- Hubert Walas
Rozłam imperium.
Wojna na Ukrainie jest konfrontacją dwóch systemów. Jednego nowoczesnego, legalistycznego, zdecentralizowanego i wielostronnego, z systemem archaicznym, nacjonalistycznym, scentralizowanym i jednostronnym. Wojna to często przyczynek do postawienia fundamentalnych pytań. Czy interes Rosjan jest tożsamy z interesem Federacji Rosyjskiej? Czy, mówiąc wprost, upadek Rosji jest w interesie jej obywateli?
Materiał powstał na bazuje na eseju „A Clash of Two Systems” Nassima Nicholasa Taleba, znakomitego amerykańsko-libańskiego matematyka. Autora wielu bestsellerów, w tym “Czarnego Łabędzia”.
Nacjonalizm ofensywny i defensywny
Ten konflikt pokazuje, jak szkodliwym dla Rosjan i ich zwolenników jest pomieszanie pojęć - państwa jako narodu w sensie etnicznym oraz państwa jako podmiotu administracyjnego.
Państwo, które chce oprzeć swoją legitymizację na jedności kulturowej, musi być małe - twierdzi autor. W przeciwnym razie jest skazane na wrogość innych. Frankofoński obywatel Szwajcarii, choć kulturowo związany ze swoim językiem, nie aspiruje do przynależności do Francji, a Francja nie próbuje pod tym pretekstem najechać francuskojęzycznej Szwajcarii. Co więcej, tożsamości narodowe mogą się szybko zmieniać: Frankofońscy Belgowie mają inną tożsamość niż Francuzi. Sama Francja przeszła przez operację wewnętrznego kolonializmu, aby zniszczyć kulturę prowansalską, langwedocką, pikardyjską, sabaudzką, bretońską i inne oraz wykorzenić ich języki w ramach scentralizowanej tożsamości. Narodowość nigdy nie jest zdefiniowana i nigdy nie jest stała, stała jest za to administracja państwowa.
Jedność kulturowa, może mieć sens, ale tylko w formie czegoś zredukowanego, na przykład miasta-państwa - posunąłbym się nawet do stwierdzenia, pisze Taleb, że tylko w ten sposób dobrze funkcjonuje państwo. W tym przypadku nacjonalizm jest defensywny - kataloński, baskijski czy chrześcijańskich Libańczyków - ale w przypadku dużego państwa, takiego jak Rosja, nacjonalizm staje się ofensywny. Zauważmy, że w czasach Pax Romana czy Pax Ottomana nie było wielkich państw, lecz miasta-państwa skupione w imperium, którego rola była odległa. Istnieje jednak imperium luźne i imperium sztywne, przypominające państwo narodowe, przy czym to drugie jest reprezentowane przez Rosję.
Istnieją obecnie dwa modele imperialne: albo model ciężki, jak w przypadku Rosji, albo koordynacja państw na wzór NATO. Zobaczymy, który z nich wyjdzie zwycięsko z obecnego konfliktu. Ta wojna to nie tylko konfrontacja Ukrainy z Rosją, to konfrontacja dwóch systemów: nowoczesnego, zdecentralizowanego i wielostronnego oraz archaicznego, scentralizowanego i jednostronnego. Ukraina chce należeć do systemu liberalnego. Będąc narodem słowiańskim, podobnie jak Polska, chce być częścią Zachodu.
Co to jest to, co nazywamy Zachodem?
To, co nazywamy „Zachodem”, nie jest bytem duchowym, lecz przede wszystkim systemem administracyjnym. Nie jest to zespół etniczno-geograficzny, ale system prawny i instytucjonalny: obejmuje Japonię, Koreę Południową i Tajwan. Miesza się w nim fenicki świat handlu światowego i świat Adama Smitha, oparty na prawach jednostki i swobodzie zawierania transakcji, pod ograniczeniami postępu społecznego. W Stanach Zjednoczonych różnica między Demokratami, a Republikanami jest niewielka, jeśli spojrzeć na nią z perspektywy innego stulecia. Obie strony pragną postępu społecznego, ale w różnym tempie.
Z drugiej strony, nacjonalizm wymaga wszechmocnego, scentralizowanego - co gorsza, heglowskiego - państwa, i to takiego, które kontroluje życie kulturalne w celu wyeliminowania indywidualnych różnic.
Nacjonalizm jest często powiązany z wymiarem duchowym - reprezentowanym przez Sołżenicyna i patriarchę Moskwy w ramach modelu rosyjsko-słowiańsko-prawosławnego - co mnie, jako prawosławnego, przeraża, zaznacza Taleb. Co więcej, ta rzekoma bliskość między Ukrainą a Rosją jest wątpliwa: Krym jest rosyjski od czasów Katarzyny II, a Stalin zrusyfikował go, wysiedlając Tatarów. Łatwo jest powiedzieć, że Ukraina jest duszą Rosji, bo wywodzi się z Rusi Kijowskiej, ale równie dobrze można powiedzieć, że Rosja jest Złotą Ordą synów Czyngis-chana.
I nawet jeśli pod względem duchowym Ukraina byłaby częścią Rosji, nie oznaczałoby to, że Ukraińcy nie mieliby prawa do przyłączenia się do systemu zachodniego. Mogliby być emocjonalnie słowiańscy, ale administracyjnie zorganizowani w systemie zachodnim, a militarnie chronieni przez sojusz państw zachodnich - do których zalicza się nawet, przypominam, Turcja. Putin tego nie rozumie, podobnie jak niektórzy specjaliści od stosunków międzynarodowych, których czasami nazywa się „realistami” - mam tu na myśli na przykład Johna Mearsheimera.
Państwa, a jednostki
W dalszej części Amerykanin nie zostawia suchej nitki na Mearshermierze i kontynuuje: Ci nieudolni myśliciele, tacy jak Mearsheimer i jemu podobni, mylą państwa z interesami indywidualnymi; wierzą, że istnieje tylko równowaga sił między mocarstwami - dla Mearsheimera Putin reaguje jedynie na nadmierne postępy Zachodu na swoim terenie. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna: Ukraińcy chcą być częścią czegoś, co nazwałbym międzynarodowym „łagodnym” porządkiem, który działa dobrze, ponieważ jest samo naprawiający się, i w którym równowaga sił może istnieć, ale pozostaje nieszkodliwa. Putin i „realiści” są w złym wieku, nie myślą ani w kategoriach systemów, ani w kategoriach jednostek. Cierpią na coś, co ja nazywam „syndromem westfalskim” - powrót państw jako naturalnych i niezmiennych bytów platońskich.
Sołżenicyn wyraźnie dostrzegał diaboliczny aspekt społeczeństwa komunistycznego, ale uważał, że społeczeństwo zachodnie jest równie szkodliwe. Jednak Zachód, będąc z natury multicentryczny, dąży do tego, by być jak Szwajcaria - jest ustrukturyzowany od dołu w górę, mimo okazjonalnej koncentracji. Co więcej, „Zachód” ewoluuje; nie ma stałych ośrodków władzy. Oczywiście, na Zachodzie istnieją nieproporcjonalne wpływy, jak dzisiejsze Google czy wczorajsze General Motors, ale Google czy General Motors nie stanowią jego centrum - te międzynarodowe koncerny nie kontrolują nawet samych siebie, twierdzi Taleb.
Międzynarodowe koncerny mają tendencję do bankructwa - w rzeczywistości prawdopodobieństwo ich upadku jest większe niż prawdopodobieństwo upadku firmy rodzinnej. Model ten ma tendencję do „antykruchości” - koncepcji obecnej w moich książkach, która odnosi się do właściwości systemów wzmacniających się pod wpływem czynników stresogennych, wstrząsów lub zmienności. Rosja nie może być tym, co nazywam „antykruchością”.
Mechanizm korekcji błędów
Stabilny system wymaga zdecentralizowanej i wielostronnej organizacji, która umożliwia korygowanie błędów i unikanie szkodliwych skutków pewnych zagrożeń poprzez ograniczanie ich do poziomu lokalnego. Po wojnie 1918 roku Francuzi zniszczyli Syrię, centralizując ją. I odwrotnie, kiedy powstawały nowe Niemcy, Francuzi nalegali, aby były one federalne, łudząc się, że to je osłabi. Pozbawione środka ciężkości Niemcy nie myślały już o prowadzeniu wojny, ale o robieniu... pieniędzy. Okazało się, że „masło działa lepiej niż broń”. Niemcy stały się potęgą gospodarczą dzięki federalizmowi - i wydaje się to naturalne, ponieważ przed przejęciem przez Prusy ich historia toczyła się w rozdrobnionych państwach. Dla Rosji taka zdecentralizowana organizacja byłaby niemożliwa: gdyby spuścić z niej balast, natychmiast stanęłaby w obliczu secesji 20 małych państw - Czeczenii, Inguszetii, Baszkirii... Dlatego dokręca śrubę w drugą stronę.
Interes świata zachodniego polega na tym, że jest to model wielostronny, oparty na umowach, który dopuszcza autonomię regionalną w ramach globalnej koordynacji. Rosja jest systemem jednostronnym, który myśli tylko o równowadze sił. Spójrzmy na Zachód: czy jest tam centrum? Gdyby istniało, byłoby dziś w Kijowie. A jeśli chcesz zniszczyć Zachód, to ile bomb potrzebujesz? Jeśli zniszczysz Waszyngton, Londyn i Paryż pozostaną. Ale jeśli zniszczysz pałac, w którym jest Putin, to co innego.
Stabilność systemu zdecentralizowanego jest o wiele lepsza, niż systemu scentralizowanego. W związku z tym jestem mile zaskoczony reakcją świata zachodniego, która dokonała się w sposób organiczny. Myślałem, że Zachód nie będzie w stanie stawić czoła Putinowi, ponieważ walka autokraty z pracownikami wydawała mi się z góry przegrana, ale wygląda na to, że kumulacja naszych działań zaczyna przynosić efekty.
Jak Rosja może wejść do nowoczesnego świata?
Tylko wtedy, gdy rozpadnie się na odrębne państwa - jasno stawia sprawę Taleb. Niektóre grupy Rosjan zawsze były irredentystyczne, a zatem dążące do wolności: Kozacy, Kułacy (rolnicy o nastawieniu lokalnym), Sybiracy. Jest też wiele mniejszości narodowych. Mówiąc szerzej, z powodu kompleksu westfalskiego zapomina się, że Rosjanie niekoniecznie mają takie same interesy jak Rosja. Interesy narodowe są czymś abstrakcyjnym i ludzie wierzą w nie nawet wtedy, gdy są one sprzeczne z interesami ich samych.
W świecie Adama Smitha ludzie chcą mieć możliwość prowadzenia wspólnego handlu. Ta fałszywa debata przypomina mi opozycję między Napoleonem a Anglikami. Początkowo Anglicy chcieli tylko, aby ich towary bezpiecznie dotarły na miejsce. Poglądy Napoleona ich nie interesowały. Podczas gdy Napoleon myślał w kategoriach chwały Francji, oni myśleli o portfelu angielskiego sklepikarza. Ale to angielski sklepikarz zwyciężył i to on, wraz z fenickim kupcem, stworzył współczesny świat - anglofoniczny świat kupieckiego kosmopolityzmu. To właśnie oznacza, na przykład, że dziś Niemcy są bardziej zainteresowani eksportem samochodów, niż ekspansją geograficzną Niemiec. Co więcej, bawi mnie, gdy słyszę, jak niektórzy mówią o „amerykańskim imperializmie kulturowym”. Czy myślicie, że rano, po przebudzeniu, Amerykanie myślą o eksporcie swojej muzyki i jedzenia? Po prostu na drugim końcu planety młodzi ludzie wolą jeść hamburgery.
Współczesny system liberalny, owszem, popełnia błędy. Ale kiedy go krytykuję, zaznacza autor, nie dążę do jego zniszczenia, lecz do jego udoskonalenia. A jest to dobry system, ponieważ jest samonaprawiający się. Krytykuję naiwne interwencje Zachodu, ponieważ myślę o ich konsekwencjach: Byłem przeciwny wojnie w Iraku, a doświadczenie uzasadniało moje obawy; jestem przeciwny interwencji w Syrii, ponieważ jeśli pozbędziemy się Asada, nie wiemy, co go zastąpi; nie mam nic przeciwko Brexitowi, ponieważ jeśli Brytyjczycy uważają, że mogą być częścią naszego systemu, nie będąc zależnymi od brukselskiej machiny biurokratycznej, to jest to ich prawo.
Problemem, jaki stwarza taki łagodny system jak nasz, jest jego przejrzystość, która powoduje zniekształcenia percepcji: Tocqueville rozumiał, że równość wydaje się tym silniejsza, im bardziej jest ograniczona; podobnie system wydaje się tym bardziej dysfunkcjonalny, im bardziej jest przejrzysty. Stąd moje ataki na kogoś takiego jak Edward Snowden i jego akolitów, którzy wykorzystują ten paradoks, by atakować Zachód z korzyścią dla rosyjskich spiskowców. Snowden twierdzi, że broni Amerykanów przed tyranią Google'a, a działa z ... Moskwy!
Wiele naiwnych libertarian nie zdaje sobie sprawy, że alternatywą dla naszego niechlujnego systemu jest tyrania: państwo przypominające mafię, taka jak dzisiejsza Libia, czy Liban podczas wojny domowej, lub autokracja.
Co więcej, nawet jeśli ten konflikt zakończy się dla Rosji pomyślnie, pokaże, że wystarczy, by państwo miało broń jądrową, by wywołać katastrofę. W dzisiejszym świecie niedopuszczalne jest, aby przywódca podbijał inne terytorium tylko dlatego, że jest właścicielem bomby atomowej. Ta zasada musi zostać zniszczona.
Co prowadzi nas do kolejnego ryzyka - Chin. Z pewnością Chiny nie uciekły przed współczesnym światem tak bardzo jak Rosja i są ściśle powiązane komercyjnie z Zachodem. Ale mają też imperialne tendencje. Dlatego najlepiej byłoby, gdyby Chiny również się rozdrobniły, aby uciec spod jarzma Pekinu. Tajwan i Hong Kong osiągają lepsze wyniki niż Chiny, więc odpowiedź jest oczywista.
Podzielona Rosja
Musimy pozwolić, by Rosja podzieliła się sama! - twierdzi Taleb. Jeśli reżim centralny osłabnie, dojdzie do autonomicznych naporów. Model liberalny nie jest kompatybilny z tym imperializmem, a Rosja nie może przetrwać bez centralizacji.
Jeśli dasz Putinowi choćby jeden palec, on wygra tę wojnę. Dlatego przywódcy Rosji muszą zostać upokorzeni, a jedynym sposobem jest ich odwrót. Potrzebna jest powtórka z wojny rosyjsko-japońskiej z 1905 roku. W takim przypadku Putin zostanie obalony od wewnątrz, ponieważ historycznie rzecz biorąc, ludzie, którzy akceptują autokracje, nie lubią słabych. Słaby Putin nie jest już Putinem - tak samo jak miły, taktowny i rozważny Trump nie byłby już Trumpem. Aby to trwało, potrzeba wielu frajerów, którzy będą karmić tę narrację - a jeśli frajerzy zaczną wątpić w tę historię, będzie to początek końca. - kończy swój esej Nassim Nicholas Taleb.
W podobnym do Taleba tonie wypowiada się przytaczany już na tym kanale, ekspert od Rosji - Kamil Galeev, w jednym ze swoich wielu twitterowych wątków na temat wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Galeev zwraca uwagę, że rosyjskie społeczeństwo nie ma sprawczości. Częściowo dlatego, że każda forma społecznej odpowiedzialności była tępiona przez lata.
„Wykorzenione poczucie sprawstwa i odpowiedzialności osobistej jest jasne. Po tej wojnie Rosjanie będą potrzebowali kursu rehabilitacyjnego, aby je odzyskać. Jednak taka rehabilitacja jest nie do pogodzenia z istnieniem państwa rosyjskiego, które w pierwszej kolejności je wykorzeniło. Demontaż państwa rosyjskiego jest konieczny nie tylko po to, by zapobiec kolejnym próbom odbudowy imperium, a tym samym wielkim konfliktom zbrojnym, ale także jest to warunek konieczny rehabilitacji, która przywróciłaby poczucie sprawstwa i osobistej odpowiedzialności Rosjan. Większość mieszkańców Rosji uważa, że nic nie może zrobić, że ich osobiste działania nie mają żadnego wpływu i że najlepsze, co mogą zrobić, to poddać się. Co nie jest błędem. W tak ogromnym imperium ich głos nie ma wagi i wpływu. Dlatego imperium musi zostać rozmontowane na mniejsze państwa.”
Na koniec, krótki komentarz od nas. Czy zatem rozpad Rosji jest w interesie obywateli Federacji Rosyjskiej? Niechybnie tak. Historia uczy nas, że niemal cała historia Rosji naznaczona jest imperializmem, ponieważ bez niego Rosja chyli się ku upadkowi - pokazały to lata 90, XX wieku. Jednak imperializm w wydaniu rosyjskim jest tożsamy z wyzyskiem jednostki, czyli własnych obywateli. Ostatnich kilkaset lat istnienia Rosji to okres biedy i cierpienia milionów oraz bogactwa nielicznych. Każdy kolejny reżim za ten san rzeczy oczywiście obwinia wszystkich, tylko nie sam siebie. Lata usilnego prania mózgu, połączonego z usunięciem jakiejkolwiek sprawczości pojedynczej jednostki sprawiło, że dzisiaj Rosjanie faktycznie wierzą w propagandowy bełkot moskiewskiej propagandy i nie widzą dla niego żadnej alternatywy.
Potencjalny upadek nie oznacza od razu utraty rosyjskiej kultury, a to argument często podnoszony przez kremlowski aparat propagandy. Nikt nie usunie literatury Dostojewskiego, czy Solzenicyna, muzyki Czajkowskiego, czy Rachmaninofa, czy prozy Puszkina. Wręcz przeciwnie, pozbawione ideologii spojrzenie pozwoli na nowo poznać ich twórczość, w tym również zauważając ciemniejsze strony, tak jak imperialistyczne zapędy tego ostatniego. Nie wspominając o szerszym dostępie do sztuki i kultury, ponieważ człowiek może ją doceniać dopiero w momencie, gdy przestanie się zastanawiać czy ma co wsadzić do garnka, i nie musi znosić 20 stopniowego mrozu załatwiając swoje potrzeby fizjologiczne w środku zimy, w przydomowym wychodku. A pamiętajmy to problemy, które dalej dotykają dużą część rosyjskiego społeczeństwa.
Podstawowym, technicznym problemem Rosji jest struktura administracyjna tego potężnego, liczącego 17 milionów kilometrów kwadratowych kraju. Efektywne zarządzanie tak wielkim obszarem, chcąc jednocześnie utrzymać wysoki stopień centralizacji, nie jest możliwe. A w Rosji liczy się tylko Moskwa. To powoduje skrajnie nieefektywne zarządzanie dostępnymi zasobami, ich odpływ w stronę rdzenia oraz szerzenie się bezprawia, które często odpowiada władzom centralnym. To wszystko odbywa się kosztem przeciętnego obywatela Czelabińska, Permu, czy Chabarowska.
Jak słusznie zaznacza Taleb, historia pokazuje, że zdrowa decentralizacja w dłuższej perspektywie prowadzi daną jednostkę administracyjną w stronę dobrobytu. Przykłady można mnożyć - Niemcy po drugiej wojnie światowej, czy wcześniej Święte Cesarstwo Rzymskie, a także współczesny Singapur, Hong Kong, czy nawet Europa i Stany Zjednoczone. Decentralizacja, wsparta przez wolność gospodarczą i rządy prawa, naturalnie wykorzystuje dostępne zasoby ludzkie, surowcowe i kapitałowe. Republika Syberii, czy Jakucji z jej nieograniczonymi zasobami naturalnymi, Republika Chabarowska z geograficzną bliskością Chin, Korei, czy Japonii, czy Republika Krasnodarska z żyznymi glebami i pięknymi, czarnomorskimi krajobrazami w sposób naturalny bogaciłyby się znacznie szybciej, niż będąc uwiązane przez reżim znajdujący się tysiące kilometrów dalej. Do tego doszłaby zdrowa konkurencja. Kto lepiej będzie zarządzał swoim terytorium, ten będzie żył lepiej od sąsiada.
Oczywiście nie ma się co łudzić - wiązałoby się to z okresem chaosu i walki politycznej. Niemniej czy tak jak obecne pokolenie Ukraińców walczy o świetlaną przyszłość dla swojego narodu, tak czy walka o przyszłość Rosji nie jest warta podobnego poświęcenia?