Chiński Bliski Wschód.

Skomplikowana sieć powiązań, relacji i sporów na Bliskim Wschodzie może wielu przyprawić o zawrót głowy. Niemniej obecność w tych strukturach Chińskiej Republiki Ludowej zwykle przedstawiana jest jednowymiarowo. Pekin wchodzi, kupuje węglowodory, płaci i wychodzi, utrzymując z wszystkimi przyjazne relacje, jakby Chiny były odporne na wszystkie wyzwania, które stawia ten ważny region. Chiny odporne na te wyzwania jednak nie są i muszą im wszystkim stale stawiać czoła. Do tego stopnia, że paradoksalnie na sojusznika Chin na Bliskim Wschodzie wyrastają Stany Zjednoczone. Jak to możliwe? Przyjrzyjmy się chińskiemu-Bliskiemu Wschodowi.

Trudne początki

Obecnie Chiny posiadają przyjazne relacje ze wszystkimi krajami Zatoki Perskiej, tak z Iranem, jak i Arabią Saudyjską. Jednak nie zawsze tak było. Jeszcze na przełomie lat 80. i 90. cześć krajów arabskich nie utrzymywała oficjalnych stosunków z Pekinem, uznając władze Tajwanu za jedynego legalnego reprezentanta Chin na arenie międzynarodowej. Zacznijmy jednak od początku.

W 1949 r. wojnę domową w Chinach wygrali komuniści, a nowopowstała Chińska Republika Ludowa postrzegała Bliski Wschód przez pryzmat zimnowojennej rywalizacji między Zachodem, a Wschodem. Arabscy monarchowie czy Szach Iranu, jawili się komunistom z Pekinu jako sojusznicy USA i Zachodu. Nie bez powodu, pierwszym arabskim krajem z którym Chińska Republika Ludowa nawiązała relacje był rewolucyjny Irak – nastąpiło to w 1958 r., miesiąc po zamordowaniu króla Fajsala II i przejęciu władzy przez irackich wojskowych.

Pekin także wspierał wiele bliskowschodnich ugrupowań rewolucyjnych np. działający w Omanie, Ludowy Front Wyzwolenia Okupowanej Zatoki Perskiej. Podczas wojny domowej w Omanie po jednej stronie znajdowali się lokalni rewolucjoniści popierani przez ZSRR i Chiny, a z drugiej sułtan Omanu, wspierany przez Wielką Brytanię i Iran.

Normalizację relacji z Chińską Republiką Ludową utrudniało nie tylko sponsorowanie przez Pekin ruchów rewolucyjnych, ale także postawa krajów Zatoki Perskiej, w szczególności Arabii Saudyjskiej, wobec Tajwanu. Podczas wojny domowej w Chinach, większość chińskich muzułmanów walczyła po stronie Kuomintangu, często dochodząc do wysokich stanowisk. Dobrym przykładem jest Ma Bufang, który zasiadał w komitecie centralnym Kuomintangu, a już po ewakuacji na Formozę, pełnił funkcję ambasadora Tajwanu w Egipcie, a później w Arabii Saudyjskiej.

Przez wiele lat po wojnie Saudowie wspierali rząd w Tajwanie, cofając swoje uznanie dopiero w 1990 r. W Rijadzie nadal jednak działa Biuro Reprezentacji Gospodarczej i Kulturalnej Tajwanu, które pełni de facto rolę ambasady.

Wyraźną zmianę w stosunkach między Chinami, a monarchiami Zatoki Perskiej przyniosły dopiero rządy Denga Xiaopinga, gdy Chiny weszły na drogę reform i zaczęły otwierać się na świat. Wraz z szybkim rozwojem chińskiej gospodarki, wzrosło zapotrzebowanie na surowce energetyczne, które Pekin postanowił zaspokoić importem ropy naftowej i gazu z Bliskiego Wschodu.

Strategiczna współpraca

W 1978 r. w Iranie wybuchła rewolucja, w wyniku której szach został odsunięty od władzy, a kraj został przekształcony w Islamska Republikę. Miało to duże znaczenie dla dalszej dynamiki stosunków między Pekinem a Bliskim Wschodem. W innym tempie rozwijały się relacje Chińczyków ze stale bogacącymi się arabskimi monarchiami, a inaczej z – stale obłożonym sankcjami – Iranem. Te dwie perspektywy wymagają oddzielnego komentarza. Najpierw skupimy się na zdiagnozowaniu obecnego stanu relacji arabsko-chińskich.

W 1990 r., gdy Chiny nawiązywały stosunki dyplomatyczne z Arabią Saudyjską, wymiana handlowa między Chinami a wszystkimi krajami Rady Współpracy Zatoki Perskiej (RWZ) wynosiła zaledwie ok. 1,5 mld dolarów. Obecnie jest to już 230 mld dolarów (2021 r.). W 2020 r. Chiny, wyprzedzając UE, zostały największym partnerem handlowym Rady. Dla ułatwienia w dalszej części filmu mówiąc o Radzie Współpracy Zatoki Perskiej będziemy się posługiwać skrótem RWZ.

A zatem kraje RWZ odpowiadają aż za 40% chińskiego importu ropy. Ponadto Chiny podpisały porozumienia dotyczące współpracy z niemal wszystkimi krajami RWZ (z wyjątkiem Bahrajnu). W ostatnich latach widać, wśród krajów Zatoki, wzrastające zainteresowanie np. chińską elektroniką czy maszynami przemysłowymi.

Kulminację w stosunkach przyniosła wizyta Xi Jinpinga w Zatoce w 2016 roku, podczas której chiński przywódca przedstawił więcej szczegółów na temat bliskowschodnich aspektów projektu „Jednego pasa i jednej drogi”. W tym samym roku Pekin opublikował także China's Arab Policy Paper, w którym nakreślił wizję swojej współpracy z regionem. W dokumencie wskazano, że wzorem współpracy Pekinu z krajami arabskimi powinien być format „1+2+3”, w którym „1” to surowce energetyczne, „2” to współpraca w zakresie rozbudowy infrastruktury i handlu, a „3” to współpraca w zakresie energii jądrowej, przemysłu wysokich technologii i satelitów. Udział w takich formatach współpracy jest dla RWZ tym atrakcyjniejszy, ponieważ niemal we wszystkich monarchiach Zatoki toczą się intensywne dyskusje na temat dywersyfikacji lokalnych gospodarek i zmniejszenia zależności od eksportu surowców energetycznych. Dobrym przykładem chińskich inicjatyw jest projekt Saudi Vision 2030, którego jednym z filarów – jak określił to sam Mohammed bin Salman – jest udział w inicjatywie „Jednego pasa i jednej drogi”. W podobny sposób na Nowy Jedwabny Szlak patrzy się w sąsiednich Emiratach czy Omanie.

Pekin nie zwraca przy tym uwagi na demokratyzację regionu, przestrzeganie praw człowieka czy transparentność, co jest dużym bonusem w kontaktach z arabskim światem. Arabowie odpłacają Chińczykom tym samym, nie krytykując represji jakich dopuszcza się Pekin wobec Ujgurów.

Nie oznacza to jednak, że współpraca Chin z RWZ jest bezproblemowa. Trzeba pamiętać, że kraje RWZ nie pozostają monolitem i często wewnątrz organizacji pojawiają się konflikty. Przykładem jest spór między między Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, a Katarem, który w 2017 r. o mało nie doprowadził do konfrontacji zbrojnej. Chiny, dla których kluczowa jest współpraca zarówno z Królestwem Arabii Saudyjskiej, jak i Katarem, muszą niezwykle uważać, aby nie dać się wciągnąć w takie wewnętrzne spory. Oba państwa to kluczowi partnerzy energetyczni Pekinu - Rijad zaspokaja ok. 17% chińskiego zapotrzebowania na ropę, a Doha ok. 25% zapotrzebowania na skroplony LNG.

Dużo poważniejszym wyzwaniem dla Pekinu są jednak szersze regionalne konflikty, daleko wykraczające poza kłótnie w obrębie społeczności państw arabskich. Oprócz Arabii Saudyjskiej, Chiny utrzymują także bliskie kontakty z arcywrogiem Saudów, Iranem. To często stawia Pekin w bardzo niekomfortowej sytuacji.

Ajatollahowie i komuniści

Niezależnie od tego jak zmieni się sytuacja międzynarodowa, wola Chin w zakresie budowy kompleksowego i strategicznego partnerstwa z Iranem pozostanie niewzruszona - Xi Jinping rok 2019 r.

Chiny i Iran łączy wiele. Oba kraje są spadkobiercami antycznych kultur, sięgających swoją historią tysięcy lat wstecz. Wspólnie sprzeciwiają się także unipolarnej koncepcji porządku międzynarodowego, w której USA jest jedynym światowym hegemonem i - razem z Rosją - optują za światem multipolarnym.

W powszechnym ujęciu Chiny postrzegane są jako bliski sojusznik Iranu. W końcu Chiny są największym partnerem handlowym Iranu. Pomagają także Irańczykom w obchodzeniu amerykańskich sankcji. Koronnym dowodem na bliski sojusz chińsko-irański ma być umowa o 25-letniej współpracy zawarta przez oba kraje w 2021 r. Bliższa analiza stosunków na linii Pekin-Teheran pokazuje jednak, że polityka Chin wobec Iranu jest w dużej mierze oparta na oportunizmie i instrumentalnym wykorzystywaniu Iranu w szerszej rywalizacji

amerykańsko-chińskiej.
Chiny są co prawda największym partnerem handlowym Iranu, ale relacja ta zdominowana jest głównie przez surowce energetyczne. Szacuje się, że aż 75% irańskiego eksportu do Chin stanowi ropa i produkty ropopochodne. Szacuje się, że jest to ponad 1 mln baryłek dziennie. Pomoc Pekinu w obchodzeniu sankcji na innych polach niż ropa naftowa jest jednak ograniczona.

Szczególnie irytująca jest dla Teheranu mała skala chińskich inwestycji w Iranie. Gdy w 2018 r. prezydent Trump wycofał się z porozumienia nuklearnego i obłożył Iran sankcjami, zachodnioeuropejskie firmy wycofały się z wielu lukratywnych inwestycji w Iranie. Teheran liczył, że miejsce Europejczyków zajmą chińscy inwestorzy. Chińczycy faktycznie przejęli część inwestycji np. kontrakt na rozbudowę pola South Pars, jednak – w obawie przed amerykańskimi sankcjami – nie wywiązali się ze swoich zobowiązań. I tak np. chińskie CNPC, w rok po przejęciu umowy na rozbudowę South Pars, wycofało się z kontraktu.

Małą skalę chińskich inwestycji w Iranie obrazują najlepiej dane statystyczne. Od czasu objęcia władzy w Iranie przez prezydenta Raisiego (w sierpniu 2021 r.), Chińczycy zainwestowali w Iranie zaledwie 131 milionów dolarów – to wartość mniejsza od inwestycji, uwaga afgańskich! Dla porównania, Rosja – w tym samym czasie – zainwestowała w Iranie blisko 2,7 miliardów dolarów. Przy czym należy podkreślić, że przed inwazją na Ukrainę, Rosja także sceptycznie podchodziła do inwestowania w obłożony sankcjami Iran. Dopiero wykluczenie Rosji z zachodnich rynków zmieniło sytuację i ośmieliło rosyjskich inwestorów.

W 2021 r. świat obiegła informacja o rzekomej chęci Chin do rozpoczęcia inwestycji w Iranie, których skumulowana wartość sięgnąć miała 400 miliardów dolarów. W istocie Chiny i Iran podpisały porozumienie o 25-letniej współpracy, które irańscy dyplomaci, na czele z ministrem Dżawadem Zarifem, próbowali przedstawić jako przełomowy moment we wzajemnych stosunkach. Jednak z dużej chmury spadł mały deszcz. Chińscy dyplomaci od razu studzili emocje, wskazując że umowa nie zawiera żadnych konkretnych zobowiązań i określa tylko ogólne kierunki rozwoju stosunków między Iranem a Chinami w ciągu najbliższych 25 lat. I faktycznie, od czasu podpisania umowy nie ogłoszono żadnego większego chińskiego projektu w Iranie. Postawa Chin budzi w Iranie zawód, a nawet irytację.

Między Saudami a Iranem

Jednak to tylko część, większego dylematu. Dużo większym problemem jest szybkie zacieśnianie relacji Chin z – wrogo nastawionymi do Iranu – krajami RWZ. Teheran martwi się, że tempo rozbudowy relacji arabsko-chińskich jest nieproporcjonalnie większe od tempa rozbudowy relacji chińsko-irańskich. Mówiąc prościej, Iran boi się zostać w tyle.

Przykład rosnącej nieufności Teheranu wobec Chin mogliśmy zaobserwować w grudniu 2022 r., podczas szczytu arabsko-chińskiego w Rijadzie. Uczestnicy obrad wydali wspólne oświadczenie, w którym poparli dyplomatyczne zabiegi ZEA o rozwiązanie konfliktu z Iranem dotyczącego trzech wysp w Zatoce Perskiej, które Iran zajął zbrojnie w latach 70. Chodziło o wyspy Abu Musa, a także Większy i Mniejszy Tunb. Pod oświadczeniem podpisali się także Chińczycy, co Iran mocno oprotestował i wezwał do MSZ-u chińskiego ambasadora, a irańska prasa zaczęła zastanawiać się nad przyszłością relacji między Teheranem, a Pekinem.

Abdolreza Faraji Rad, były irański dyplomata, tak skomentował zachowanie chińskich dyplomatów: „Jeśli ten trend zacieśniania relacji z Arabami utrzyma się w chińskiej polityce, to w mniej niż dekadę, Chiny staną się takim samym problemem dla Iranu jak Ameryka”.

Irańskie obawy wobec rozbudowy stosunków arabsko-chińskich są uzasadnione. Współpraca z bogatymi i modernizującymi się, krajami arabskimi jest dużo bardziej atrakcyjna dla Pekinu niż współpraca z obłożonym sankcjami Iranem. Mimo narastającej frustracji, Teheran ma jednak ograniczone możliwości działania. Irańczycy mogą demonstrować swoje niezadowolenie, ale nie mogą przeciwstawić się Chińczykom – gdyż to właśnie eksport ropy do Chin ratuje irański budżet.

Wydaje się, że grudniowy szczyt arabsko-chiński to zapowiedź dalszego zbliżenia relacji między Pekinem a RWZ. Kontakty z obłożonym sankcjami Iranem, zejdą pewnie na dalszy plan. Wątpliwe jednak, aby Pekin całkowicie porzucić swoje partnerstwo z Teheranem. Iran i jego program balistyczny oraz nuklearny zawsze mogą być bowiem wykorzystane przez Chińczyków jako narzędzie nacisku na USA czy arabskie monarchie - w sytuacji gdyby doszło do jakiegoś kryzysu na linii Arabowie-Pekin.

Chiński Bliski Wschód?

Jaki jest jednak ostateczny cel chińskiej polityki względem Bliskiego Wschodu?

Cześć środowisk w Waszyngtonie obawia się, że Chińczycy są zainteresowani nie tylko współpracą gospodarczą z regionem, ale także przejęciem roli Ameryki i budową nowego, „chińskiego Bliskiego Wschodu”. Prawda wydaje się jednak mniej sensacyjna.

To paradoks, ale Chiny są głównym beneficjentem ustanowionej przez Amerykanów architektury bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. To właśnie dzięki temu, że US Navy zapewnia swobodę żeglugi w Zatoce Perskiej, Chiny mogą bezpiecznie importować ogromne ilości surowców energetycznych z regionu. Obecność amerykańskich wojsk w poszczególnych krajach arabskich, zapewnia zaś bezpieczeństwo chińskim inwestycjom.

Pekin w pełni rozumie, że jest – jak określił to prezydent Obama – „free riderem”, korzystającym z „dobrodziejstw” amerykańskiej obecności militarnej w regionie. Mało tego, Chiny wielokrotnie aktywnie działały na rzecz utrzymania tej amerykańskiej dominacji w Zatoce np. głosując za rezolucją RB ONZ nr 1441, którą Amerykanie wykorzystali później jako uzasadnienie do inwazji na Irak. Chińczycy brali także udział w międzynarodowych operacjach wymierzonych w somalijskich piratów, czy naciskali na Iran w sprawie porozumienia nuklearnego.

Szczególnie ciekawym przykładem jest inwazja na Irak. Po upadku rządów Saddama Husajna, Chiny zostały głównym partnerem handlowym Iraku. Obecnie chińskie firmy są zaangażowane w prace na irackich polach naftowych, które odpowiadają za ok. 59% irackiego wydobycia ropy naftowej. W ten sposób Chiny, obok Iranu, stały się głównym beneficjentem obalenia przez Amerykanów reżimu Saddama Husajna.

To prawda, że amerykańska obecność militarna w regionie, przyniosła Chinom ogromne korzyści gospodarcze. Niemniej chińscy stratedzy zwracają jednak uwagę na to, że – w perspektywie długoterminowej – amerykańska dominacja na Bliskim Wschodzie może stanowić krytyczne zagrożenie. W sytuacji teoretycznej wojny USA-Chiny, amerykańska marynarka może zablokować kluczowe cieśniny Ormuz i Bab al-Mandab, i doprowadzić chińską gospodarkę do zapaści. Chińskie uzależnienie od bliskowschodnich surowców energetycznych sprawia, że region Zatoki Perskiej stał się de facto „miękkim podbrzuszem” Chin.

Dlatego kluczowe dla zabezpieczenia interesów Chin w regionie wydają się stosunki Pekinu z krajami RWZ. To wł aśnie na tych krajach (obok Izraela) opiera się amerykańska architektura bezpieczeństwa w regionie. Ten kto posiada w swojej strefie wpływów kraje RWZ ten posiada strategiczną przewagę w regionie Zatoki Perskiej. Na ten moment – mimo pivotu ku Azji – Ameryka nadal posiada ogromny wpływ na kraje Rady.

Taka sytuacja może jednak nie trwać wiecznie. Arabscy przywódcy, zwłaszcza, Mohammed bin Zayed, oraz Mohammed bin Salman, próbują uniezależniać się od USA i budować własną samodzielność strategiczną. Polityka balansu między USA a Chinami odgrywa kluczową rolę we wzmacnianiu tej arabskiej samodzielności.

Chińczycy zamiast konkurować wojskowo z Ameryką na terenie Zatoki Perskiej, pomagają arabskim monarchiom we wzmacnianiu ich samodzielności strategicznej np. pomagając Saudom przy ich programie rakiet balistycznych. Jednocześnie Pekin stara się budować nić porozumienia między Saudami a Iranem. Wojna saudyjsko-irańska byłaby katastrofą dla chińskiej gospodarki, bo zablokowałaby dostawy bliskowschodnich surowców energetycznych do Chin. Dlatego też Chińczycy zdecydowali się na mediacje między Rijadem a Teheranem, co doprowadziło w marcu 2023 r. do podpisania porozumienia w sprawie wznowienia kontaktów dyplomatycznych.

Zamiast całkowicie niszczyć amerykańską architekturę bezpieczeństwa w regionie, Chińczycy woleliby przekształcić ją w taki sposób, aby to kraje arabskie przejęły dotychczasowe zobowiązania Amerykanów. Scenariusz, w którym to Arabowie wzięliby na swoje barki stabilizację rynku surowców energetycznych i zapewnienie swobody żeglugi w Zatoce, byłby idealnym rozwiązaniem dla Chińczyków.

Chiny podchodzą bardzo sceptycznie do pomysłu konkurencji wojskowej z USA w Zatoce. Wydaje się, że wynika to przede wszystkim z opisanej już zgodności interesów amerykańsko-chińskich na tym obszarze, a także kwestii historycznych. Pekin, bogatszy o doświadczenia amerykańskich interwencji zbrojnych w Iraku i Afganistanie, jest negatywnie nastawiony nawet do symbolicznego zaangażowania militarnego na Bliskim Wschodzie. Chińczycy prawdopodobnie uważają, że wysłanie swoich wojsk do Zatoki – pełnej różnych animozji (nie tylko saudyjsko-irańskich) – doprowadzi do wciągnięcia Chin w regionalne konflikty i osłabi korzyści gospodarcze jakie Pekin czerpie z kontaktów z Bliskim Wschodem.

Chińczycy chcą zatem jak najdłużej pozostać „free riderem” w Zatoce, licząc że nawet jeśli Amerykanie będą stopniowo zmniejszać swoje zaangażowanie wojskowe w regionie, to stabilność na rynku surowców energetycznych i swoboda żeglugi zostanie utrzymana przez, stale rozbudowujące swoje siły zbrojne, kraje RWZ. Chiny będą mogły natomiast – tak jak obecnie – czerpać ogromne korzyści gospodarcze ze współpracy z Zatoką, ponosząc przy tym niemal zerowe koszta polityczne i wojskowe.