- Hubert Walas
Zamach stanu w Korei Południowej. Proeuropejskie protesty na ulicach gruzińskich miast. Rozpadająca się jak domek z kart Syria Bashara Al-Assada. A to tylko wierzchołek góry lodowej chaosu, w którą uderzył okręt ładu światowego. Pod powierzchnią wody znajduje się pełnia tej góry, która składa z wielu innych elementów. Wśród nich możemy wymienić imperialną krucjatę Federacji Rosyjskiej na Ukrainie oraz, przede wszystkim, strategiczną konfrontację Stanów Zjednoczonych Ameryki z Chińską Republiką Ludową. Zwierciadło geopolityki jest jednak tylko jednym z wielu przez jakie możemy spojrzeć na trzeszczący w szwach świat a.d. 2025.
Nie da się zapomnieć przecież o przełomowych rozwiązaniach w zakresie sztucznej inteligencji, nowej erze odkryć kosmicznych, czy rosnącym wpływie kryptowalut. Z drugiej strony powraca temat wojen klasowych: ekonomiczne i społeczne nierówności stale rosną, i niekoniecznie według znanych nam z mapy podziałów na kraje bogate i biedne. Wszystkie te tematy, jak w soczewce, skupia nadchodzący 47 prezydent USA - Donald Trump. Trump jest niejako uzupełnieniem tego chaosu, jego twarzą i przedstawicielem. Chaotyczny system wybrał swojego reprezentanta. Dlaczego tak się stało? Jakie są szanse czasów jego panowania i jakie ryzyka oraz czemu jest to tak istotne dla losów całego świata?
----
Świat według Trumpa
Żyjemy w świecie Donalda Trumpa. Od momentu ogłoszenia wyników wyborów w Ameryce, uwaga wszystkich obserwatorów politycznych, ekonomicznych lub wojskowych zwrócona jest w jedną stronę - przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Kolejne niespodziewane nominacje, bezceremonialne zapowiedzi czy wręcz groźby spadają jak gromy z jasnego nieba niemal każdego dnia od czasu jego zwycięstwa. Racjonalne wybory kadrowe jak: Michael Waltz w roli doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, John Ratcliffe jako szef CIA, czy Scott Bessent jako sekretarz skarbu, wymieszane są z dziwacznymi jak Pete Hegseth w roli Sekretarza Obrony lub David Sacks w roi “cara krypto”, czy wręcz wprost niebezpiecznymi jak Tulsi Gabbard w rolu szefowej NSD.
Ktokolwiek próbuje analizować te ruchy w poszukiwaniu jakiegokolwiek schematu, klucza działania, wielkiej strategii z góry skazany jest na niepowodzenie.
Ciężko się jednak dziwić osobom, które faktycznie próbują to rozwikłać. Od ruchów Ameryki Trumpa w 2025 roku będzie zależał praktycznie każdy strategiczny obszar światowej polityki: niezależnie od dziedziny. Literalnie można powiązać z nim los każdego człowieka na świecie (może oprócz medytujących w tybetańskich jaskiniach mnichów). Geopolitycznie jest to wojna na Ukrainie, konflikt z Chinami, czy relacje ze schorowaną Europą. Ekonomicznie jest to pytanie o politykę protekcjonistyczną, którą Trump wszem i wobec zapowiada. W końcu mamy niszę nowych technologii i przyszłość: AI, półprzewodników, samochodów elektrycznych, czy lotów w kosmos.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież wiemy co Trump zrobi, bo sam o tym mówi. Problem w tym, że Trump jak każdy dobry sprzedawca, mówi wiele, ale jego ruchy wcale nie muszą liniowo prowadzić do realizacji jego zapowiedzi. Przykładem jest choćby ciche przyzwolenie Trumpa i Waltza na eskalowanie sytuacji z Rosją, mimo że przecież miał on wymusić pokój w 24h. Po drugie, efekt realizacji tych zapowiedzi niekoniecznie musi skutkować oczekiwanym rezultatem. Pewne ruchy mogą po prostu przynieść odwrotny skutek.
Przeciwnicy i szydercy Trumpa mają dla tych ruchów proste wytłumaczenie - niekompetencja i zapatrzenie we własne ego. I choć może istnieć pokusa by zamknąć ten temat na takim trywialnym wytłumaczeniu, to jednak z uwagi na znaczenie wyboru Trumpa dla losów każdego z nas, warto pochylić się nad nieco bardziej i rozważyć inne możliwości.
A co jeśli nieprzewidywalność i chaos Trumpa jest w dzisiejszych czasach… zaletą, bowiem taka jest także charakterystyka bieżącej epoki, w której żyjemy? Martin Sandbu w FT uważa, że nieprzewidywalność Trumpa jest intencjonalna.
„Na podstawowym poziomie autokraci (faktyczni i niedoszli) oraz szefowie gangów rozwijają się na strachu i odrzucają rządy prawa (w najszerszym możliwym znaczeniu systemu zasad, który ma zastosowanie do wszystkich). Jak wyjaśnia Chris Grey, nieprzewidywalność oparta na osobistym kaprysie przywódcy jest kluczowa dla ich sposobu prowadzenia spraw - to cecha, a nie błąd.“
Autor rozwija tę myśl w ramach teorii gier, która bada zachowania strategiczne: sytuacje, w których Twój najlepszy ruch, zależy od ruchów innych graczy, którzy z kolei próbują przewidzieć Twój ruch. Dlatego w tej teorii najlepszą strategią jest strategia losowości. Przeciwnik nie może prowadzić gry na swoich zasadach i pchać jej w stronę, która bardziej mu pasuje, bo po prostu nie jest w stanie antycypować ruchów oponenta.
Sandbu dodaje: „Prawdziwa losowość jest jednak trudna do udawania. Pomaga więc bycie postrzeganym jako trochę szalony, lub niezrównoważony. „Równowaga drżącej ręki” to koncepcja z teorii gier pokazująca, jak optymalne strategie muszą traktować zachowanie innych jako stale podlegające losowym perturbacjom: palec, który naciska przycisk, zawsze może drżeć.”
Patrząc na nominacje: Trump nie waha się by na Sekretarza Obrony wybrać Pete’a Hegsetha, który ma walczyć z kulturą woke w armii i jednocześnie postawić na Scotta Bessenta na Sekretarza Skarbu, który będzie pierwszą osobą na stanowisku, która otwarcie jest homoseksualna. Stawia na Tulsi Gabbardd, która wygłaszała wiele tez zbieżnych z propagandą Kremla i jednocześnie wysyła do radzenia sobie z wojną na Ukrainie Keitha Kellogga, którego opinia w tych samych kwestiach często była rozbieżna o 180 stopni. To póki co „tylko” nominacje, jednak stanowią pewną wykładnię chaosu, którego możemy być świadkami w kolejnych 4 latach.
Oczywiście w przypadku Trumpa trudno zakładać by ten chaos był wyrachowanym, zimnokrwistym zagraniem podyktowanym jakąś przekonywującą teorią. Trump po prostu taki jest. Co jest ciekawe to fakt, że procesy społeczne i polityczne w Ameryce bulgoczące pod powierzchnią wyrzuciły na szczyt najważniejszego mocarstwa osobę o właśnie takiej charakterystyce. A trzeba przecież pamiętać, że Trump rozważał kandydowanie na urząd prezydencki już pod koniec lat 80tych i na początku dwutysięcznych. Jednak wówczas jego profil zupełnie nie pasował do realiów tamtego świata.
Koszty przewidywalności
Bowiem Ameryka, czy szerzej Zachód, w ostatnich dekadach był synonimem przewidywalności. Przewidywalność jest dobra, bo pozwala na racjonalną analizę sytuacji oraz działanie ukierunkowane na zysk. Jeśli inwestujemy w jakimś kraju chcemy by ten był stabilny i by nie zmieniały się w nim prawa podatkowe co 4, czy 5 lat.
Jednak, jak widać po przytaczanej wcześniej teorii gier - nieprzewidywalność, w konkretnych okolicznościach, również niesie za sobą konkretne zyski. W świecie przewidywalnym, zdominowanym przez USA po 1990 roku, za tę przewidywalność było się wynagradzanym. Kraje stabilne, grające w grę orkiestrowaną przez Amerykanów mogły liczyć na przychylność zachodniego kapitału i armii.
Miejsca, gdzie tej stabilności nie było, nie zostawały dopuszczane do stołu (brak inwestycji i uczestnictwa w kluczowych formatach), a jeśli eksportowały tę nieprzewidywalność na region, były przywracane do stabilności siłą (nawet jeśli oznaczało to stabilność ruin własnych miast).
Jednakże dojście do obecnej pozycji Chińskiej Republiki Ludowej zmieniło zasady gry. Pekin niejako stał się “sponsorem chaosu”, oferując tym wszystkim aktorom budującym swoją pozycję w oparciu o nieprzewidywalność, bezpieczną przystań. Sandbu słusznie przypomina, że nieprzewidywalność jest jedną z najważniejszych cech każdego autokraty. Z reguły to właśnie ona pomogła mu wcześniej dojść do władzy w chaotycznym systemie, z którego się wywodzi.
Wracając jednak do Chin - nagle okazało się, że aktorzy, którzy „nie grają według zasad” lub podejmują nieprzewidywalne decyzje zaczynają być za to premiowani. Przed wojną na Ukrainie, Rosja stale byla o krok przed Zachodem, i antycypując (miękkie) ruchy Zachodu przejęła Krym i Donbas, a jej pozycja była najsilniejsza od 20 lat. Iran rozwinął swoją Oś Oporu na Bliskim Wschodzie i rozwijał zasięg swojego oddziaływania. Kolejne próby nuklearne Korei Północnej były niejako akceptowane z uwagi na silny chiński parasol ochronny rozpostarty nad reżimem Kimów. Do tego kilkunastu silnorękich przywódców w Afryce budowało swoje strefy wpływów w oparciu o kraje łamiące zastany porządek, jednocześnie wypychając wpływy mocarstw przewidywalnych - głównie francuskie.
Innymi słowy nieprzewidywalność zaczęła być mocno premiowana w globalnej geopolityce. Powolne i przewidywalne systemy demokratyczne, zaczęły tracić grunt w grze, w której było coraz mniej zasad. Te zasady były wykorzystywane w cyniczny sposób przez podmioty, które nie zamierzały być częścią tej gry. A zatem z jednej strony odwoływały się od ciał istniejącego porządku, gdy było im to na rękę (WTO, ONZ etc.), by łamać te zasady przy każdej okazji, gdy właśnie takie było ich aktualne życzenie.
Europa pokornie ufała kolejnym zapowiedziom Rosji, która nigdy nie miała zamiaru wypełniać składanych zobowiązań np. w ramach porozumień mińskich. Chiny natomiast nigdy nie miały na celu uczestniczyć w wolnym rynku i globalizacji na zasadach określanych przez WTO - jedynym celem było budowanie własnej siły. Jeżeli to oznaczało kradzież intelektualną, subsydiowanie własnych producentów oraz eliminację zagranicznych, to żaden problem. Zachód mamiony perspektywą krótkotrwałej poprawy, zawsze płacił za to kosztem braku długoterminowej stabilności.
W taki sposób przewidywalny Zachód dryfował do 24 lutego 2022 roku. Wówczas inwazja Rosji na Ukrainę doprowadziła do pierwszych NIEprzewidywalnych konsekwencji, których nie spodziewała się Moskwa. Skumulowana wartość odpowiedzi Zachodu wielokrotnie przekraczała założenia Kremla, który poniósł klęskę kalkulacji wejścia w wojnę. Jednak nie wszystkie przewidywania względem Zachodu się nie sprawdziły. Z perspektywy czasu można ocenić, że Kreml słusznie przewidział, że Zachód “nie da mu zginąć” tj. nie dopuści do sytuacji całkowitego pobicia i możliwego rozpadu Rosji. Taki scenariusz był dla Zachodu zbyt nieprzewidywalny.
I właśnie w takim momencie największe mocarstwo świata wystawia człowieka, który swoją nieprzewidywalnością może przebijać wszystkich wspomnianych wcześniej autokratów. Oczywiście - ktoś powie: zaraz, zaraz Trump przecież już raz rządził. To prawda, jednak jego pierwsza administracja mimo pewnych symptomów nieprzewidywalności, była jednak relatywnie konserwatywna. Na podobnym poziomie, do następującej po niej administracji Demokratów. Wówczas Trump wydawał się jeszcze grać według zasad Waszygtonu D.C. i establishmentu. Teraz jednak łańcuchy puściły.
Trump wytacza ciężkie działa na krajowym podwórku - oprócz wielu kontrowersyjnych nominacji, mamy zapowiedź masowych deportacji, walki ze środowiskiem LGBTQ, czy polityki zdrowotnej pod kierownictwem Roberta F. Kennedy Jr. Nie inaczej jest na arenie międzynarodowej: wprowadzenie wysokich taryf na wielu kierunkach, eskalowanie sytuacji z Chinami, zakończenie wojny na Ukrainie z pozycji siły, walka z kartelami meksykańskimi, czy nawet podważanie dalszego uczestnictwa Ameryki w NATO.
Jednym słowem Trump i jego świta wywracają stolik, niejako mówiąc: „skoro nikt nie gra według zasad, które stworzyliśmy, my również nie zamierzamy tego robić i zobaczymy komu to wyjdzie na dobre”. Jeśli taka jest postawa największego „bezpiecznika światowej stabilności” - efekt jest jasny: chaos i prawo dżungli. A w dżungli systemu międzynarodowego liczy się to samo co w dżungli amazońskiej: siła, spryt, umiejętność przetrwania i adaptacji.
Szansa dla demokracji?
Dlatego Trump może być niejako rozpatrywany jako pewna korekta dla obecnego etapu rozwoju demokracji, szczególnie jeśli mu się powiedzie. Nie da się bowiem uciec od konkluzji, że państwa demokratyczne końcówki XX i początku XXI wieku wpadły pewną matnię samozadowolenia i utraciły kontakt z rzeczywistością. Ich działania często były rozmyte, spóźnione, nieefektywne lub wręcz szkodliwe - to być może dość duża generalizacja, jednak nie znaleźlibyśmy się w sytuacji globalnego chaosu oraz zyskujących na sile autokracji gdyby było inaczej. Państwa demokratyczne są po prostu często “ogrywane” przez reżimy autokratyczne, których potencjał jest z reguły znacznie niższy. Dlaczego zatem są ogrywane? Ponieważ strategiczne decyzje przez nie podejmowane zwykle przechodzą przez szereg kolejnych zwierciadeł: grup interesu, naleciałości ideologicznych, szukania zgniłego konsensusu, czy polaryzacji politycznej służącej interesom partii. Końcowy efekt często jest bardzo odległy od realnej potrzeby i efektywnego działania.
To zabrzmi dość brutalnie, ale w ostatnich dekadach (już po oparciu się o Chiny) autokraci często lepiej radzili sobie z nawigowaniem w środowisku międzynarodowym, niż rządy demokratyczne: byli szybsi, sprytniejsi, lepiej wykorzystywali nadarzające się okazje względem posiadanego potencjału. To ostatnie zastrzeżenie jest istotne, bowiem pamiętajmy że państwa autokratyczne z reguły dysponują mniejszym potencjałem zbiorczym, ponieważ ich gospodarki nie są uwolnione i są przez to mniej efektywne, od standardowych gospodarek wolnorynkowych. Z drugiej strony bardziej elastyczni oraz zwinniejsi autokraci potrafią lepiej realizować swoje cele na arenie międzynarodowej, mimo tego mniejszego potencjału.
W tym miejscu wchodzi „Trump 2.0”, który oferuje podobny zestaw cech „przywódcy twardziela”, jednocześnie mając za sobą największą, rynkową gospodarkę świata.
To jednocześnie szansa, ale i wielkie ryzyko. Osoba o profilu silnorękiego, chaotycznego przywódcy z wielkim ego na najważniejszym stołku demokratycznym świata to idealny scenariusz na próbę zagarniania władzy pod siebie motywowanej nieefektywnością państwa (np poprzez naginanie rządów prawa, czy populizm i propagandę). Stacja końcowa takiej drogi jest oczywista - autokratyzm. I dlatego tak ważna w kolejnych czterech latach będzie siła amerykańskich instytucji - to właśnie one odegrają kluczową rolę podczas jego drugiej kadencji. Nie bez przyczyny Daron Acemoglu i James A Robinson otrzymali w 2024 Nagrodę Nobla za książkę „Dlaczego narody upadają?”, w której argumentują, że tym co odróżnia kraje bogate, zasobne i stabilne od tych biedniejszych i co raz upadających, jest siła ich krajowych instytucji: ekonomicznych, politycznych, czy sądowniczych. To one trzymają kraj w ryzach, dają nadzieję że przed sądem sprzątaczka ma takie same prawa, jak prezydent kraju i zapewniają ciągłość funkcjonowania państwa niezależnie od władzy.
Zatem kluczem do skutecznej prezydentury Trumpa może być jego nieprzewidywalność na arenie międzynarodowej, do której będzie podchodził z większą elastycznością niż tradycyjne demokracje, przy jednoczesnym trzymaniem własnego ego w ryzach poprzez efektywne krajowe i międzynarodowe instytucje. Jeśli to się uda administracji Trumpa, może pójść za nim fala liderów o podobnym profilu w innych krajach.
Z resztą profil silnorękiego szefa kraju demokratycznego również nie byłby całkowitym novum. Z samej Ameryki można wspomnieć Theodorea Roosvelta, czy Rolanda Reagana. Dla Brytyjczyków kimś takim był Winston Churchill czy Margaret Thatcher, dla Francuzów Charles De Gaulle, a dla Singaurczyków Lee Kuan Yew.
Oczywiście Donaldowi Trumpowi jest dzisiaj daleko od pozycji którejkolwiek z tych osób. Każda z nich wyróżniła się czymś innym, inny był także świat za każdego z tych przywódców. Roosvelt walczył z Hitlerem i dzielił świat ze Stalinem i Churchillem, Reagan „pokonywał” Sowietów, de Gaulle odbudowywał silną i suwerenną V Republikę, a Lee Kuan Yew tworzył unikalny na skalę światową projekt państwowy w Singapurze.
Nowa rewolucja technologiczna
„Papierem lakmusowym” Trumpa będą Chiny, jednak to nie jedyna domena, w której chce zostać zapamiętany. Trump może być kluczowym składnikiem nowej rewolucji technologicznej, u której to progu stoimy. Wprowadzenie przez niego do administracji czołowych przedstawicieli Doliny Krzemowej, a konkretnie członków tzw. „PayPal mafii”, może nie jest wydarzeniem całkiem bez precedensu (bowiem big tech już uczestniczył w tworzeniu polityki), jednak skala z jaką robi to Trump jest absolutnie bezprecedensowa.
Dla przypomnienia „PayPal Mafia" to nieformalne określenie grupy byłych założycieli i pracowników PayPala, którzy po sprzedaży firmy eBayowi w 2002 roku odnieśli sukces w branży technologicznej, zakładając lub wspierając inne wpływowe przedsiębiorstwa. Do tej grupy należą m.in. Peter Thiel, późniejszy założyciel Palantir Technologies, David Sacks - Yammer, Reid Hoffman - LinkedIn, Hurley, Chen i Karim - YouTube, Wong - CEO Reddita, czy w końcu Musk - technologiczny baron i właściciel Tesli, SpaceX, czy X.
Bezpośrednio aż trzej z tej grupy: Thiel, Sacks i oczywiście Musk są bardzo blisko związani z nową administracją. Peter Thiel wspiera finansowo Trumpa juz od pierwszej kampanii wyborczej, tymczasem głównymi klientami Palantira są komórki rządowe jak CIA i FBI.
Z kolei Sacks i Musk dostali swoje własne departamenty. David Sacks został mianowany „carem krypto i sztucznej inteligencji białego domu”. W skład jego kompetencji ma wchodzić nadzór nad polityką względem AI, wolności słowa i rozwoju kryptowalut. A Elon Musk wraz z Vivkiem Ramaswamym ma prowadzić departament efektywności rządu (DOGE). Głównym celem Muska ma być wyeliminowanie marnotrawstwa w ramach biurokracji rządowej. Zamierza ograniczyć niepotrzebne regulacje i wydatki, a jego celem jest zmniejszenie budżetu federalnego o co najmniej 2 biliony dolarów z obecnego poziomu około 6,5 biliona dolarów.
Oprócz wspomnianej trójki, Trumpa wspierają także uznani w Dolinie Krzemowej: założyciel Netscape - Marc Andreesen, Palmer Luckey - CEO Anduril: firmy high tech z branży obronnej, założyciel Oracle - Larry Elisson, czy nawet Mark Zuckerberg - szef Mety.
Nie trzeba być Sherlokiem Holmsem by wydedukować, że oni wszyscy pomogli w swój sposób dojść Trumpowi do władzy (szczególnie Musk poprzez X), i teraz Trump jako biznesmen z reputacją spłaca swój dług. To z kolei oznacza jeszcze więcej władzy dla Big Techu, niż miał (a miał olbrzymią władzę), a niektórzy jak Naval Ravikant wprost sugerują, że po nominacjach Trumpa nie ma wątpliwości, że dzisiaj to Dolina Krzemowa posiada najwięcej władzy na świecie.
Taka sytuacja stwarza wielkie możliwości, jak i równie wielkie ryzyka. Zaczynając od problemów: biznes tworzący legislację i nadzorujący własne działania to jawny konflikt interesów. Zwykle w takich sytuacjach poszkodowany jest ten najmniejszy, na końcu łańcucha pokarmowego, czyli konsument. Więcej sprawczości dla najbogatszych to także kolejny element wojny klasowej, która dalej buzuje w Stanach i na świecie - o tym za chwilę. Zamiast wyrównywać nierówności, najwięksi dostali jeszcze większy kawałek tortu. Dlatego, tak jak wcześniej zaznaczyliśmy, niezwykle istotna rola będzie przypadać niezawisłym instytucjom, które będą musiały stawać na drodze nadużyciom władzy.
Z drugiej strony „agent chaosu” na czele największego mocarstwa technologicznego to dla firm high tech z tego kraju wymarzona wiadomość. Rozwój technologii karmi się zaburzeniami ładu, a prawdą jest, że często działania, innowacyjność i rozwój tych firm tłumiony był przez zbyt obszerne regulacje - przez co traciły m.in. w bezpośredniej rywalizacji z konkurentami z Chin. Jeśli regulacje z dziedziny AI, krypto, czy lotów w kosmos zostaną dostosowane pod wiodące firmy, ich rozwój i produkty mogą wystrzelić w nomen omen „kosmos”, prowadząc do nieprzewidywalnych dzisiaj skutków.
Na jasnego zwycięzcę wyrasta branża kosmiczna, sztucznej inteligencji oraz zielonych technologii. Nieprzypadkowo wiodące podmioty we wszystkich trzech sektorach posiada Elon Musk, a są to: SpaceX, GrokX oraz Tesla. Jeśli Musk rzeczywiście chce zmieniać świat i utworzyć kolonie na Marsie - dostał do swoich rąk wszystkie potrzebne narzędzia. Inwestycja blisko 300 milionów dolarów (btw. gorsze przy majątku Muska) w kampanię Trumpa, zwraca się teraz wielokrotnie. W kwestii AI ma wielu mocnych konkurentów i jest nieco za plecami konkurencji, ale w branży kosmicznej zapowiadają się tłuste lata dla SpaceX. Szefem NASA został bowiem Jared Isaacman, miliarder technologiczny, który zasłynął jako dowódca pierwszej cywilnej misji orbitalnej oraz pierwszego komercyjnego spaceru kosmicznego. Jim Bridenstine, były administrator NASA, stwierdził, że Isaacman „wniesie wizję i doświadczenie, które poprowadzą NASA ku nowej erze odkryć", choć nie ulega wątpliwości, że jego bliskie związki z Muskiem będą pchały go w stronę kontraktowania SpaceX (kolejny konflikt interesów).
Ameryka zatem może wszystkim, w przenośni i dosłownie, odlecieć na skrzydłach swoich czempionów technologicznych, a Trump jest niczym klucznik przekazujący klucze do bramy tego sukcesu. Pozostaje pytanie, czy przy tym big tech nie rozsiądzie się na dobre w “nowym przybytku”, a państwo straci swoje narzędzia jego kontroli, na czym stracą zwykli ludzie?
Bowiem wielkim, być może największym problemem w Stanach, ale także i na świecie, pozostaje kwestia nierówności społecznych.
Nowa (stara) wojna klasowa
Według Rezerwy Federalnej na koniec 2 kwartału 2024 najbogatszy 0.1% ludzi w Stanach posiadała ok. $21 bilionów majątku tj. jakieś 14% całego bogactwa USA. Najbogatszy 1% (wliczając w to wspomniane najbogatsze 0.1%) już $46 bilionów tj. jakieś 30%. Najbogatsze 10% to już ponad $100 bilionów dolarów i 66% całości. Jednak najbardziej szokująca jest ostatnia statystyka - ta cieniutka linia na dole przedstawia majątek łączny biedniejszej połowy społeczeństwa i jest to niecałe $4 biliony dolarów, a zatem 2.6% całości. Czyli 334 000 ludzi z najbogatszej 0.1% posiada ponad 5 razy większy majątek od 167 milionów najbiedniejszych Amerykanów. Co więcej, widać że od czasów pandemii te dysproporcje tylko zaczęły rosnąć.
Peter Turchin w książce „Czasy Ostateczne” (którą polecam, link znajdziecie w opisie) wpisuje zjawisko nierówności w ramy pewnego cyklu, fal politycznej niestabilności.
Dobre, dostatnie czasy prowadzą do nadmiernej produkcji elit: uczelnie wypuszczają więcej studentów, wysoki status społeczny osiąga coraz więcej osób, natomiast liczba wysokich stanowisk władzy pozostaje taka sama, a zatem część z potencjalnych elit jest sfrustrowana i staje się kontrelitą.
Jednoczesnie, jak nazywa to Turchin, „pompa bogactwa” sprawia, że Ci bogatsi, stają się jeszcze bogatsi, bowiem dostęp do kapitału i władzy powoduje, że znaczniej łatwiej go przemnażać. Powstają grupy interesu, które wzajemnie się wspierają i chronią swój dobrobyt. To napędza nierówności społeczne i ekonomiczne.
Nepotyzm, korupcja, konflikty wśród elit zasilane oddolnym “wrzeniem ludu” sprawia, że system coraz mocniej zaczyna się chwiać. Wybuchają coraz głośniejsze protesty, społeczeństwo się radykalizuje i polaryzuje, do głosu dochodzą coraz bardziej skrajni kandydaci (brzmi znajomo?).
W obliczu kryzysu pojawiają się wspomniane kontr-elity – osoby aspirujące do roli przywódczej, które zostały odrzucone przez system i które to wykorzystują niezadowolenie społeczne do podważenia status quo. Ich działania mogą prowadzić do dalszej destabilizacji lub radykalnych zmian.
Jak pisze autor: “Począwszy od 1970 roku względne wynagrodzenie w USA zaczęło spadać. W latach 1976-2016 straciło prawie 30% swojej wartości”. Turchin swoje teorie buduje w oparciu o modele matematyczne rozciągające się na wiele krajów i kilka wieków wstecz, bazujące na kilku zmiennych ekonomicznych. Wyszło mu z nich, że w drugiej i trzeciej dekadzie XXI wieku w Ameryce musi dojść do przesilenia. Co więcej swoje predykcje wygłaszał jeszcze przed dojściem do władzy Donalda Trumpa w 2016 roku.
Powstaje jednak pytanie czy Trump jest realnie agentem kontrelit i działa na rzecz ludu? Na pewno dostał od nich wyraźny mandat poparcia, a ich głos często był wyrazem sprzeciwu wobec „obecnego kontraktu społecznego”. Dlatego w wyborach miał generalnie za sobą poparcie najbiedniejszych warstw społecznych. Jednak realne działanie na ich rzecz oznaczałoby wprowadzenie legislacji, która zmniejszyłaby wielkie dysproporcje majątkowe w Stanach np. w postaci wyższego opodatkowania dla najbogatszych, czy firm i transfer do warstw najbiedniejszych, różnego typu politykami. Tymczasem najbogatsze 10% Amerykanów, nie wspominając o najbogatszym promilu, najczęściej związane jest z amerykańskim big techem, z którym w niejako „związek małżeński” wszedł Trump. Jest mało prawdopodobne by teraz obrócił się przeciwko niemu i rozpoczął z nim walkę. Patrząc ponownie na ten wykres i lata 2017-2021 tj. pierwszą kadencję Trumpa nie widać w ogóle zmiany trendu, negatywnego dla najbiedniejszych.
Ale co jeśli Trump chce zjeść ciasto i mieć ciastko?
By zrozumieć potencjalną strategię Trumpa spójrzmy na książkę „Wojny handlowe to wojny klasowe”, którą również polecam i również zamieszczam odnośnik w opisie. Być może uda nam się zrobić szerszy odcinek na jej temat w 2025 roku.
Książka Pettisa i Kleina całkowicie przedefiniowuje perspektywę patrzenia na konflikty między państwami. Zgodnie z tym co mówi tytuł to nierówności dochodowe i majątkowe w poszczególnych krajach przekładają się na nierównowagi handlowe na poziomie globalnym. Kraje z nadmiarem oszczędności niejako zmuszają innych do zadłużania się, co prowadzi do konfliktów handlowych.
Dlaczego? Nadwyżki eksportowe jednych krajów muszą znaleźć odzwierciedlenie w deficytach innych. Kraje, które nie konsumują wystarczająco dużo (jak Chiny czy Niemcy), zmuszają inne kraje (jak USA, czy Grecja) do importu i zadłużenia, co prowadzi do nierównowagi globalnych bilansów płatniczych.
Efektem jest, że elity w tychże krajach np. w USA i Chinach w praktyce „grają do jednej bramki” kosztem biedniejszych warstw społecznych w obu krajach. Najlepiej widać to na przykładzie Chin i USA. Tak jak mówiliśmy w odcinku „Czy Chiny Xi to nowe Sowiety”, Pekin bardzo mocno tłumi konsumpcję we własnym kraju kosztem swoich obywateli. Nadwyżki finansowe, generowane przez olbrzymi eksport, „wysyła” do Stanów Zjednoczonych, które oferują najlepsze instrumenty finansowe, w tym obligacje rządowe.
W Stanach z kolei następuje „finansyzacja” gospodarki, przy jednoczesnym wycinaniu sektora produkcyjnego, który jest niekonkurencyjny względem konkurencji chińskiej, bowiem ta pracuje po kosztach. Efekt? Tracą biedne klasy społeczne w obu krajach. Zyskują najbogatsze elity. Z resztą nadwyżki finansowe z niemal wszystkich krajów świata trafiają do Stanów. Sprawia to, że przeciętny Amerykanin jest niewyobrażalnie (jak na światowe standardy) bogaty, jednak przy tym utrzymywane są wielkie nierówności, bowiem śmietankę spijają amerykańskie elity.
Aby uniknąć globalnych konfliktów handlowych i wewnętrznych wojen klasowych, autorzy sugerują światowe reformy gospodarcze zmniejszające nierówności, takie jak wzrost płac, zwiększenie konsumpcji krajowej i bardziej zrównoważona polityka handlowa. To pokrywa się niejako z rekomendacjami Turchina, który niejako dochodzi do wniosku, że finałem wrzenia jest albo rewolucja społeczna (nawet w postaci wojny domowej) albo nowy kontrakt społeczny, w którym najbogatsi dzielą się zyskami z biedniejszymi.
Jednak nadchodząca kadencja Trumpa raczej tego nie zapowiada. Amerykanin chce utrzymać czempionat amerykańskich big techów, przy jednoczesnym (niemalże siłowym) ściąganiu produkcji i zagranicznych inwestycji do Stanów Zjednoczonych. Tę politykę ma uzupełniać protekcjonistyczna polityka celna. A zatem najbogatsi utrzymaliby to co mają, a najbiedniejsi dostaną nowe miejsca pracy i przez wzrost konkurencyjności rynku (być może) się wzbogacą. Swoją drogą kosztem miejsc, z których nastąpi transfer produkcji do USA.
Jednak istnieją ryzyka tego podejścia. Mimo że polityka „ściągania produkcji do kraju” może przynieść pewne korzyści dla klasy robotniczej, nie przewiduje ona znaczących reform podatkowych ani redystrybucji majątku. Oznacza to, że najbogatsi utrzymają swoje przywileje, podczas gdy poprawa sytuacji najbiedniejszych będzie tylko częściowa. Co więcej protekcjonistyczna polityka może nasilić konflikty handlowe, co może podnieść koszty życia poprzez wzrost cen i inflację. Kto najbardziej to odczuje? Najbiedniejsi.
Ponadto niekontrolowane użycie wszystkich atrybutów władzy amerykańskiego mocarstwa wobec innych aktorów gry może budzić sprzeciw innych fundamentalnych członków tego systemu. Dotychczas godzili się oni niejako na taki układ tj. dominującej roli USA, dolara i instytucji przez Amerykanów kontrolowanych, ponieważ kontrybucja Waszyngtonu była niejako wnoszona poprzez utrzymywanie stabilności systemu i spajanie go za pomocą swojej siły wojskowej (głównie US Navy).
Trump zapowiada, że to się kończy, bo reszta często jest “free riderem” Pax Americana. Narracja Trumpa sugeruje, że dotychczasowi sojusznicy to "pasożyty" systemu, podczas gdy USA ponosiły całkowity ciężar jego utrzymania. Czy tak jest w istocie, skoro to USA dalej jest bezsprzecznie największym mocarstwem świata, a przeciętny Amerykanin finansowo „patrzy z góry” na cały świat? Światowe transfery kapitału pokazują, że światowy system dalej jest wybitnie proamerykański. Dlatego jeszcze większe “dojenie” tego systemu może skutkować buntem wewnątrz obozu zachodnich demokracji, o ile poczują się one nadmiernie wykorzystywane przez Amerykanów i szukaniem alternatywnych (wobec amerykańskich) rozwiązań - już teraz to częściowo widać np. w propozycjach Francuzów.
Dlatego wiele wskazuje na to, że Trump mimo, że wywróci wiele stolików na globalnej szachownicy, to nie wywróci tego najważniejszego - a zatem stolika elit, który w Ameryce jest największy. A to dobra informacja dla wszystkich innych elit, w innych częściach świata, bowiem jak pokazują Klein i Pettis, wzajemnie się one karmią. Trump nie wygląda zatem na prawdziwego przedstawiciela kontrelit, lecz kogoś kto umiejętnie wykorzystał tę kartę w kampanii wyborczej.
To pokazuje, że chaos współczesnego świata nie tylko nie będzie malał, ale najpewniej stale będzie rósł, ponieważ każdy chce utrzymać przywileje, a grupa najbiedniejszych składająca się globalnie z miliardów osób, których system nie reprezentuje, tylko rośnie - zarówno w USA, Chinach, Unii, czy na Globalnym Południu. W USA Trump obwinia za to Chiny, Europę, Kanadę, czy Meksyk. Unia obwinia Chiny i Rosję. Natomiast Chiny obwiniają Unię i USA, podobnie jak Globalne Południe. Prawda jednak, jak pokazują Pettis i Klein, niekoniecznie przebiega wzdłuż „granic państwowych”. Mimo wszystkich swoich problemów najbardziej egalitarna w tym kontekście wydaje się być Europa (choć nie przesadnie), co może być dla niej dobrym startem dla odbudowy swojej pozycji.
Z drugiej strony „pompa bogactwa” najbogatszych w Stanach i częściowo w Chinach może przynieść równolegle przełomowe wydarzenia - włączając w to tworzenie kolonii na Księżycu, czy później Marsie. Albo powstanie sztucznej inteligencji nie rozróżnialnej w konwersacji i logice od człowieka, bezpośrednio podpiętej do internetu i umieszczonej np. w ciele humanoida, jako asystenta każdego z nas. Może big tech liczy, że skokowa produktywność z tego wynikająca masowo zniesie obciążenia i podniesie komfort życia najuboższych i tym samym ich rozmyje roszczenia?
To jednak wątpliwe, szczególnie w krótkim terminie i dalej nie rozwiązuje to problemu nierówności, ponieważ odwieczną prawdą jest to, że... ludzie się do siebie porównują. To nic, że przeciętny Smith, Kowalski, czy Li w 2025 roku żyje lepiej od angielskiego króla 200 lat temu, bo ma dostęp m.in. do szczepionek, kanalizacji, ma auto, czy może lecieć samolotem na drugi koniec świata. Jeśli na takim poziomie są wszyscy wokół to nie znaczy to wiele, tym bardziej że „na szczycie góry” dalej znajduje się mała grupa osób, która gromadzi bogactwo wokół siebie. Wówczas zawsze znajdzie się rzesza osób, która domagać się będzie sprawiedliwego podziału, a z historii wiemy, że to często kończy się wojną.
- https://www.nbcnews.com/politics/white-house/nearly-100-former-national-security-officials-alarmed-gabbard-rcna183121
- https://edition.cnn.com/2024/11/25/politics/trump-tariffs-mexico-canada-china/index.html
https://x.com/realDonaldTrump/status/1863009545858998512 - https://www.google.pl/search?as_st=y&hl=pl&as_q=paypal+mafia&as_epq=&as_oq=&as_eq=&imgsz=2mp&imgar=&imgcolor=&imgtype=&cr=&as_sitesearch=&as_filetype=&tbs=&udm=2#vhid=MZwVeOPY8HE2TM&vssid=mosaic
- https://x.com/naval/status/1864977093991501919
- https://www.federalreserve.gov/releases/z1/dataviz/dfa/distribute/chart/#range
- https://www.ft.com/content/6de668c7-64e9-4196-b2c5-9ceca966fe3f
- https://ourworldindata.org/grapher/income-share-top-1-before-tax-wid-extrapolations?time=1955..latest&country=USA~GBR~POL~CHN~DEU~European+Union+%28WID%29~BRA~RUS