Kryzys Kubański 2.0?

Zagrożenie wojną inaczej odczuwane jest w momencie, gdy jej obszar oddziaływania jest tysiące kilometrów od naszych domów, aniżeli w sytuacji gdy zbliża się ona pod próg naszych drzwi. I właśnie do tych fundamentalnych prawideł, w obliczu swojej ryzykownej próby zmiany architektury bezpieczeństwa w Europie, postanowili uciec się Rosjanie. Otóż Moskwa subtelnie zasugerowała, iż rozważa możliwość instalacji systemów rakietowych w Wenezueli … i na Kubie, raptem 150km od granic USA. Czy Amerykanom grozi drugi kryzys kubański?

Nowy front?

Podczas wielogodzinnych negocjacji pomiędzy Federacją Rosyjską, a Stanami Zjednoczonymi dotyczących rosyjskiego zgromadzenia wojsk i potencjalnej inwazji na Ukrainę, zastępca ministra spraw zagranicznych Rosji, Sergey Ryabkov, poruszył jeszcze jeden wątek, który w mnogości napływających informacji można było pominąć. Rosjanie szukając przewag względem Amerykanów postanowili dołożyć kolejny front i nakreślili scenariusz, w którym rosyjskie systemy rakietowe znalazłyby się w Wenezueli oraz w najbliższym otoczeniu heartlandu Stanów Zjednoczonych - a mianowicie na Kubie.

Zapytany przez rosyjskiego dziennikarza, czy Rosja rozważa rozmieszczenie infrastruktury militarnej w Wenezueli, czy na Kubie Ryabkov odparł: „Nie chcę niczego potwierdzać i niczemu zaprzeczać.” Natomiast Sergiej Ławrow - rosyjski minister spraw zagranicznych, zaznaczył że Władimir Putin podczas ostatniej konwersacji telefonicznej z Prezydentami Kuby, Wenezueli oraz Nikaragui osiągnął porozumienie w sprawie kompleksowej współpracy z tymi krajami, w tym współpracy w sferze wojskowo-technicznej. Jakkolwiek mgliście to brzmi, sytuacja warta jest bliższego spojrzenia.

Więzi Rosji z Wenezuelą od dłuższego czasu są bliskie. Kreml aktywnie wspiera reżim w Caracas. Od 2008 roku Rosjanie trzykrotnie, przez pół świata, wysłali parę bombowców Tupolew T-160 do Wenezueli by pomóc w legitymizacji tamtejszych władz. Ostatnim razem stało się to w 2018 by aktywnie wesprzeć chwiejący się reżim Nicholasa Maduro. Dyktatorowi z Caracas pomagają także najemnicy z grupy proxy Kremla tj. Grupy Wagnera. To wszystko głównie z dwóch powodów - ropy oraz sprzedaży uzbrojenia. Od 2006 roku Rosja sprzedała Wenezueli sprzęt wojskowy w wysokości $11 mld, w tym czołgi T-72, myśliwce Su-30, czy helikoptery Mi-17 i Mi-35, co czyni Caracas największym militarnym partnerem Moskwy w regionie.

Z kolei, od początku rządów Hugo Chaveza, praktycznie wszystkie rosyjskie spółki z sektora naftowego w tym Gazprom, TNK, Lukoil, czy Rosneft szukały sobie na Wenezueli wygodnego przyczółka by korzystać z nieprzebranego bogactwa surowcowego tego kraju. Ostatecznie pełną pulę rosyjskich zasobów przejął Rosneft Igora Sechina. Jednak po tym jak wenezuelska gospodarka załamała się podczas prezydentury Maduro, Rosneft nagle został z długiem w wysokości $4.8mld. Reżim musiał spłacić rosyjskiego giganta dodatkowymi dostawami ropy.

Rosyjski ambasador w Wenezueli Sergei Melik-Bagdasarov, dwa tygodnie po przytoczonej wcześniej wypowiedzi Ryabkova, ponownie podniósł kwestię rosyjskich relokacji wojskowych. Zaznaczył, że wprawdzie wenezuelska konstytucja zabrania tworzenia baz obcych mocarstw na terytorium Wenezueli, to nie wyklucza wspólnych kolaboracji w portach, tym samym dalej siejąc ziarno niepewności.

Związki Federacji Rosyjskiej z Kubą były ostatnio mniej znaczące niż z Wenezuelą, jednak rosyjskie groźby dotyczące rozmieszczenia tam wojsk są poważniejsze z dwóch względów. Po pierwsze kubańska konstytucja, w przeciwieństwie do wenezuelskiej, nie zabrania stacjonowania na swoim terytorium zagranicznych mocarstw. A po drugie Kuba posiada znacznie ważniejsze położenie geostrategiczne, niż Wenezuela.

Doktryna Monroe

Na wiadomość o potencjalnych rosyjskich relokacjach na Karaiby wiele osób ma tylko jedne skojarzenie - kubański kryzys rakietowy roku 1962. Sowieci, w odpowiedzi na amerykańskie rozlokowanie ładunków jądrowych w Turcji - sojuszniku wewnątrz NATO, postanowili odpowiedzieć rozmieszczeniem rakiet z głowicami nuklearnymi na Kubie. US Navy zareagowało postawieniem blokady morskiej na Kubę, aby zablokować jakiekolwiek próby przedostania się sowieckich ładunków na wyspę. Dwa supermocarstwa zmierzały w kierunku wojny - być może atomowej.

Administracjom Kennedy’iego i Chruszczowa udało się jednak osiągnąć porozumienie. W zamian za usunięcie przez Amerykanów swoich rakiet z Turcji oraz zobowiązanie do braku inwazji na Kubę, Związek Sowiecki wycofał swoje okręty z Morza Karaibskiego. A zatem ruch się Moskwie wtedy opłacił. Czy zatem można całkowicie wykluczyć podobne działanie Rosjan dzisiaj?

Takie posunięcie jest logicznie uzasadnione - Rosja poprzez symboliczne rozmieszczenie sił rakietowych u podbrzusza Stanów Zjednocznych - odciąga duże zasoby wojskowe i dyplomatyczne od Europy. Niemniej zachodni analitycy są zgodni, że prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest niskie. Podobnie wypowiada się amerykańska administracja - Jake Sullivan, doradca prezydenta USA ds. Bezpieczeństwa nazwał insynuacje Kremla „straszeniem”. Jednakże czy przed rokiem ktokolwiek za prawdopodobny uznałby kryzys o skali takiej, z jakim do czynienia mamy dzisiaj?

Jak zauważa James Holmes w swoim artykule dla National Interest taka sytuacja poniekąd zmusza Amerykanów do odkurzenia prawie 200 letniej „doktryny Jamesa Monroe”. W 1823 roku Monroe i jego sekretarz John Quincy Adams przedstawili doktrynę służącą powstrzymaniu imperiów europejskich przed odzyskaniem ich panowania w Ameryce Łacińskiej, po tym jak zostały stamtąd przegnane po serii rewolucji.

Co ciekawe, Monroe i Adams doktrynę stworzyli m.in w odpowiedzi na prośby płynące z carskiego pałacu w St. Petersburgu. Imperialna Rosja miała bowiem wspólny z Amerykanami interes w tym, by stopować zapędy europejskich mocarstw kolonialnych w Zachodniej Hemisferze, a konkretniej na północno-zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej. Swoja drogą mało kto o tym wie, ale Rosjanie wówczas, oprócz Alaski, posiadali ziemie aż po Kalifornię. W 1812 roku Rosjanie mieli swój własny przyczółek o nazwie Fort Ross, obok Zatoki Botega. Dzisiaj to przedmieścia San Francisco.

Wracając jednak do „Doktryny Monroe” - stwierdzała ona, że wszelkie próby do roszczenia praw na zachodniej hemisferze ze strony wielkich mocarstw europejskich zagrażają amerykańskiemu pokojowi i bezpieczeństwu. Monroe i Adams ogłosili, że uważają agresję przeciwko krajom Ameryki Łacińskiej za agresję przeciwko Stanom Zjednoczonym. W efekcie wyznaczyli Stany Zjednoczone na gwaranta niepodległości Ameryki Łacińskiej i stróża regionalnego status quo.

Kubański kryzys rakietowy 2.0?

Od czasu “Doktryny Monroe” Morze Karaibskie i Zatoka Meksykańska stały się oczkiem w głowie Amerykanów. Wiedział o tym również kapitan Alfred Thayer Mahan, przez niektórych zwany głównym teoretykiem i ojcem morskiej potęgi Stanów Zjednocznych. W swoim opracowaniu „Strategic Features of the Caribbean Sea and the Gulf of Mexico” z 1897 roku szuka on odpowiedzi an pytanie - jakie lokalizacje na tym obszarze są kluczowe dla realizacji amerykańskich interesów? Mahan chciał wiedzieć, gdzie Marynarka Wojenna USA powinna posiadać bazy, aby zagwarantować amerykańskim okrętom wojennym i statkom handlowym swobodny dostęp do Panamy i budowanego tam wówczas kanału, który miał stać się prawdziwym punktem wyjścia dla amerykańskiej potęgi morskiej. Kanał Panamski stanowił nowy portal Stanów Zjednoczonych do Oceanu Spokojnego, skracając o tysiące mil podróże transoceaniczne. W końcu statki nie musiały już okrążać Ameryki Południowej, aby przepłynąć między Atlantykiem, a Pacyfikiem lub odwrotnie.

Mahan rozrysował szlaki morskie biegnące z Kanału Panamskiego ku Europie oraz ku amerykańskim portom w Zatoce Meksykańskiej oraz na wschodnim wybrzeżu. Na tej podstawie rozważał miejsca na wyspiarskie bazy morskie, z których okręty wojenne US Navy mogłyby kontrolować przepływ do przesmyku. A następnie ewaluował je pod kątem strategicznego położenia, uwarunkowań naturalnych do tworzenia portów oraz surowców własnych. Okazało się, że niemal pod każdym aspektem idealna była Kuba, która jako swoisty „mini kontynent” była bardzo trudna do okrążenia morskiego. W kolejnym roku po wydaniu działa Mahana, Stany Zjednoczone były już w stanie wojny z Hiszpanią, pod której panowaniem znajdowała się wówczas Kuba. Hiszpanie wojnę przegrali, a Amerykanie utworzyli bazę na wschodnim krańcu wyspy przy Zatoce Guantanamo. Ta baza jest tam do dziś, to najstarsza zagraniczna baza US Navy.

Rosyjscy stratedzy już od lat zimnowojennych znają strategiczną wartość Kuby. Jest to idealna pozycja do dokonania zamętu w bliskiej zagranicy Stanów Zjednoczonych. Dlatego też w latach 60 mieliśmy kryzys na Kubie, tak i teraz Kreml podnosi możliwość powrotu rosyjskich instalacji na Karaiby. Pociski przeciwokrętowe zagrażałyby żegludze przemierzającej wąskie przesmyki między Kubą, a USA. Rosyjskie wojsko dysponuje przeciwokrętowymi pociskami manewrującymi SS-27 Sizzler i SS-N-26 Strobile, które mają zasięg bojowy przekraczający 180 mil morskich. Przejście omijające zachodnie wybrzeże Kuby jest najszersze z trzech głównych i ma około 170 mil, przejście wschodnie ma 70 mil szerokości, a przejście północne oddzielające Kubę od Florydy ma 90 mil szerokości. Innymi słowy, przejścia te leżą w zasięgu hipotetycznych rosyjskich sił rakietowych. Baterie rakietowe umieszczone na zachodnim i wschodnim krańcu wyspy oraz wzdłuż północnego wybrzeża w pobliżu Hawany stanowiłyby zagrożenie, którego amerykańscy przywódcy nie mogliby zignorować.

Oczywiście pomysł przeniesienia sił wojskowych na Kubę byłby dla Rosji bardzo drogi w realizacji i odciągałby zasoby z wielu ważniejszych teatrów, które Moskwa musi teraz pilnować - Morza Czarnego, Kaukazu, Morza Bałtyckiego, północnego Atlantyku i przede wszystkim Ukrainy. Mimo, że to wszystko brzmi surrealistycznie, to jednak mocarstwa lubią obracać sytuacje nieprawdopodobne, w zaskakujące i tym samym zyskiwać inicjatywę strategiczną. Czy ktoś spodziewał się, że Chiny w swoich wodach przybrzeżnych wykopią sztuczne wyspy i nasycą je instalacjami militarnymi, lub że Rosja zmobilizuje największe siły lądowe od czasów zimnej wojny i będzie straszyć świat inwazją na Ukrainę? Rosjanie podważając dotychczasowy, globalny system bezpieczeństwa negocjują swoje miejsce w tym systemie. Stosując politykę zastraszenia względem Ukrainy, czy wysuwając nierealistyczne żądania względem NATO Rosjanie korzystają ze starej, sowieckiej taktyki polegającej na stawianiu ultimatum, podejmowaniu akcji, a następnie zbieraniu dywidend.

Nawet gdy prawdopodobieństwo wystąpienia danego zdarzenia jest niewielkie, każde dojrzałe państwo przygotowuje się na najgorszą ewentualność. Można więc przypuszczać, że plany na wypadek relokacji rosyjskich wojsk do Wenezueli, a przede wszystkim na Kubę, są już przygotowywane w czeluściach Pentagonu.

Źródła:

https://www.nytimes.com/2022/01/16/world/europe/russia-ukraine-invasion.html
https://www.19fortyfive.com/2022/01/would-russia-really-send-missiles-and-troops-to-cuba-and-venezuela/
https://nationalinterest.org/feature/will-russian-aggression-revive-monroe-doctrine-199882
https://nationalinterest.org/feature/will-russia-send-missiles-cuba-200403
https://geopoliticalfutures.com/venezuela-could-be-the-next-front-in-the-us-russian-standoff/
https://carnegiemoscow.org/2019/02/03/russia-s-support-for-venezuela-has-deep-roots-pub-78276
https://www.csis.org/analysis/russias-gamble-ukraine
https://www.theguardian.com/world/2022/jan/13/russia-says-talks-with-nato-over-ukraine-are-hitting-a-dead-end
https://theglobalamericans.org/2022/01/russia-return-latin-america/
https://www.economist.com/the-americas/2022/01/29/russia-has-become-a-crucial-ally-of-venezuelas-dictatorship
https://foreignpolicy.com/2022/02/06/cuba-us-relations-isolation-sanctions/
https://www.wsj.com/articles/putin-is-already-in-cuba-and-venezuela-south-america-influence-western-hemisphere-ukraine-11643567547
https://secretmag.ru/news/v-kremle-prokommentirovali-vozmozhnost-razmesheniya-raket-na-kube-17-01-2022.htm
https://ria.ru/20220128/bezopasnost-1769926781.html