Jedna Korea?

Korea – Północna i Południowa. Jeden półwysep – dwa różne światy. Nie zawsze tak jednak było. Podział półwyspu to kwestia relatywnie nowa, mająca swoje źródło w rozstrzygnięciach II Wojny Światowej. Zanim doszło do podziału Korei, przez trzynaście wieków funkcjonowała ona jako jednolity politycznie byt państwowy. Dlatego podnoszenie pytania o ponowne zjednoczenie Korei nie powinno dziwić. Jakie są argumenty za i przeciw zjednoczeniu? Jak mogłoby ono wyglądać i co by oznaczało dla układu sił w regionie?

Gorzka niepodległość

15 sierpnia w obu państwach koreańskich obchodzony jest jako dzień wyzwolenia z rąk japońskiego okupanta – tego dnia 1945 r. cesarz Hirohito w przemówieniu radiowym poinformował o kapitulacji Japonii. Klęska imperium wschodzącego słońca rozbudziła w Koreańczykach nadzieje na odzyskanie niepodległości po 35 latach okupacji. Okazały się one płonne, gdyż decydujący wpływ na przyszłość Korei miały największe mocarstwa rodzącego się wówczas dwubiegunowego świata: USA i ZSRR.

Jeszcze w trakcie II wojny światowej, podczas konferencji kairskiej, jałtańskiej i poczdamskiej, Alianci omawiali przyszłość Korei. Zależało im na wprowadzeniu okresu przejściowego i odgórnego zarządzania Koreą zanim odzyska niepodległość. W związku z wypowiedzeniem Japonii wojny przez ZSRR 8 sierpnia 1945 r. i błyskawiczną ofensywą Armii Czerwonej w Mandżurii, 10 sierpnia Amerykanie zaoferowali Sowietom wyznaczenie strefy wpływów na Półwyspie Koreańskim wzdłuż 38. równoleżnika. Propozycja została natychmiast zaakceptowana i Korea znalazła się pod nową, amerykańsko-sowiecką okupacją. W swoich strefach Amerykanie i Sowieci zaprowadzali porządki wbrew niepodległościowym dążeniom Koreańczyków.

Podział miał być wyłącznie tymczasowym rozwiązaniem. Zgodnie z decyzjami konferencji moskiewskiej z grudnia 1945 r. w ciągu pięciu lat miało dojść w Korei do wyborów powszechnych, a wybrane w nich władze miały proklamować jedno niepodległe państwo koreańskie. Realia rodzącej się zimnej wojny sprawiły jednak, że Amerykanie i Sowieci nie porozumieli się w sprawie przyszłości Korei. W maju 1948 r. wybory pod egidą ONZ odbyły się wyłącznie w amerykańskiej strefie. Zwyciężył w nich wspierany przez Amerykanów Li Syngman, podczas gdy na północ od 38. równoleżnika swoje wpływy umacniał wspierany przez ZSRR Kim Ir Sen. W rezultacie 15 sierpnia 1948 r. na południu proklamowano Republikę Korei, a 9 września na północy Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną.

Rządy w Pjongjangu i Seulu nie pogodziły się z podziałem i każdy z nich rościł sobie prawo do kontroli nad całym Półwyspem Koreańskim. Wykorzystując wsparcie Związku Sowieckiego i dopiero co powstałej Chińskiej Republiki Ludowej oraz wycofanie amerykańskich sił z Korei Południowej, 25 czerwca 1950 r. Północ rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Południe. Próba siłowego zjednoczenia Korei przez Kim Ir Sena nie powiodła się, a trzyletnia wojna, zakończona tylko zawieszeniem broni, pogłębiła różnice między państwami koreańskimi.

Po wojnie zarówno Północ, jak i Południe skoncentrowały się na ugruntowaniu i rozwoju własnych państwowości. Nie zapominały jednak o reunifikacji, prześcigając się w koncepcjach zjednoczeniowych i w podobnym stopniu odwołując się do nacjonalizmu koreańskiego. Mimo systemowej rywalizacji o prymat na półwyspie rządy w Pjongjangu i Seulu, zwłaszcza po zakończeniu zimnej wojny, potrafiły otworzyć się na dialog, zdając sobie sprawę z niemożności siłowego zjednoczenia.

Ostatnio przekonaliśmy się o tym w latach 2018–2019, gdy Korea Południowa pod rządami prezydenta Moon Jae-ina podjęła szeroko zakrojony dialog z Koreą Północną rządzoną przez Kim Dzong Una. Administracja Moona nie była pierwszym południowokoreańskim rządem, który wykazywał determinację i przekonanie o słuszności czy wręcz konieczności działań dyplomatycznych wobec północnokoreańskiego reżimu.

Moon bazował na doświadczeniach tzw. słonecznej polityki, która w latach 1998–2008 zdominowała podejście Południa do Północy. Jej twórcą był liberalny prezydent Kim Dae-jung, nieukrywający inspiracji Ostpolitik kanclerza Willy’ego Brandta, która zaowocowała normalizacją stosunków między RFN a NRD w latach 70. XX wieku. Celem słonecznej polityki było doprowadzenie do poprawy stosunków międzykoreańskich przez działania w duchu pojednania narodowego, współpracy i pokoju. Obejmowały one m.in. spotkania na najwyższym szczeblu (w tym szczyty z udziałem przywódców obu Korei w 2000 i 2007 r.), ograniczoną współpracę gospodarczą, kontakty kulturalne i spotkania członków rodzin rozdzielonych w trakcie wojny koreańskiej.

Choć nadrzędnym celem było wypracowanie pokojowej koegzystencji, to postępująca współpraca w kolejnych obszarach miała utorować drogę do zjednoczenia Korei w kolejnych dekadach. Orędownicy słonecznej polityki sugerowali trójetapową formułę zjednoczenia, będącą efektem stabilnego rozwoju pokojowych relacji i współpracy, które zmniejszyłyby różnice między państwami koreańskimi. W pierwszym etapie miało dojść do zawiązania konfederacji Południa i Północy, w drugim do powołania federacji, a w trzecim do całkowitego zjednoczenia w ramach państwa unitarnego.

Tak się jednak nie stało. Korea Północna okazała się partnerem trudniejszym niż się twórcom i kontynuatorom słonecznej polityki wydawało. Nie tylko nie otworzyła się na kolejne obszary współpracy, lecz także rozwinęła arsenał nuklearno-rakietowy, stając się coraz większym zagrożeniem dla Południa. Dlatego zarówno rządzący Koreą Południową w latach 2008–2017 konserwatyści, jak i urzędujący od 2022 r. prezydent Yoon Suk-yeol odstąpili od dialogu z problematycznym sąsiadem.

Dwa kraje, jeden naród

Nie oznacza to jednak, że Koreańczycy zrezygnowali z aspiracji zjednoczeniowych. Są one bowiem powiązane z historycznie zakorzenionym poczuciem wspólnej wszystkim Koreańczykom etnicznej tożsamości narodowej i kulturowej. Zanim doszło do podziału Korei, przez trzynaście wieków funkcjonowała ona jako jednolity politycznie byt państwowy. Koreańczycy, charakteryzujący się wyjątkową homogenicznością etniczną i kulturową, przez wieki kształtowali swoją tożsamość przez wspólne dziedzictwo tradycji, języka, religii i instytucji. W rezultacie, mimo ogromu różnic między Południem a Północą, społeczeństwa obu państw koreańskich dziedziczą tę samą wielowiekową spuściznę kulturową. Mówią tym samym językiem, choć nieco odmiennym z uwagi na odrębną politykę językową Północy i Południa oraz zapożyczenia z różnych języków (na Północy z rosyjskiego; na Południu z angielskiego).

Do tego dochodzą czynniki polityczne i gospodarcze. Oba państwa koreańskie mają w swoich konstytucjach zapisany cel zjednoczenia Korei, co stanowi zobowiązanie polityczne, jakie biorą na siebie kolejni przywódcy na Południu i Północy. Co więcej, zwolennicy dążeń zjednoczeniowych argumentują, że reunifikacja ostatecznie byłaby opłacalna gospodarczo i politycznie. Zjednoczona Korea – po wielu latach niwelowania gigantycznych różnic rozwojowych między Południem a Północą – mogłaby teoretycznie stać się jedną z wiodących potęg gospodarczych, łącząc potencjał obu państw koreańskich. Zasoby naturalne Korei Północnej i jej siła robocza mogłyby zostać wprzęgnięte w nowoczesną gospodarkę dzisiejszej Korei Południowej. Integracja gospodarcza mogłaby się przyczynić do poprawy sytuacji ludności na Północy, której napływ z kolei mógłby rozwiązać problemy demograficzne Południa. Zjednoczenie, zamykające okres kilkudziesięcioletniej konfrontacji państw koreańskich, oznaczałoby koniec groźby wybuchu wojny i przyczyniłoby się do ustabilizowania sytuacji w regionie. Zdaniem skrajnych południowokoreańskich nacjonalistów zjednoczona Korea mogłaby być też potęgą militarną, dysponującą odziedziczonym po Północy arsenałem nuklearnym wraz ze środkami przenoszenia.

Zdecydowanie więcej argumentów przemawia jednak za tym, że zainicjowane przez Koreańczyków pokojowe zjednoczenie jest przejawem myślenia życzeniowego. Podstawowym problemem pozostaje konfrontacyjny charakter stosunków międzykoreańskich. Korea Północna nie tylko rozwija potencjał rakietowo-nuklearny, lecz także traktuje południowego sąsiada jako zagrożenie, m.in. ze względu na konkurencyjny model społeczno-gospodarczy. Scenariusz dobrowolnego otwarcia Północy na dialog z Południem, uwzględniający szeroki przepływ informacji i wymianę międzyludzką, jest wręcz nieprawdopodobny z racji totalitarnego charakteru północnokoreańskiego ustroju. Korea Południowa nie pozostaje bierna i w reakcji na północnokoreańskie zagrożenia rozwija zdolności militarne i wzmacnia sojusz z USA. Problemem jest też brak ciągłości w podejściu Południa do Północy co do kierunku polityki wobec KRLD, co jest pokłosiem konfliktu wewnętrznego między południowokoreańskimi liberałami a konserwatystami.

Inną przeszkodą są gigantyczne różnice rozwojowe między Północą a Południem, które rodziłyby ogromne koszty w przypadku zjednoczenia. 51-milionowa Korea Południowa jest jedną z najbardziej zaawansowanych technologicznie i zglobalizowanych gospodarek, a 26-milionowa Korea Północna – państwem zacofanym gospodarczo i zamkniętym wskutek obranej polityki i nałożonych na nią sankcji. Nawet w rekordowym dla siebie 2013 r. KRLD wyeksportowała przez cały rok tyle, ile Republika Korei w ciągu zaledwie półtora dnia. Szacuje się, że PKB Korei Północnej stanowi niecałe 2% PKB Korei Południowej, a przeciętny roczny dochód Koreańczyka z Południa jest 52 razy większy niż mieszkańca Korei Północnej. Dla porównania w momencie zjednoczenia Niemiec PKB 16-milionowej Niemieckiej Republiki Demokratycznej stanowił ponad 1/6 PKB 62-milionowej Republiki Federalnej Niemiec. Koszty zjednoczenia Niemiec wyniosły 1–3 bilionów dolarów, w przypadku Korei byłyby wielokrotnie wyższe i najpewniej zrujnowałyby gospodarkę południowokoreańską. Do tego dochodzą różnice społeczno-kulturowe, wynikające z kilkudziesięcioletniego funkcjonowania w skrajnie różnych uwarunkowaniach społecznych oraz braku kontaktów między ludźmi mieszkających po dwóch stronach 38. równoleżnika. Widoczne jest to choćby na przykładzie licznych problemów dostosowawczych ok. 30 tys. uciekinierów z Północy na Południu. Mimo rządowych programów wsparcia większość z nich ma elementarne trudności z odnalezieniem się w kapitalistycznej rzeczywistości.

Czy warto?

Świadomość gigantycznych kosztów zjednoczenia przekłada się na coraz niższe poparcie Koreańczyków z Południa dla reunifikacji. Odzwierciedlają to wyniki badań prowadzonych od 2007 r. przez Institute for Peace and Unification Studies na Seoul National University. O ile w 2007 r. poparcie dla zjednoczenia wyniosło 64%, o tyle w 2022 r. już tylko 46%. Co więcej, w ubiegłym roku rekordowe 32% ankietowanych wyraziło przekonanie, że do zjednoczenia nigdy nie dojdzie. Wyniki badań pokazują nie tylko rosnącą świadomość trudności w dialogu międzykoreańskim, lecz także coraz większą obojętność zwłaszcza młodszej części społeczeństwa Korei Południowej, która nie dostrzega żadnej więzi z mieszkańcami Korei Północnej. I nie widzi sensu i potrzeby jakiegokolwiek zjednoczenia.

Południowokoreańskie społeczeństwo jest więc coraz mniej zainteresowane pomysłami pokojowej integracji państw koreańskich na drodze wypracowanych wspólnie porozumień. Problem w tym, że do zjednoczenia Korei teoretycznie mogłoby dojść w inny, zdecydowanie bardziej kosztowny sposób. Na przykład w wyniku absorpcji, a więc przejęcia kontroli i włączenia przejmowanej części do istniejącego politycznego, gospodarczego i społecznego systemu dominującego państwa koreańskiego. Obecnie jedynym realistycznym scenariuszem wydaje się absorpcja zrealizowana przez Koreę Południową. Najbardziej prawdopodobnym bodźcem do zaistnienia takiego scenariusza byłoby „twarde lądowanie”, czyli implozja i upadek północnokoreańskiego reżimu w wyniku załamania gospodarczego, destabilizacji społecznej, napięć w elitach władzy, osłabienia władzy centralnej i aparatu kontroli. Taki wariant był często rozważany na początku lat 90., gdy zdaniem wielu obserwatorów północnokoreańskie państwo miało nie przetrwać w nowych uwarunkowaniach międzynarodowych. Reżim okazał się jednak trwalszy niż sądzono i obecnie niewiele wskazuje, aby chylił się ku upadkowi.

Gdyby jednak do tego doszło, rodziłoby to ogrom problemów, takich jak konflikty wewnętrzne i ich możliwe rozlanie się na Koreę Południową, wywołanie konfliktu międzynarodowego przez upadające władze w Pjongjangu, utrata kontroli nad bronią masowego rażenia i możliwość proliferacji lub jej użycia przez konfrontacyjnie nastawionych wojskowych. Ponadto miałaby miejsce szeroko pojęta niestabilność społeczna obejmująca działalność przestępczą, katastrofę humanitarną, skrajny głód, wewnętrzne przesiedlenia, napływ uchodźców do Chin i Korei Południowej. Co więcej upadek północnokoreańskiego reżimu mógłby skłonić Chiny do zaangażowania się, w tym podjęcia interwencji militarnej. Gdyby w jej ramach ChRL powołała nowe władze w miejsce upadłego reżimu, zaprzepaściłoby to szanse na zjednoczenie. Niewykluczony byłby „wyścig o Pjongjang” między Chinami a Koreą Południową wspieraną przez USA, a więc dążenie do przejęcia kontroli nad stolicą kraju. W efekcie równoległe interwencje ChRL od północy i Republiki Korei oraz USA od południa mogłyby zwiększyć ryzyko napięć, a może i konfliktu między nimi. Tym samym niewykluczone, że w konsekwencji upadku północnokoreańskiego reżimu wzrosłoby ryzyko powtórki z lat 50., gdy problem koreański przerodził się de facto w wojnę amerykańsko-chińską. „Twarde lądowanie” byłoby więc sprzyjającą okolicznością dla przeprowadzenia zjednoczenia Korei na warunkach Południa tylko wtedy, gdyby południowokoreańskie władze, we współpracy z USA, kompleksowo przygotowały się na gigantyczne koszty upadku reżimu Kimów.

Teoretycznie uwzględnia się również możliwość absorpcji Północy przez Południe w następstwie jednego z wariantów „miękkiego lądowania” w KRLD: wprowadzenia przez północnokoreańskie władze polityki reform i otwarcia, rozszerzenia kontaktów z Republiką Korei i wynegocjowania warunków wchłonięcia słabszej Północy przez silniejsze Południe. Opcja „miękkiego lądowania” byłaby o wiele korzystniejsza, gdyż pozwoliłaby uniknąć kosztów upadku reżimu na Północy i prawdopodobnie wiązałaby się ze złagodzeniem napięć. W obecnych uwarunkowaniach prawdopodobieństwo, że północnokoreańskie władze zdecydują się na gruntowne reformy wewnętrzne i przystają na absorpcję przez Republikę Korei, jest jednak totalnie znikome.

Walka o nową Koreę

Niezależnie od scenariusza zjednoczenie Korei wiązałoby się z ogromnymi zmianami w regionalnym układzie sił. W zależności od przebiegu i charakteru reunifikacji zjednoczona Korea mogłaby być zarówno szansą, jak i wyzwaniem, a nawet zagrożeniem dla interesów najważniejszych mocarstw zaangażowanych na Półwyspie Koreańskim, czyli USA i Chin.

Reunifikacja Korei mogłoby być korzystna dla USA. Zjednoczenie w wariancie absorpcji Północy przez Południe lub pokojowego porozumienia obu Korei rozwiązałoby kilkudziesięcioletni problem zagrożenia ze strony Korei Północnej. Korzystnym rozwiązaniem z amerykańskiego punktu widzenia byłoby zawiązanie sojuszu zjednoczonej Korei z USA, a właściwie dostosowanie go do nowych realiów. Problematyczne dla Amerykanów byłoby jednak to, że zjednoczenie Korei w każdym wariancie byłoby niebywale kosztownym procesem, co wymusiłoby zapewne potrzebę kompleksowego wsparcia nowo powstającego państwa koreańskiego.

Główną obawą USA w odniesieniu do zjednoczenia Korei byłaby jednak przyszłość ich sojuszu z Koreą. Zniknięcie głównego źródła potencjalnego konfliktu i faktycznego powodu trwania aktualnego sojuszu rodziłoby pytania o sens kontynuowania aliansu. Zjednoczenie Korei oznaczałoby konieczność wypracowania nowego modelu współpracy między Amerykanami a Koreańczykami, uwzględniającego m.in. kontekst stosunków z Chinami. A wycofanie się Amerykanów z półwyspu hipotetycznie mogłoby być warunkiem Chińczyków do normalizacji stosunków z nową, zjednoczoną Koreą i de facto otrzymaniem zielonego światła z Pekinu.

Bowiem, w przypadku Chin zjednoczenie w wariancie wchłonięcia Północy przez Południe lub pokojowego zjednoczenia na drodze integracji i dialogu byłoby pozytywne tylko wtedy gdyby zakończyło wieloletni kryzys nuklearny i cykl napięć na półwyspie oraz doprowadziło do zakończenia sojuszu Korei z USA i ostatecznego wycofania amerykańskich sił z Półwyspu Koreańskiego. Wydaje się jednak, że zjednoczenie Korei mogłoby być dla Chin przede wszystkim ogromnym problemem. Reunifikacja na warunkach Południa naruszałoby równowagę sił w regionie, a utrata KRLD jako strategicznego bufora oznaczałaby ryzyko pojawienia się amerykańskich sił zbrojnych u granic Chin. To z kolei poważnie komplikowałoby plany chińskiego zjednoczenia z Tajwanem. Upadek socjalistycznego państwa, jakim formalnie jest Korea Północna, i powstanie zamiast niego państwa, które zapewne byłoby demokracją wolnorynkową, mogłoby stanowić wyzwanie dla systemu politycznego ChRL. Nowe państwo koreańskie mogłoby być również państwem nacjonalistycznym, co skutkowałoby napięciami w stosunkach chińsko-koreańskich, w tym intensyfikacją sporów historycznych i terytorialnych. Nacjonalizm zjednoczonej Korei mógłby rozlać się poza półwysep i objąć północno-wschodnie Chiny, gdzie zamieszkuje ok. 2 mln etnicznych Koreańczyków.

Podzielona Korea pozostaje jednym z ostatnich reliktów zimnej wojny. Powstania skrajnie różnych systemów politycznych i społeczno-gospodarczych po przeciwległych stronach 38. równoleżnika do dziś generuje problemy. Nie dziwi więc, że co kilka lat Korea Południowa podejmuje próby złagodzenia napięć. Używa do tego narracji o zjednoczeniu, choć niekoniecznie traktuje je jako osiągalny cel. Ma bowiem świadomość przeszkód, przez które perspektywa zjednoczenia Korei jest niesamowicie odległa, być może nie do zrealizowania. Równocześnie zdaje sobie sprawę z potwornych kosztów, jakie pojawiłyby się w sytuacji niekontrolowanego obrotu spraw, wywołanego np. upadkiem północnokoreańskiego reżimu. Dlatego, mimo ogromu wątpliwości, władze w Seulu raz na jakiś czas wyciągają rękę do swoich odpowiedników w Pjongjangu w nadziei na deeskalację napięć i stopniowe, rozłożone na lata przygotowanie do ewentualnego zjednoczenia – takiego, pod którego ciężarem Korea nie zawaliłaby się.

Hasło zjednoczenia jest też wytrychem do otwarcia innych drzwi – zasygnalizowania, że nadrzędną rolę w procesie doprowadzenia do pojednania i pokoju na Półwyspie Koreańskim mają odegrać obie Koree. I że mocarstwa muszą się do tego dostosować. Każdy kolejny krok na rzecz zjednoczenia – rzeczywisty lub tylko pozorowany – będzie przypominać amerykańskim i chińskim władzom o ogromie wyzwań, jakie towarzyszyłyby reunifikacji. I pokazywać, że nawet w warunkach podziału Koreańczycy mają coraz więcej do powiedzenia w sprawie swojego półwyspu.