrödera: „UE powinna podążać w kierunku unii politycznej, a jej kształt powinien być wzorowany na rozwiązaniach federacyjnych (na wzór ustroju RFN) z silnie zaakcentowaną zasadą subsydiarności”. Wspomniana zasada mówi, iż każdy szczebel władzy powinien realizować tylko takie zadania, z którymi nie radzi sobie skutecznie niższy szczebel władzy lub samo społeczeństwo obywatelskie.
Europejską unię polityczną wpisało do swego programu SPD w drugiej połowie listopada 2001 r., podczas zjazdu partyjnego w Norymberdze. Ówczesne władze Niemiec założyły, iż w nowej Unii Komisja Europejska zacznie pełnić rolę rządu. Tak Rada Unii Europejskiej złożona z szefów rządów państw członkowskich oraz najważniejszych ministrów miała stać się czymś na kształt Senatu, czyli wyższą izbą Parlamentu Europejskiego. Kompetencje tego ostatniego planowano poszerzyć acz nie na tyle, by mógł zdominować decyzje Rady Unii Europejskiej. Rzucono też pomysł powołania prezydenta Unii. Przy czym miał on być powoływany wspólnie przez Radę UE oraz Parlament Europejski w wielostopniowych wyborach.
Niecały rok po Nicei kanclerz Gerhard Schröder i prezydent Jacques Chirac wydali w grudniu 2001 r. wspólne oświadczenie, w którym uznali konieczność uchwalenia konstytucji Unii Europejskiej. Niemal natychmiast wniosek ten zatwierdzono na posiedzeniu Rady Europejskiej. Jego szybka realizacja oznaczałby, że nowi członkowie z Europy Środkowej z miejsca staliby się częścią wielkiej federacji.
Zarówno Berlin jak i Paryż w tym momencie znów odnalazły wspólnotę interesów i to na wielu płaszczyznach. W przypadku polityki światowej Stany Zjednoczone, po rozpadzie ZSRR wciąż umacniały swą dominującą pozycję, korzystając z zysków, jakie wówczas oferowała im globalizacja gospodarki. W roku 2000 po raz pierwszy to nie kraje Wspólnoty lecz gospodarka USA odnotowała największy udział w światowym PKB. Jednocześnie europejskie firmy przegrały niemal wszystkie szanse, jakie niesie ze sobą bycie inicjatorem oraz liderem w kolejnych rewolucjach technologicznych. To Stany Zjednoczone, Japonia, Korea Południowa i inne dalekowschodnie „tygrysy” (na czele z odnotowującymi szokująco szybki wzrost PKB Chinami) mogły się szczycić większymi sukcesami ekonomicznymi. A działo się tak dzięki wejściu do powszechnego użycia komputerów osobistych, z ich nowatorskim oprogramowaniem, Internetu, mikroprocesorów, telefonów komórkowych, etc. W wyścigu najnowocześniejszych gałęzi gospodarki Unia Europejska zostawała coraz bardziej w tyle. Ówcześni przywódcy mieli tego świadomość. Dlatego na posiedzeniu Rady Europejskiej w marcu 2000 r. przyjęto tzw. strategię lizbońską. Jej cel brzmiał następująco: „Unia Europejska powinna stać się najbardziej konkurencyjną i dynamiczną, opartą na wiedzy gospodarką świata, zdolną do trwałego wzrostu gospodarczego i oferującą więcej lepszych miejsc pracy oraz zapewniającą większą spójność społeczną” – wyczytać można w komunikacie Parlamentu Europejskiego.
Integracja miała ułatwić realizację strategii i stawienie czoła politycznej oraz ekonomicznej dominacji Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie Berlin i Paryż upatrywał w niej sposób na okiełznanie indywidualnych ambicji poszczególnych krajów Wspólnoty. A już zwłaszcza utrzymanie w ryzach nowych jej członków z Europy Środkowej. Tymczasem przyjęty w Nicei system liczenia głosów w Radzie Unii Europejskiej oferował coś dokładnie odwrotnego. Niemcy będąc krajem zamieszkałym przez największą liczbę ludzi i najpotężniejszym gospodarczo, posiadały jedynie 29 głosów ważonych, dokładnie tyle samo co Wielka Brytania, Francja i Włochy (nic zatem dziwnego, że kraje te poparły traktat nicejski). Co więcej nicejski system liczenia głosów oferował Hiszpanii oraz Polsce po 27 głosów. To oznaczało możność wzajemnego równoważnia swych wpływów przez szerokie grono największych krajów Unii. Nicea otworzyła drogę do głębszej integracji Wspólnoty oraz jej rozszerzenia na wschód kontynentu. Oba działania były konieczne aby Unia mogła sprostać dominacji USA, ale jednocześnie poważnie umniejszyły znaczenie Berlina i Paryża we Wspólnocie. Zatem w kolejnym kroku Nicea musiała zostać zastąpiona traktatem, przywracającym dawny stan rzeczy.
Tak można odczytywać główne motywy, jakimi kierowali się kanclerz Schröder oraz prezydent Chirac. Natomiast projektowi szybkiej budowy wspólnego państwa federalnego, którego projekt nakreślił Schröder, tym razem Paryż nie okazał zainteresowania. Zamiast tego zaprezentowano coś, czego pełna nazwa brzmiała: „Traktat ustanawiający Konstytucję dla Europy”. Acz jedyną znaczącą zmianą wobec poprzednich traktatów stanowiło to, że owa konstytucja gruntownie reformowała system liczenia głosów w Radzie UE. Nowy system, nazwany systemem podwójnej większości stanowił, iż do podjęcia decyzji potrzebna okazywała się zgoda co najmniej 55 proc. państw Unii (nie mniej niż 15 państw) reprezentujących co najmniej 65 proc. jej ludności. A do zablokowania decyzji - ponad 45 proc. państw lub 35 proc. ludności zamieszkującej co najmniej cztery państwa.
Poza tym konstytucja stanowiła ujęcie w jednym dokumencie wszystkich, poprzednich traktatów, porządkowała funkcjonowanie unijnych instytucji i rozszerzała gwarancje prawa obywateli UE zapisane w Karcie Praw Podstawowych, która została przyjęta jeszcze podczas szczytu w Nicei. Uzależnienie wagi głosu od liczby mieszkańców przywracało we Wspólnocie układ sił sprzed traktatu nicejskiego, ograniczając rolę mniejszych krajów, które de facto nie mogły przeforsować nic bez aprobaty największych. Polskę, nowy sposób ważenia głosów z racji liczby mieszkańców spychał nagle do drugiej ligi. Pełnoprawnym krajem Unii Polska stała się 1 maja 2004 r., co oznaczało, brak możliwości sprzeciwienia się gotowym już zmianom. Projekt konstytucji doprowadzono do finału bardzo szybko i w piątek 29 października 2004 r. głowy państw Wspólnoty złożyły podpisy pod Traktatem Konstytucyjnym podczas uroczystości na rzymskim Kapitolu.
Jak zauważa w opracowaniu pt. „Francuskie «nie» dla Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy” Elżbieta Kużelewska – „Debata nad przygotowaniem tekstu Traktatu Konstytucyjnego nie była całkowicie wolna, bowiem zwykli ludzie w niej nie uczestniczyli. W tym właśnie sensie debata została wypaczona, a błędem okazała się prezentacja dokumentu jako faktu historycznego i nie podlegającego dyskusji”.
Dlatego przewodniczący Konwentu Europejskiego, który opracował i zredagował Traktat Konstytucyjny Válery Giscard d’Estaing ogłosił, że będzie nalegać na przeprowadzenie referendum ratyfikacyjnego we wszystkich państwach członkowskich Unii Europejskiej. Jednak jedynie 10 krajów uznało jego słowa za wiążące. We Francji zgodnie z obowiązującym prawem ratyfikacji konstytucji mógł dokonać parlament. Tymczasem prezydent Chirac zdecydował się na referendum. W lutym 2005 r. pierwsze odbyło się w Hiszpanii i zdawało się potwierdzać, iż wszystko przebiegnie planowo. Przy niskiej frekwencji aż 77 proc. głosujących opowiedziało się za przyjęciem konstytucji. Po czym w maju Francuzi i zaraz po nich Holendrzy powiedzieli twarde „nie”. Nad Sekwaną oddano aż 55 proc. głosów przeciwko ratyfikacji. Wynik ten skonsternował inne kraje Unii. Cześć z nich odroczyła lub wstrzymała proces ratyfikacji, choć m.in. w Niemczech oraz Włoszech dobiegł on już końca. Tracący na popularności Jacques Chirac nie zamierzał postępować wbrew opinii wyborców i uznał, że wynik referendum jest wiążący. Stan zawieszenia trwał ponad dwa lata. Przywódcy krajów Unii zgodzili się bowiem na wydłużenie terminu ratyfikacji konstytucji ale gdy i to nie pomogło w czerwcu 2006 r. podczas brukselskiego szczytu Rady Europejskiej zdecydowano, iż najpóźniej do drugiej połowy 2008 roku zostanie podjęta decyzję, w jakim stopniu zmienić jej zapisy aby mogła zostać jednak przyjęta.
Berlin i Paryż nie zamierzały bowiem zrezygnować z przeforsowania zmiany liczenia głosów w Radzie UE. Zadanie zmodyfikowania Traktatu Konstytucyjnego przypadło Niemcom, którzy w pierwszym półroczu 2007 r. po Austriakach i Finach przejęli funkcję przewodnictwa w Unii, nazywanego prezydencją wagi ciężkiej. Kanclerz Angela Merkel deklarowała, że sprawa ratyfikowania Traktatu Konstytucyjnego będzie priorytetem dla jej rządu. Po czym podeszła do zagadnienia z pragmatyzmem, jaki stał się z czasem jej znakiem firmowym. Zrezygnowano zatem z szumnej i budzącej kontrowersje nazwy – konstytucja. Wracając do neutralnego – traktatu. Następnie to, co było dla Niemiec sprawą kluczową, przeniesiono do nowego dokumentu. Rezygnując z forsowania rzeczy budzących kontrowersje światopoglądowe.
Rządy Wielkiej Brytanii i Polski nie musiały zatem podpisywać Karty Praw Podstawowych. Zrezygnowano z zapisów dotyczących obowiązku obecności w przestrzeni publicznej unijnych symboli, takich jak flaga i hymn ("Oda do radości" Beethovena), aby nie sugerować mieszkańcom Europy, iż UE przekształca się w państwo federalne. Choć jednocześnie tworzono stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. W mediach nazywanego na wyrost „prezydentem” UE. W praktyce funkcja ta daje znikome uprawienia dotyczące organizowania posiedzeń Rady Europejskiej. Poza nimi przewodniczy Rady Europejskiej pełni głównie funkcje reprezentacyjne. W rzeczywistości ważniejszą rolę odgrywa wysoki przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej, któremu podlega kilkutysięczny korpus unijnej służby dyplomatycznej (tzw. Europejska Służba Działań Zagranicznych). Stanowisko to utworzono z myślą o prowadzeniu z czasem jednolitej polityki zagranicznej przez Wspólnotę.
Jednakże kluczową rzeczą nadal pozostawało to, jak w Radzie UE będą liczone albo inaczej mówiąc ważone głosy. Podczas niemieckiej prezydencji, dzięki zręcznej dyplomacji Angeli Merkel udało się zachować mechanizm z Traktatu Konstytucyjnego, a jednocześnie radyklanie zredukować prawo weta. Zostało ono zniesione w ok. 45 dziedzinach i z racji oporu mniejszych państw zachowane jedynie w kwestiach najbardziej strategicznych, czyli odnoszących się do polityki: zagranicznej, obronnej, zabezpieczeń socjalnych, podatków oraz kwestii kulturowych. Co ciekawe wywodząca się z CDU pani kanclerz pilotowała wprowadzanie zmian wedle mapy drogowej, jaką w „Verantwortung für Europa” wytyczył Gerhard Schröder. Acz nadając im dużo łagodniejsza postać. W wielu miejscach - jak np. stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej – fasadową. Przygotowany pod jej okiem traktat został zatwierdzony podczas posiedzenia szefów państw i rządów w Lizbonie w dniach 18-19 października 2007 r., a uroczyście podpisany 13 grudnia 2007 r.
Potem zaczęły się kłopoty, bo w czerwcu 2008 r. Irlandczycy odrzucili Traktat Lizboński w krajowym referendum i wielka reforma funkcjonowania Unii stanęła znów pod znakiem zapytania. Jednak nieduża Irlandia, to nie Francja z jej potencjałem i znaczeniem we Wspólnocie. Dublin znalazł się więc pod olbrzymia presją, najważniejszych stolic UE. Jednocześnie w zamian za zmianę zdania irlandzkiemu rządowi zaoferowano m.in. prawne gwarancje, że dokument nie naruszy neutralności kraju ani narodowych kompetencji Irlandii w polityce podatkowej i w sprawie aborcji. W efekcie po przeprowadzeniu w irlandzkich mediach olbrzymiej kampanii na rzecz głosowania na „tak”, wspartej przez największe partie polityczne, 2 października 2009 r. w drugim referendum aż 67,1 proc. głosujących poparło ratyfikację Traktatu Lizbońskiego.
Ku zaskoczeniu wszystkich najdłużej opór stawiał prezydent Czech Vaclav Klaus. Odmawiał on złożenia podpisu pod aktem ratyfikacyjnym tłumacząc to obawą przed ewentualnymi roszczeniami potomków 3 mln Niemców sudeckich wysiedlonych z Czechosłowacji na mocy dekretów Benesza z 1945 r. W końcu Rada Europejska na posiedzeniu w dniach 29 i 30 października 2009 r. uchwaliła, iż Czechy zostaną wyłączone ze stosowania Karty Praw Podstawowych, podobnie jak Wielka Brytania i Polska. Czym przekonano Vaclava Klausa do zmiany zdania. Z kolei Polskę udobruchano tym, iż do 2014 r. obowiązywały w Radzie UE zasady głosowania wedle metody liczenia wagi głosów zawartej w Traktacie Nicejskim.
Tym sposobem proces ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego dobrnął do szczęśliwego finału, zaś sukcesu mogła sobie gratulować przede wszystkim Angela Merkel. Jak był on znaczący świadczyła rzecz kluczowa, a mianowicie waga głosów w Radzie Unii Europejskiej, ponieważ to w niej skoncentrowano wszystkie nici władzy, spajające całą Unię. Cokolwiek bowiem postuluje Parlament Europejski lub Komisja Europejska koniec końców trafia na posiedzenia Rady Unii Europejskiej. Nie jest ona pojedynczym podmiotem, ale zbiorczym ciałem, którego posiedzenia odbywają się w dziesięciu różnych składach, w zależności od obszaru polityki UE, jaki jest omawiany. Zaś poszczególne kraje wysyłają na spotkanie ministra odpowiedzialnego za dany obszar polityki. Najważniejsze zaś rozstrzygnięcia biorą na siebie przywódcy państw członkowskich podczas szczytów Rady Europejskiej. Jako, że wedle Traktatu Lizbońskiego wetować można jedynie ograniczony zakres spraw, zapadające wówczas decyzje stają się wiążące dla wszystkich członków UE. Jedyną dostępną jeszcze furtką pozostaje wówczas skarga do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który orzeka czy konkretne postawienie jest zgodna z prawem Unii Europejskiej
Aby pojąć znaczenie sukcesu Angeli Merkel należy połączyć rolę, jaką zaczęła odgrywać Rada Unii Europejskiej ze zmianą w systemie ważenia głosów. Wedle systemu nicejskiego waga głosu Niemiec wynosiła 8,4 proc całości głosów, zaś lizbońskiego już - 16,5 proc. Dwa razy tyle.
W przypadku Francji nastąpił wzrost z 8,4 proc. do 12,9 proc., Wielkiej Brytanii z 8,4 proc. do 12,4 proc., Włoch z 8,4 proc. do 12 proc., a Hiszpanii z 7,8 do 9 proc. Każdy w dużych krajów zyskiwał w kwestii wpływów, co zachęcało je do wsparcia poczynań Angeli Merkel. Tracili najmniejsi, których waga głosu spadła nawet kilkukrotnie - czego przykładem może być Estonia, której głos od tego momentu ważył czterokrotnie mniej. Straciła również Polska, której waga głosu spadła z 7,8 proc., do 7,6 proc.
W praktyce oznaczało, to że o polityce Unii zaczęły decydować duże kraje, a rolę rozgrywającego zapewnił sobie Berlin, ponieważ bardzo trudno grać przeciw największemu decydentowi. Zawierając sojusz z Niemcami zyskuje się wielką szansę, iż dana rzecz zostanie przeforsowana w Radzie Unii Europejskiej. Szybko przekonali się o tym Brytyjczycy, którzy uparli się, że pierwszym przewodniczącym Rady Europejskiej powinien zostać ich były premier Tony Blair. Angela Merkel uznała, że osoba z taką pozycją oraz politycznym doświadczeniem będzie w Brukseli dla niej zbyt niewygodna. Zatem wypromowała więc na stanowisko przewodniczącego byłego premiera Belgii Hermana Van Rompuy’a.
Od tego momentu proces zacieśniania integracji Unii przestał dla kanclerz Merkel być rzeczą atrakcyjną dla Berlina. Tym bardziej, że wejście w życie Traktatu Lizbońskiego zbiegło się z wybuchem w 2008 r. światowego kryzysu ekonomicznego. Przyśpieszył on radykalnie proces ekonomicznego słabnięcia krajów południa UE oraz Francji wobec gospodarki Niemiec.
PKB na mieszkańca w cenach bieżących, 1991-2018
RFN, korzystając z tanich surowców energetycznych z Rosji, zaczęła gwarantować sobie rolę jedynego, gospodarczego mocarstwa, pozostającego w ramach Unii. Tę zmianę dodatkowo przyśpieszył “Brexit”. Dopóki Wielka Brytania pozostawała w UE pełniła nie tylko rolę hamulcowego, spowalniającego integrację oraz kraju gwarantującego możliwość stosowanie w traktatach precedensowych wyjątków wobec pojedynczych państw (wyjątek od obowiązku przyjęcia euro, wyjątek od dostosowania prawa krajowego do Karty Praw Podstawowych, etc.). Wielka Brytania gwarantowała też przeciwwagę w Radzie Unii Europejskiej zarówno dla Niemiec, jak i tandemu niemiecko-francuskiego. Eurosceptyczna postawa, jaką zwykle przyjmował Londyn, musiała być brana pod uwagę. Wyjście Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty ostatecznie zaburzyło dotychczasowy stan równowagi politycznej, windując dodatkowo w górę i tak mocną pozycję Berlina.
Od tego momentu kanclerz Merkel ze zręcznością i umiarem wzięła na siebie rolę arbitra, dbającego o zachowanie równowagi we Wspólnocie. Rządy krajów północy, gdzie wyborcy z trudem znoszą świadomość dotowania państw południa i wschodu kontynentu (mimo, że te są dochodowymi rynkami zbytu) otrzymały „mechanizm praworządności”. Dzięki niemu: Holandia, Szwecja, Dania, Belgia, Finlandia zyskały poczucie, iż w razie łamania unijnego prawa będą mogły odciąć od wspólnotowych funduszy zbyt uciążliwy kraj z południa lub też wschodu Europy.
Z kolei słabnący w oczach po kryzysie finansowym strefy euro: Włochom, Grecji, Hiszpanii i Portugalii - Berlin zagwarantował finansowe wsparcie. Acz w zamian za bolesne zaciskanie fiskalnego pasa pod nadzorem stworzonej na poczekaniu „trójki” złożonej z ekspertów Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego (EBC) i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). W praktyce kierował nią niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble. To on - jaki pisał dziennik „Die Tageszeitung” - „Trzaskając batem Greków” wymuszał drastyczne oszczędności, umożliwiające pozostanie tego kraju w strefie euro.
Leżące w centrum Starego Kontynentu Niemcy stały się w latach 2009 – 2021 jedyną osią, na której oparła się spójność całej Unii. Jak na dobrego rozjemcę przystało (niegdyś Otto von Bismarck nazywał taką taktykę polityczną rolą „uczciwego maklera”), broniły one północ przed finansową zachłannością południa. A jednocześnie opiekowały się południem, broniąc go przed skąpstwem północy. Natomiast krajom Europy Środkowej oferowały gwarancje, że fundusze spójności nie zostaną obcięte, przez przeżywające finansowe trudności państwa starej Unii.
Rzymianie taki model prowadzenia polityki nazywali: divide et impera. Najlepiej za pośrednictwem Brukseli - gwarantując rozjemcy czyste ręce.
Nie powinno więc dziwić, że kiedy 26 września 2017 r., a więc wracamy do początku naszej opowieści, prezydent Macron podczas swego wykładu na Sorbonie zaprezentował wizję pogłębienia europejskiej integracji, pani kanclerz zupełnie ją zignorowała. W ówczesnej sytuacji Berlina każda zmiana mogła być jedynie na gorsze. Ale jak to już wielokrotnie wcześniej bywało w historii Europy, upłynęło zaledwie kilka lat i nowe okoliczności przekreśliły trwający wcześniej stan równowagi. Polityczne konieczności zmusiły zatem kanclerza Scholza do szukania sposobów na wypracowanie nowego.
Oficjalnym mottem Unii Europejskiej jest łacińska maksyma "In varietate concordia" - "Zjednoczeni w różnorodności". Historia jednak pokazuje, że motywy za stworzeniem Unii, a później jej ewolucją wynikły i wynikają z bezpośrednich interesów jej największych członków - Francji i Niemiec. Jedynie oni mają wystarczający potencjał by odgórnie narzucać kierunek rozwoju Unii, a potem go realizować. Nie inaczej jest teraz.
Nie jest to w samej swej istocie coś złego - każdy kraj ma prawo, by realizować swój żywotny interes. Tym bardziej, że czasami te interesy masowo się na siebie nakładają - tego przykładem jest choćby wspólna unia celna. Było to wspaniałe osiągnięcie Europy, które stanowiło niesamowity bodziec do wzrostu dla każdego jej członka.
Obecny motyw do kolejnego kroku w stronę Europejskie Państwa Federalnego wynika z ciągłego i raptownego spadku znaczenia dużych państw Unii - Niemiec i Francji, względem dwóch innych dominujących ośrodków siły - Stanów Zjednoczonych i Chin. Po dekadach wzajemnego testowania zarówno Paryż i Berlin w końcu zgadzają się, że nadszedł czas by skonsolidować władzę i mierzyć się z Waszyngtonem i Pekinem, posiadając w ręku porównywalne narzędzia.
Zatem - każdy naród ma prawo definiować własny interes narodowy, a dzisiaj Paryż i Berlin utożsamiają go ze stworzeniem europejskiego superpaństwa, w którym naturalnie - z powodów demograficznych i ekonomicznych - mieliby największą decyzyjność. Niemniej definicji narodowego interesu jest w Unii tyle co jej członków - i dla większości z nich, globalna rywalizacja z Ameryką i Chinami nie jest priorytetem. Dla Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy, czy Polski, znacznie ważniejszą kwestią jest zagrożenie wojną ze strony Rosji. W nowym formacie Unii, wszystkie te kraje, za sprawą abdykacji z prawa weta, zrzekłyby się decydowania o własnej polityce bezpieczeństwa na rzecz Brukseli. A przypomnijmy działania tej byłyby uzależnione od państw, które źle oceniły działania Kremla sprzed inwazji na Ukrainę. Rywalizacja z Pekinem i Waszyngtonem nie musi być priorytetem także dla Greków, Włochów, czy Hiszpanów - stale wystawionych na fale migracji z południa oraz permanentne problemy ekonomiczne. Innymi słowy narody Unii w dalszym ciągu, w wielu kwestiach sobie nie ufają i co pokazuje m.in. wojna na Ukrainie - nie da się tej nieufności zrzucać wyłącznie na karb ruchów nacjonalistycznych. “Ucieczka do przodu” byłaby ucieczką w organizm głęboko podzielony i wewnętrznie skonfliktowany. Pytanie czy taka forma ewolucji Unii byłaby dla niej faktyczną szansą na rozwój, czy ścieżką prowadzącą w chaos.
Dotychczasowa historia Wspólnoty każe sądzić, iż kolejna faza integracji odbędzie się na drodze prób wypracowania kompromisów. Aczkolwiek zawsze będzie uwarunkowana pragmatycznymi interesami narodowymi Niemiec oraz Francji - to nie powinno dziwić. Również to one zadecydują, czy możliwa jest prawdziwa federalizacja Europy.
W przeszłości ilekroć na niwie politycznej, ekonomicznej, a nawet prestiżowej interesy dwóch najważniejszych krajów Wspólnoty okazywały się rozbieżne, wówczas projekty głębszej integracji umierały śmiercią naturalną. Dziś utrata znaczenia przez RFN i V Republikę pcha je w stronę przekształcenia Unii Europejskiej w państwo federalne. Jednak czy Paryż i Berlin mają dzisiaj wystarczającą sprawczość by przekonać do tego pomysłu resztę Europy?
Źródła:
1. https://www.dw.com/pl/scholz-w-pradze-kiedy-je%C5%9Bli-nie-teraz-kto-jak-nie-my/a-62963076
2. https://www.euractiv.pl/section/polityka-wewnetrzna-ue/news/czeka-na-glosowanie-parlament-europejski-za-zmiana-w-unijnych-traktatach/
3. https://multimedia.europarl.europa.eu/pl/video/voting-session_I249702
4. https://www.dw.com/pl/scholz-w-pradze-kiedy-je%C5%9Bli-nie-teraz-kto-jak-nie-my/a-62963076
5. https://wiadomosci.onet.pl/swiat/prezydent-francji-macron-plan-reformy-unii-europejskiej/ky5cvfn
6. https://www.pism.pl/publikacje/Reformy_UE_wed_ug_prezydenta_Macrona__oferta_adresowana_do_Niemiec
7. https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-11-26/niemiecka-umowa-koalicyjna-plan-modernizacji-panstwa
8. https://european-union.europa.eu/principles-countries-history/history-eu/eu-pioneers/jean-monnet_pl
9. Robert Schuman Wystąpienie w dziesiątą rocznicę ogłoszenia Planu Schumana, „Paris-Presse” 17. 05. 1960.
10. https://pl.wikipedia.org/wiki/Europejska_Wsp%C3%B3lnota_Polityczna#/media/Plik:European_Defence_Community.png
11. https://www.techpedia.pl/index.php?str=tp&no=39082
12. https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/303656/edition/255446/content
13. https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Niemcy-Ludnosc;4574863.html
14. https://repozytorium.ukw.edu.pl/bitstream/handle/item/4148/Rola%20planu%20Marshalla%20w%20procesie%20instytucjonalizacji%20integracji%20europejskiej.pdf?sequence=1&isAllowed=y
15. https://op.europa.eu/webpub/com/abc-of-eu-law/pl/
16. https://www.youtube.com/watch?v=UsNm8eeRSzc
17. http://www.sim.wz.uw.edu.pl/sites/default/files/artykuly/sim_2005_1_swirska-czalbowska.pdf
18. https://european-union.europa.eu/principles-countries-history/history-eu/1945-59/schuman-declaration-may-1950_pl
19. https://szkolnictwo.pl/szukaj,Historia_rozszerze%C5%84_Wsp%C3%B3lnot_Europejskich_i_Unii_Europejskiej
20. https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Foucheta-plany;3902326.html
21. https://www.robert-schuman.eu/en/european-issues/653-the-elysee-treaty-franco-german-reconciliation-and-the-construction-of-europe-myth-and-reality
22. https://www.imf.org/external/datamapper/PPPSH
23. https://www.reuters.com/article/uk-germany-kohl-obituary-idAFKBN1972AH/
24. https://aei.pitt.edu/299/1/dp_c45_staal.PDF
25. https://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/germany/9981932/Helmut-Kohl-I-acted-like-a-dictator-to-bring-in-the-euro.html
26. https://pl.wikipedia.org/wiki/Rada_Europejska
27. https://www.europarl.europa.eu/about-parliament/pl/in-the-past/the-parliament-and-the-treaties/treaty-of-nice
28. https://depot.ceon.pl/bitstream/handle/123456789/17170/A._Zieba_Rola_Niemiec_w_rozszerzaniu_Uni.pdf?sequence=1
29. https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/4928/1/Kuzelewska_Proces%20ratyfikacji.pdf
30. https://www.imf.org/external/datamapper/PPPSH
31. https://www.europarl.europa.eu/highlights/pl/1001.html
32. http://en.euabc.com/upload/rfConstitution_pl.pdf
33. https://www.europarl.europa.eu/about-parliament/pl/in-the-past/the-parliament-and-the-treaties/draft-treaty-establishing-a-constitution-for-europe
34. https://www.europarl.europa.eu/RegData/presse/pr_avi/2007/PL/03A-DV-PRESSE_IPR(2007)01-16(02058)_PL.pdf
35. https://pl.wikipedia.org/wiki/Karta_praw_podstawowych_Unii_Europejskiej
36. https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/374546,co-nowego-przynosi-traktat-z-lizbony.html
37. https://epthinktank.eu/2019/12/20/council-of-the-european-union-facts-and-figures/voting-weights-in-council
38. https://epthinktank.eu/2019/12/20/council-of-the-european-union-facts-and-figures/#jp-carousel-40721
39. https://en.wikipedia.org/wiki/Treaty_of_Lisbon#Compared_to_the_Constitutional_Treaty
40. https://www.europarl.europa.eu/about-parliament/pl/in-the-past/the-parliament-and-the-treaties/treaty-of-lisbon
41. https://en.wikipedia.org/wiki/Treaty_of_Lisbon#/media/File:Lisbon-ratification.gif
42. https://pl.wikipedia.org/wiki/Referendum_w_Irlandii_w_2009_roku
43. https://wnpism.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2020/03/11_2010.pdf
44. https://european-union.europa.eu/institutions-law-budget/institutions-and-bodies/search-all-eu-institutions-and-bodies/council-european-union_pl
45. https://www.europarl.europa.eu/factsheets/pl/sheet/12/kompetencje-trybunalu-sprawiedliwosci-unii-europejskiej
46. https://en.wikipedia.org/wiki/Treaty_of_Lisbon#
47. https://wnpism.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2020/03/11_2010.pdf
48. https://www.statista.com/statistics/959301/gdp-of-europes-biggest-economies/
49. https://commission.europa.eu/strategy-and-policy/policies/justice-and-fundamental-rights/upholding-rule-law/rule-law/rule-law-mechanism_pl
50. https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/979/1/12_Jakub%20KRACIUK.pdf
51. https://www.politico.eu/article/merkel-says-timeout-not-an-option-grexit-bailout/
52. https://taz.de/Schaeubles-role-in-Brussels/!5213499/
53. https://oaspl.org/2015/06/10/kanclerz-angela-bismarck/