Polska w nowym paradygmacie społeczno-technologicznym.

Czy Polskę stać na silne państwo? Przewrotnie, już na samym początku, powiem że tak. Niemniej ten optymizm nie bierze się znikąd. Jesteśmy w momencie przesilenia i konwergencji bardzo istotnych sił, wbrew pozorom nie tylko geopolitycznych - o czym zwykle rozmawiamy na tym kanale, ale również szerszej dynamiki społeczno-technologicznej.

To wszystko sprawia, że obecny czas jest dla Polski krytyczny. Ale… wbrew pozorom to dobrze, bowiem trzymamy wszystkie klucze w swoich rękach, a racjonalne ich użycie skutkować będzie najbardziej gruntowną zmianą w Polsce od dekad.

Naszym pierwszym materiałem z serii Made in Poland był materiał o Centralnym Porcie Komunikacyjnym, gdyż temat wymagał natychmiastowej uwagi. Choć wątek CPK również poruszymy, to dzisiejszy odcinek jest de facto tym fundamentalnym, najważniejszym, od którego powinniśmy wyjść, by dalej rozmawiać o wszystkich kolejnych pytaniach.

Jak to zwykle bywa - zapraszam Cię drogi widzu na pewną podróż.

--

W 1795 roku Rzeczpospolita Obojga Narodów zniknęła z mapy na 123 lata. Przyczynę tego zjawiska w jednym zdaniu możemy określić jako: chroniczna słabość instytucjonalna. Rzeczpospolita była po prostu słabym państwem, cieniem dawnej potęgi, która na drodze procesów ewolucyjnych w starciu z innymi ośrodkami, po prostu im ustąpiła.

Tkanka narodowa nie jest jednak definiowana posiadanym terytorium, więc nawet 123 lata nie wystarczyły by zetrzeć po Polsce ślad. W momencie pierwszego najważniejszego przesilenia XX wieku, Polska wróciła na mapę.

Wróciła mocno pokiereszowana i zanim zdołała odbudować w pełni swoje zasoby intelektualne oraz materiałowe, wpadła pod kolejny walec historii. Historycy będą się jeszcze przez dekady spierać, czy działania polskich decydentów z trzeciej dekady XX wieku były dobre, czy nie. Dzisiaj z perspektywy 80 lat można jednak powiedzieć, że wszystkie opcje byłyby po prostu złe i nie mieliśmy żadnego pola manewru. Polska była słaba i dalej płaciła za to cenę, a rozstrzygnięcia roku 1945 miały spowodować, że słaba pozostanie na kolejne dekady, a nawet stulecia, pozostając pod ścisłą kontrolą komunistycznego patrona.

Jednak przyszłość ma to do siebie, że co do zasady jest nieprzewidywalna i po dwóch pokoleniach, Polska znowu była prawdziwie wolna. 1989 to jest nasz prawdziwy punkt wyjścia.

Jednakże musimy zdawać sobie sprawę, że Polska wróciła jako niepodległy podmiot po blisko 200 latach pozostawania pod wpływem obcych mocarstw, z krótką przerwą na dwudziestolecie międzywojenne, którego to elity w znakomitej większości pochłonęła otchłań drugiej wojny światowej i aparat komunistycznego państwa.

Zatem w 1989 roku Polska była krajem bardzo słabym, nie tylko materialnie - przypomnijmy byliśmy dwa razy biedniejsi od Czechów, i Hiszpanów, blisko cztery razy od Niemców, ale także i przede wszystkim mentalnie.

I to broń Boże nie jest personalny zarzut, z obecnej pozycji wyższości, do ludzi i elit żyjących w tamtym czasie. Żyli i żyją w Polsce wspaniali ludzie, których zadaniem było podźwignięcie kraju po stuleciach marazmu. To było niesamowicie trudne zadanie. Żyło też jednak w Polsce wielu ludzi zatrutych wirusem poddaństwa względem systemu komunistycznego, strażników obcej ideologii, umysły skorumpowane. 

Zatem słabość intelektualna i mentalna była rzeczywistością Polski lat dziewięćdziesiątych, bo taka być musiała. Po 200 latach intelektualnego zniewolenia.

Abstrakcyjnie wyobraźmy sobie moc obliczeniową umysłów ludzi, którzy żyli w tym okresie - w XIX i XX wieku. Jest to absolutnie niepoliczalne, ale miejmy świadomość że te moce obliczeniowe niemal wyłącznie były kierowane w celach absolutnie podstawowych - najczęściej przeżycia z dnia na dzień. Ci, którzy mieli możliwość i siłę by wybić się ponad to, musieli w kolejnym kroku intelektualnie przebijać się przez zasieki zastawione przez obce stronnictwa - cenzurę, prześladowania, szantaż. Oczywiście - ponownie - zdarzały się od tego wyjątki i są to dzisiaj osoby w Polsce powszechnie podziwiane, lecz siła narodu nie bierze się z jednostek, ale jego masy, mądrości ogółu - a by ta wystąpiła muszą sprzyjać temu warunki - zarówno wewnętrzne i zewnętrzne. Tych przez 200 lat w Polsce nie było.

Zatem w 1989 roku, podobnie jak w 1918, Polska odrodziła się mocno pokiereszowana, ale tym razem sytuacja międzynarodowa była znacznie inna. Obudziliśmy się w całkowicie innej rzeczywistości, jak się później okazało otrzymując 30 spokojnych lat. Ocena tego okresu, znowu będzie różna, ale twarde dane są dla malkontentów bezlitosne. 

Polska, według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, blisko trzynastokrotnie zwiększyła rozmiar swojej gospodarki - z 65 miliardów dolarów w 1989 roku, do 840 miliardów w 2023. Osiągnęła to utrzymując jedną z najwyższych stóp wzrostu na świecie w tym okresie, na poziomie ponad 4%. Owszem - nie był to okres pozbawiony problemów, skandali, afer, ale jako społeczeństwo powinniśmy nauczyć się oddzielać szum, od esencji. Skandale to dystrakcja dnia dzisiejszego.

Natomiast bezprecedensowy wzrost, prowadzący kraj do bodaj najlepszej sytuacji ekonomicznej w całej swojej historii - bowiem ciężko odnosić obecną sytuację do złotego wieku XVI, to esencja, którą powinniśmy mieć z tyłu głowy.

Ten wzrost był wypadkową wielu czynników - naszego położenia geograficznego, układu światowego i regionalnego, procesów politycznych zachodzących w Europie, czy rozwoju technologicznego. Jednakże najważniejszym komponentem tego sukcesu byli ludzie, którzy na ten sukces zapracowali. Po raz pierwszy od dwustu lat umysły blisko 40 milionów Polaków został uwolnione spod bezpośredniego jarzma wpływów zewnętrznych. Po kilkunastu latach w dużym stopniu zerwane zostały też okowy komunikacyjne, choćby poprzez układ z Schegnen.

Polacy dostali możliwość swobodnego podróżowania i wymiany myśli, prowadzenia biznesu i akumulacji wiedzy. Co więcej rozwój internetu, przyśpieszył te procesy, multiplikując szybkość tego zjawiska, co najmniej dziesięciokrotnie. Motywacja do bogacenia się, dążenie w kierunku lepszego jutra - to towarzyszyło milionom Polaków, którzy każdego dnia wykonywali pracę u podstaw, rozszerzali swoje horyzonty. Suche statystyki są imponujące, ale są one zaledwie odzwierciedleniem postępu intelektualnego i mentalnego, całego narodu.

Pisząc o takich rzeczach ciężko nie popaść w patos i grafomanię, co może być reakcją niektórych słuchaczy na tę część tego materiału. Natomiast stronnictwa skrajne mogą w tym momencie odczuwać pokusę definicji polskości, jako cechy unikalnej, domniemalnej wyższości, nad innymi grupami, tudzież narodami. Zatem by powrócić lekko na ziemię chciałbym zaznaczyć, że Polacy co do zasady nie są narodem w żaden sposób lepszym, czy gorszym, od Włochów, czy ‘o zgrozo!’ nawet Niemców. Radykalny nacjonalizm jest słabością państwa, za które to za jakiś czas zapłaci, a najlepszy dowód ku temu stanowi XX wiek i historia Europy. To, czy urodzisz się w Gubinie, czy Guben w żaden sposób odgórnie nikogo nie definiuje i nie stawia znaku wyższości, nawet biorąc pod uwagę trudny aspekt historyczny. Słabością państwa jest także radykalny liberalizm - zaznaczam, by pominięte nie poczuły się osoby z drugiej strony ideologicznej huśtawki. 

Zatem pisząc o niesamowitym postępie Polaków w ostatnich 30 latach nie mam na celu gloryfikacji polskości jako czegoś nadzwyczajnego, mam raczej na myśli bardziej metodyczne spojrzenie.

Hierarchizacja narodów to droga prosto do piekła, niemniej faktem jest że każdy z narodów osadzony jest w pewnych uwarunkowaniach i dynamice historii, która wpływa na zbiorczy światopogląd, czy jakby to powiedzieli Anglosasi - mindset. Ów światopogląd, znowu jest wypadkową wielu zmiennych - takich jak status ekonomiczny, środowisko regionalne, sytuacja światowa, siła instytucjonalna i wielu innych. Jest poniekąd wypadkową etapu cyklu na jakim dany naród znajduje się w danym momencie historii.

O jakim cyklu mowa? Ray Dalio, jeden z najbogatszych ludzi na świecie, dysponujący potężnymi zasobami kapitałowymi i intelektualnymi swojego funduszu Bridgewater Assosiatces opracował cykl wzrostu i przemijania narodów, czy też w późniejszych latach - państw. Jego celem było uchwycenie niezmiennych prawideł, które decydują o sukcesie i upadku każdego państwa, by później aplikować te zasady w domenie inwestycyjnej - wszak Dalio odpowiada za miliardy dolarów swoich klientów. Badanie Bridgewater, które na podstawie kilkunastu zmiennych określało siłę i sprawczość dwudziestu najsilniejszych państw w ostatnich kilkuset latach, faktycznie wykazało, że istnieje motyw powtarzającego się cyklu. Każde z nich regularnie wkracza w okresy wzrostu, szczytu i następnie upadku.

Dalio i jego zespół, co zrozumiałe, koncentrowali się przede wszystkim na każdym z dominujących imperiów danego wieku - holenderskim w wieku XVII i XVIII, brytyjskim XVIII i XIX, amerykańskim w XX i XXI i rosnącym - chińskim, potencjalnie w XXI wieku. Nie będziemy wdawać się tutaj w szczegóły, zainteresowanych odsyłam do opracowania “The Changing World Order. Why Nations Succeed and Fail”, jednak to co jest istotne to próba osadzenia Polski na łuku tego cyklu, bowiem ten odnosi się nie tylko do największych imperiów, ale każdego z krajów.

Cykle, o których pisze Dalio są powtarzalne, ale nieregularne dla każdego kraju. Z badania wynika, że z reguły czas marazmu do czasu dobrobytu wynosi jakieś 1 do 5. Nieszczęściem Polski było to, że u nas te proporcje były odwrócone i na 173 lata marazmu przypadło 21 lat względnego odrodzenia. Niemniej chyba nikt nie ma wątpliwości, na podstawie danych przytoczonych wcześniej, że w 1989 roku odbiliśmy się od dna i wkroczyliśmy na ścieżkę wzrostu. Przyjrzymy się jak Dalio definiuje “czas wzrostu”:

  • silne przywództwo
  • innowacyjność
  • edukacja
  • głęboko zakorzeniona kultura
  • dobra alokacja zasobów
  • wysoka konkurencyjność
  • silny wzrost płac
  • mocny rynek wewnętrzny i rynki finansowe

Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy z tych aspektów uległ poprawie w ostatnich 30 latach, ale nie mam wątpliwości, że każdemu z Was zapaliła się od razu czerwona lampka przy co najmniej jednym z tych puntów - to rzecz jasna: “silne przywództwo”. Oczywiście można dyskutować na temat wszystkich pozostałych punktów, ale pozwólcie że autorytarnie przepchnę dyskusję i powiem, że w Polsce to wszystko już istnieje, lub też możemy mieć to dość szybko, o ile do poziomu reszty dostosuje punkt numer jeden. 

Zatem wiele patetycznych słów, kilka oczywistości, by stwierdzić, że Polska się rozwija. Dzięki kapitanie obvious. Zaufajcie mi jednak z tym wywodem, bo jest niezerowa szansa, że może jednak do czegoś prowadzi.

Gdy mowa o “silnym przywództwie” wielu osobom w tym momencie często pojawia się odruch defetystyczny tj. “w tym kraju nigdy nie będzie dobrze”, “politycy nigdy się nie zmienią”, “jedni i drudzy tacy sami” itd. To jest zrozumiałe, jako że od 30 lat w wolnej Polsce trwa gra o wpływy i władzę, dla osób dla których jest to istotne tj. polityków. Nie powiedziałbym jednak, że jest to element dla Polski unikalny, mimo że osaczeni przez media krajowe, możemy tak tę sprawę postrzegać. Lepiej tę polityczną walkę plemienną traktować, jako część procesu ewolucyjnego.

Tym bardziej, że chciałbym postawić hipotezę, że ta ewolucja przyspiesza. Pole gry jest dzisiaj znacznie inne, niż jeszcze nawet kilka lat temu. Rozwój technologiczny, oraz społeczna dynamika powodują, że naród, suweren, który zbiorowo osiągnął niesamowity sukces w ostatnich trzech dekadach, dostaje dzisiaj do ręki narzędzie, za którego pomocą ma szansę wymóc na rządzących ewolucję, której oczekujemy. To jest game changer.

Część z Was obserwuje mnie na Twitterze, gdzie dzielę się czasem pewnymi obserwacjami, więc wybaczcie za powtórzenie pewnych myśli, ale nie ma co wymyślać koła na nowo.

CPK jako zwiastun nowego paradygmatu 

Do refleksji, że mamy do czynienia z krytycznym momentem przesilenia również na poziomie społecznym, skłania mnie zjawisko mobilizacji wokół CPK oraz kilka pobocznych tematów. Zacznijmy jednak od CPK - pierwszy raz społeczeństwo obywatelskie przyjęło tak zdecydowaną postawę względem danego projektu, mając zarazem narzędzia w swojej dłoni umożliwiające wywieranie skutecznej presji.

Oczywiście CPK nie jest pierwszą inwestycją, której interesariuszem jest cały naród, i której powstanie jest torpedowane. Można by zaliczyć do tego choćby odwieczną sagę z atomem, czy spóźnioną modernizację Wojska Polskiego, czy przepychanki z Baltic Pipe. Jednak widocznie nawet kilka lat temu nie było wystarczającej siły przebicia by zrobić to efektywnie. Dzisiaj jest jednak inaczej. Tropiciele spiskowych teorii dziejów jednak pytają: czemu raban wokół CPK podniósł się zaraz po wyborach?!

To oczywiste, ale dla porządku - podniósł się, bo wcześniej projekt stopniowo szedł do przodu, a kiedy jego przyszłość zaczęła być kwestionowana, osoby siedzące w temacie zaczęły o tym mówić i pisać. Część osób węszy w tym spisku, bo nie jest przyzwyczajona do nowego paradygmatu, w którym to tematy, o których się w kraju dyskutuje, nie są już dłużej odgórnie narzucane przez kilka dominujących ośrodków medialnych (w tym TVP,GW,TVN,Polsat etc.). - za chwilę do tego wrócimy.

A zatem kilku ekspertów, którzy uważali projekt CPK za krytycznie potrzebny, podzieliło się swoimi obawami związanymi z przyszłością CPK, tymczasem argumenty za budową, których używali były żelazne. Dla osób, które na co dzień zajmują się analizą, niezależnie od materii, ta kwestia była i jest OCZYWISTA.

W efekcie projekt CPK zaczęły jawnie wspierać osoby zajmujące się biznesem, militariami, energetyką, geopolityką, logistyką itd. Jednak być może nigdy byśmy nie usłyszeli ich opinii, gdyby zaraz po powstaniu rządu padły słowa - sprawdzimy CPK, ale jesteśmy pozytywnie nastawieni do kontynuacji tego projektu. Po prostu nie byłoby takiej potrzeby. Całej twitterowej dramy by nie było, a Maciej Wilk, merytoryczny lider zwolenników CPK, zamiast walczyć z dezinformacją chodziłby sobie na spokojne spacery nad rzeką Fraser w Vancuver, w którym mieszka.

W tym miejscu mamy do czynienia z konwergencją kilku czynników, które sprawiają, że jestem pewny powstania CPK - pytaniem pozostaje tylko czas, jaki zmarnujemy na przepychanki. Tutaj pozwolę sobie wtrącić, że te słowa pisałem pod koniec stycznia, kiedy komunikacja rządu wokół CPK była jednoznacznie negatywna. Dopiero późniejsze tygodnie zaczęły zwiastować pozytywną zmianę nastawienia.

Zatem klarowność argumentacji, miażdżąca przewaga argumentów za, względem tych przeciw, pozwoliła zbudować szeroki front zwolenników projektu, szczególnie wśród środowiska opiniotwórców.

I tu dochodzimy do esencji zmiany, o której mówię. Ci opiniotwórcy nic by nie zrobili 10 czy 15 lat temu, nawet gdyby byli do tego projektu przekonani. Redaktor naczelny stacji X, czy Y, nawet gdyby dopuścił temat, to często wpłynąłby na jego treść lub siłę przekazu, realizując agendę podmiotu Z - niezależnie jakie byłby jego motywacje.

Dzisiaj jednak opiniotwórcy są niezależni od wpływu jakichkolwiek ośrodków. Sami generują olbrzymie zasięgi, przekraczające wpływ telewizji, gazet, czy radia. Ba sami eksperci potrafią bez żadnego pośrednictwa zrobić potężne zasięgi (zresztą definicje obu się zacierają). Nowe media w tym modelu wynagradzane są za merytorykę, bo tego oczekuje społeczeństwo i swoim czasem oraz przekonaniami tym twórcom płaci. W rezultacie społeczeństwo coraz szerzej czerpiące swoją wiedzę z internetu, na bazie tego procesu, jest znacznie lepiej poinformowane. Zatem tak samo jak argumentacja ekspertów jest OCZYWISTA dla opiniotwórców, tak samo argumentacja ekspertów i opiniotwóców jest OCZYWISTA dla lwiej części, dobrze wyedukowanego społeczeństwa.

Niestety część osób dalej jest mentalnie okopana w starym systemie, gdzie dominuje plemienne spojrzenie na politykę. Jednak wielu, w tym wyborców nowej koalicji, nie ma problemu z rozróżnieniem kwestii CPK, od np. kwestii stosunków z UE. To dobry omen.

A zatem klarowność argumentacji, która bierze się z naturalnych zalet projektu, w połączeniu z siłą nowych mediów oznacza, że prędzej, czy później CPK powstanie. Wojna, której twarzą jest Pan Lasek, to poniekąd wojna starego z nowym - starego, gdzie władza uważa, że ma dość siły medialnej by kształtować rzeczywistość wedle własnego uznania, z nowym - gdzie siła tkwi w medialnej decentralizacji, oraz merytokracji pomysłów - swoją drogą inny mentalny model wspomnianego Raya Dalio. Te najlepsze uzyskają najwyższą aprobatę, ponad podziałami.

Wydaje się, że była władza pod koniec swojej kadencji zaczynała to łapać - dlatego też chwytała się wielu pomysłów wysuwanych przez nowe media - wojsko(za późno), atom(za późno) , CPK itd. Oczywiście, pomijam kwestię egzekutywy - choć i ta pod wpływem nowych mediów podlega znacznie lepszej kontroli, niż było to dotychczas. Przykładowo cały teatr CPK rozgrywa się na oczach milionów ludzi - jeśli nowy audyt będzie politycznie sterowany, to nikomu to nie umknie. Nie mam co do tego wątpliwości.

Być może nowa władza potrzebuje jeszcze czasu by dynamikę nowych mediów zrozumieć. Do tego momentu będzie ponosiła koszty polityczne i wizerunkowe. 12 lutego widać już pierwsze symptomy adaptacji do wektora, którego domagają się nowe media.

Całe to zjawisko jest w swojej naturze bardzo optymistyczne i zapewnia społeczeństwu większą kontrolę nad całym procesem politycznym w kraju. Co nie oznacza, że możemy się wygodnie rozsiąść w kanapie.

W nowym systemie obywatele muszą też nauczyć się przyjmować bardziej proaktywną postawę, bo na decydentów na koniec zawsze działa masa wyborcza. Wiele osób poświęca swój prywatny czas by wesprzeć projekt CPK, atomu, czy wojska merytorycznie, medialnie, czy zwyczajnie dyskutując z bliskimi. To świetne oddolne inicjatywy, stojące w kontraście do zobojętniałej postawy, która w ekstremalnych formach prowadzi nawet do wojen (vide społeczeństwo Federacji Rosyjskiej).

Reasumując nowe, zdecentralizowane media to polski game changer. 

Nowe media w natarciu 

Ale ktoś mógłby powiedzieć - zaraz, zaraz, w jaki sposób nowe media dają Polsce przewagę w relacji do nowych mediów w innych krajach, przecież to proces ponadnarodowy.

Owszem to celna uwaga, lecz dochodzę do wniosku, że w Polsce ten proces w rzeczy samej posiada naturalne przewagi względem innych narodów. Dlaczego?

Paradoksalnie proces ten przyspieszył rozbiór mediów tradycyjnych, mediów głównego nurtu - Telewizja Polska, TVN, Gazeta Wyborcza, Gazeta Polska itd. - ostatnia dekada to drastyczna dekompozycja całego tego establishmentu medialnego. Wielu Polaków, przypomnijmy będących indywidualnie w procesie ciągłego wzrostu materialnego i mentalnego, czuła się zdegustowana, wręcz obrzydzona rynkiem medialnym w Polsce.

A wszędzie tam gdzie popyt, pojawia się i podaż. Zatem wraz z rozwojem technologicznym - mam tu na myśli serwisy takie jak YouTube, Twitter, czy Facebook ze swoimi znakomitymi algorytmami, pojawiła się bardzo szeroka, zdecentralizowana klasa opiniotwórców w Polsce, dysponująca coraz większymi zasięgami. Również ten kanał powstał w wyniku pewnej niszy, którą zdecydowaliśmy się wypełnić.

Co więcej, nowe media są łatwo skalowalne, przy niskich nakładach pracochłonności. Przykładowo projekt GTBT został wyskalowany do miliona subskrypcji globalnie przy udziale ledwie kilku osób i promilu budżetu mediów tradycyjnych. Do tego nowe media mogą być określone mianem permissionless tj. nie wymagają niczyjej zgody do użycia. A to jest rewolucja, bowiem jak wcześniej wspomniałem - media tradycyjne są strukturalnie hierarchiczne i przez swoją centralizację były i są podatne na wpływy choćby polityczne. Wymagały też dużych nakładów kapitałowych i ludzkich by mieć odpowiednią siłę przebicia - nowe media nie mają tych obciążeń. Jedna osoba pisząc celnego tweeta czy nagrywając porywający materiał na YT, może dotrzeć do milionów przy niemal zerowych kosztach. Nie zapominajmy również, że tradycyjne domy medialne często kontrolowane są przez kapitał obcych państw, co również obniża zaufanie do nich - i to nie powinno dziwić. 

Ktoś powie, że przecież magnaci z YT, czy X mają możliwość usunięcia Twojego konta lub ograniczenie zasięgów. W teorii - tak. Ale pamiętajmy rozmawiamy na poziomie krajowym - w tym przypadku taka możliwość jest bardzo niska i w zasadzie nie warta grzechu dla tych technologicznych gigantów. Nawet w Ameryce każda taka próba odbija się głośnym echem i jest egzystencjalnym zagrożeniem dla tych platform. Nie widać też przykładów, by nowa klasa medialna w Polsce była w jakikolwiek sposób kontrolowana przez kogokolwiek. Zatem pozwólcie, że znowu autorytarnie, zbiję ten argument. Nawet w przypadku naszego pierwszego materiału o CPK, gdzie faktycznie wystąpiły jakieś anomalie, osiągnął on docelowo standardowe zasięgi w okolicach 400 000 wyświetleń. 

Znowu - wiele słów, w których łatwo się pogubić, zatem pozwólcie że ponownie uporządkuję. 

Polska jest na, wciąż wczesnym etapie cyklu wzrostu narodowego. Jednak dalej cechują nas pewne słabości, które mogą ten wzrost zaprzepaścić. Najważniejszy z nich to kryzys przywództwa.

Jednak siła nowych mediów stwarza nową dynamikę, w której to społeczeństwo rękami twórców i opiniotwórców jest w stanie nakładać coraz silniejszą presję na polityków. Pamiętajcie drodzy słuchacze, że decydenci nie są zawieszeni w próżni - zwinny polityk to taki, który potrafi idealnie zgrać się z nastrojami społecznymi.

Do niedawna te nastroje były kierowane niemalże centralnie, przez kilka dużych domów medialnych - one tracą swoją moc, szczególnie u młodego pokolenia. Zatem od nas zależy jak będziemy budować te nastroje w przyszłości, a tym samym od nas zależy do czego będzie musieli się dostosować politycy. To wojna starego z nowym, o którym pisałem wcześniej. 

Co mam na myśli konkretnie? Jeżeli naród reagował na populizm, a ten był zewsząd był centralnie promowany, takie też były decyzje klasy politycznej pozyskiwania elektoratu. Niemniej jeśli podejście plemienne i populizm będzie łatwy do identyfikacji przez każdego obywatela, będzie negatywnie odbierany i będzie coraz bardziej ciążył politycznie, niż dawał, a w zamian ceniona będzie merytokracja i podejście ponadpartyjne - to też tak będą zachowywać się politycy. 

I tu również widać pierwsze symptomy zrozumienia nowej dynamiki. Rozumie to posłanka lewicy Paulina Matysiak, czy poseł Konfederacji Krzysztof Bosak, którzy to mimo że reprezentują dwie skrajne, względem siebie frakcje są w stanie ponad podziałami wstąpić do inicjatywy dotyczącej dużych projektów infrastrukturalnych w Polsce. To jest normalność i dojrzałość demokracji. Jeśli my jako obywatele będziemy doceniać takie zachowania oraz za sprawą nowych mediów i technologii wnikliwie ‘pilnować’ rządzących postawą proobywatelską, gwarantuję Państwu że doczekamy się elit, takich o które nam chodzi.

Warto również pamiętać o samorefleksji - elity są odzwierciedleniem społeczeństwa. Jeżeli my dajemy się łapać na tanie zagrywki, taka też będzie metoda prowadzenia polityki wewnętrznej.

Moment krytyczny

No dobrze, zatem mamy Polskę na drodze wzrostu i nową dynamikę społeczno-technologiczną, która predestynuje Polskę do ewolucji klasy politycznej. Teraz zaczyna robić się trudniej.

Bowiem wzrost nowych mediów bierze się też z innego zjawiska - ogólnego załamania się sytuacji bezpieczeństwa na świecie, a szczególnie w Polsce i okolicy. Ludzie szli do nowych mediów po informacje, szczególnie po wybuchu wojny, bo zaufanie do nich już wtedy znacznie przewyższało to do mediów tradycyjnych.

Mieliśmy 30 lat na kolokwialne ‘ogarnięcie się’, ale teraz historia przyspiesza i albo załapiemy się na ten pociąg, albo on nam odjedzie. Osobiście mam wrażenie, że jesteśmy na skraju punktu przełamania - stąd też ta seria.

Zdefiniujmy sobie pokrótce najważniejsze zmienne zewnętrzne, które definiują naszą teraźniejszość i przyszłość. Po pierwsze jest to wojna na Ukrainie i ogólna postawa Federacji Rosyjskiej, po drugie są to procesy stanowiące o kształcie Unii Europejskiej, po trzecie jest to starcie amerykańsko-chińskie i ogólnie porządku zachodniego, z antyzachodnim.

Wszystkie trzy narzucają na nas konieczność podejmowania zdecydowanych i odważnych decyzji tu i teraz. A jest to gra o najwyższej stawce. W zakresie podstawowym chodzi o ochronę naszej niepodległości na najbliższe dekady, o suwerenność, która tak boleśnie, została nam odebrana na niemal 200 lat. Ale specyfika tej gry polega na tym, że jeśli dobrze tę partię rozegramy, i wykorzystamy ten moment przesilenia wewnętrznego oraz zewnętrznego, to mamy szansę na zdecydowanie coś więcej, niż tylko ciepła woda w kranie i brak depesz kierowanych z Moskwy.

W związku z punktem nr 1 - wojną oraz pkt. 3 - starciem amerykańsko-chińskim i komunikatami wysyłanymi rzez Trumpa, sprawia, że musimy być gotowi na odejście Amerykanów z Europy. A to z miotającą się rosyjską hydrą na wschodzie oznacza, że musimy mieć uzbrojoną po zęby, profesjonalną armię, która każdego dnia robi rozwojowy krok do przodu! Jeśli Waszyngton porzuci Ukrainę, bardzo szybko poczujemy zimny oddech ze wschodu wprost kwestionujący nasze prawo do istnienia.

To sytuacja kryzysowa, lecz takie momenty w swojej naturze są motywujące - widać to po polskim społeczeństwie. Polacy oczekują zmian i żądają działań.

Dlatego w swojej esencji, jest to moment przesilenia dla całego modelu społeczeństwa polskiego, być może najważniejszy moment od 1989 roku. Wydarzenia takie jak potencjalna wojna są przerażające, ale jednocześnie są katalizatorem krytycznych zmian - bo uwaga, ludziom nagle zależy, mają ku temu motywację. Chce im się czytać czy rząd powinien kupić aratohaubice K9 z Korei, stawiać na Kraby, czy robić obie te rzeczy równolegle. 

Z tych powodów debata wokół CPK jest tak znamienna - jest to studium przypadku momentu tranzycji między mentalnością narodu na dorobku, niedojrzałego, z pochyloną głową, do mentalności narodu znającego własną wartość, który celnie potrafi zdiagnozować sytuację wewnętrzną i międzynarodową i podjąć skuteczne działania. Dlatego jest to, aż tak istotny czas.

Spójrzmy bowiem na fakty - naprawdę ciężko znaleźć na mapie państwo, którego społeczeństwo tak celnie i szeroko zgadza się co do najważniejszych wektorów polityki państwa, i ma na ten temat rozbudowaną wiedzę. Można by choćby wymienić społeczny konsensus wokół rozbudowy zdolności militarnych, stawiania na atom, porty czy polepszanie skomunikowania tj. CPK - i co więcej, jesteśmy w stanie wewnętrznie wyciągać te tematy na powierzchnię, mimo prób zbijania ich tematami zastępczymi, które służą celom politycznym.

Tym bardziej jeśli widzimy błądzenie we mgle establishmentu niemieckiego - narodu, który - z tym chyba nikt nie będzie polemizował - przez 80 lat w sposób niesamowity podźwignął się po hańbie i dewastacji lat czterdziestych XX wieku. Model, w teorii, niedościgniony. Problem polega na tym, że dzisiaj Niemcy, wracając do cyklu narodów Dalio, i wiele krajów Europy Zachodniej znajdują się na trajektorii spadku. Natomiast Polska cały czas patrzy w górę.

Niemcy ze szkodą dla siebie, ale w wyniku długoletnich procesów wewnętrznych podjęły decyzję o zawieszeniu działalności elektrowni atomowych - decyzja absurdalna patrząc na sytuację Berlina. Innym absurdem było zaślepienie rozwojem polityki energetycznej z Rosją - kolejne fatalna w skutkach decyzja. Obie, patrząc z pozycji cynika geopolitycznego można nazwać dobrowolnym regresem własnej pozycji w regionie i na świecie. Zatem jeśli kraj A podejmuje bezdyskusyjne szkodliwe dla siebie decyzje, a kraj B podejmuje decyzje dobre, naturalnym efektem będzie zmniejszenie dystansu między nimi. Tak wydawałoby się prosty element - dobre decyzje, ma fundamentalne znaczenie. 

Znowu wyprzedzając kontrargumenty, które mogą w tej sytuacji paść - “ale przecież jesteśmy całkowicie powiązani z gospodarką Niemiec i Europy, więc jak one upadną to pociągną nas za sobą”. Oczywiście, to będzie bardzo duże wyzwanie, ale w dalszym ciągu, z uwagi na etap naszego cyklu, nasza sytuacja jest znacznie lepsza. Nasza konkurencyjność i rynek pracowniczy dalej są bardzo dobre. To na bazie procesów określanych jako friendshoring, w połączeniu z dobrymi decyzjami infrastrukturalnymi (CPK, atom, porty) oraz mądrą polityką demograficzno-imigracyjną, ma szansę zapewnić nam stymulację wzrostu na kolejne dekady. Poza tym łatwo ulec złudnej ekstrapolacji czasów dzisiejszych, do dwóch czy trzech dekad od dzisiaj. Kto powiedział, że wraz z oszałamiającym rozwojem AI i pochodnych, za 10/20/30 lat gospodarki krajów będą opierać się o systemy jakie znamy dzisiaj. Rodzą się nowe rynki i Ci gracze, którzy lepiej i szybciej je zdiagnozują posiądą przewagi komparatywne. Wbrew pozorom Ci gracze, którzy zamiast fabryki mają dzisiaj zielone pole mogą mieć w takiej sytuacji przewagę, ponieważ nie ciąży im balast przemijającej technologii i przywiązania do nich - politycznego, biznesowego i społecznego. A zatem dotychczasowa ułomność, może stać się atrybutem. Mając zielone pole, ale mądre decyzje można wiele zrobić. 

Dlatego też naszą mądrością powinna być współpraca z Europą Zachodnią, ale jednocześnie zerwanie ze sztywnym powielaniem zachodniego obrazu świata, bo ten wywodzi się z całkowicie innej dynamiki, innego cyklu na którym znajdują się te narody. Nasze sytuacje są inne, zatem inna powinna być nasza percepcja i działania. I proszę nie odczytywać tych słów jako nawoływanie do zerwania z konceptem Unii Europejskiej - to populizm, ten jest zły. Mądry naród umie poruszać się w meandrach złożoności takich sytuacji i nie skakać ze skrajności w skrajność. Istnieje droga pomiędzy - dojrzała współpraca z naszymi partnerami na Zachodzie, również w formacie unijnym, jednocześnie swoje źródło mająca w polityce niezależności, skrojonej pod potrzeby i sytuację Polski. To banał, lecz być może warto by padł. 

Z wymienionych powodów w ostatnich latach możemy zaobserwować wysyp, często sensacyjnych artykułów, opinii i analiz twierdzących, że oto Polska może być czarnym koniem wzrostu najbliższych dekad. Swego czasu pisał o tym Friedman, ostatnio Zeihan + mamy całą masę filmików na YouTube. Oczywiście większość z nich powiela treści usłyszane gdzieś indziej, ale w swojej masie jest to zjawisko symptomatyczne. Czasem z zewnątrz łatwiej oddzielić esencję od szumu, który zagłusza naszą krajową percepcję.

Czy zatem Polskę stać na silne państwo? Tak. Uważam, że lepszego momentu do tego nie będzie, a jeśli tego nie zrobimy w najgorszym razie znowu stracimy niepodległość. 

Mój optymizm przede wszystkim ugruntowany jest w narodzie, który za sprawą procesów technologicznych, po 30 latach własnego progresu w końcu dostał narzędzia mocniejszego wpływu na rzeczywistość. Piszę te słowa dzień po debacie o CPK na Kanale Zero. Swoją drogą Zero to ewenement nowych mediów, bowiem w swojej naturze to również struktura hierarchiczna i posiadająca spory kapitał - a więc charakterystyka mediów tradycyjnych. Dlatego de facto Kanał Zero to jednoosobowy projekt Krzysztofa Stanowskiego, którego wizja definiuje “nowomedialny” charakter kanału. 

Wracając jednak do meritum - przed debatą o CPK, Zero zaserwowało widzom rozmowę byłego szefa sztabu generała Rajmunda Andrzejczaka, z szefem PISMu Sławomirem Dębskim. Równolegle można było posłuchać dialogu prawników: Marcina Matczaka z Bogusławem Leśnodorskim na temat zawiłości kryzysu konstytucyjnego. Obie rozeszły się w nakładzie setek tysięcy jak świeże bułeczki - naród łaknie racjonalności, normalności i meteorytyki. Dzisiaj często mówię o ewolucji - Kanał Zero również jest uosobieniem ewolucji nowych mediów i przejściem na wyższy poziom oddziaływania. 

Rozmowy na Zerze, ale także miliony innych, różnego rodzaju nagrań różnych twórców i ekspertów na YouTubie, wpisów na X, czy artykułów na blogach bez odgórnie narzuconej agendy tworzą masę krytyczną - definicję wolności słowa, której efektem jest niechybnie progres narodu. A jeżeli któryś z tych podmiotów narzuci sobie tę agendę na przykład w zamian za motywy finansowe, natychmiast zostanie to wychwycone, i wycięte przez rynek.

Analizujmy, więc drodzy widzowie rzeczywistość taką jaka jest, bez patrzenia plemiennego i populizmów. Bez zacietrzewienia w jedną lub drugą stronę. Oceniajmy każdy projekt i inicjatywę po jej walorach merytorycznych, a nie afiliacji partyjnej. Nie miejmy problemu z oceną, że poprzednia władza osłabiła państwo nieczystymi zagrywkami z Trybunałem Konstytucyjnym, a także że obecna straciła kilka miesięcy na zawieszenie krytycznego projektu infrastrukturalnego w Polsce na kanwie populistycznych argumentów. Orędownicy każdego z tych zakonów z pewnością znajdą tysiące argumentów dla których jedno plemię ma rację, a drugie nie. My w ramach serii Made in Poland przejdziemy do analizy każdego z krytycznych projektów w Polsce, by dołożyć naszą cegiełkę w ocenie czy dana inicjatywa powinna cieszyć się ponadpartyjnym poparciem. Pierwszym takim materiałem był ten o CPK, które naszym zdaniem powinno być projektem ponadplemiennym, jednak będą kolejne.

Słowem zakończenia - być może okażę się, że się mylę. Procesy które uznaję za dominujące okażą się jednak słabsze, niż je definiuję lub w drugą stronę - obecny status quo okaże się silniejszy, niż zakładam. Autokrytycznie muszę jednak przyznać, że jestem w tym zabiegu nieuczciwy, bo wykorzystuję ten materiał - który być może obejrzy setki tysięcy ludzi - do przechylenia szali pod założoną w nim tezę. A zatem jest to analiza, która w swoim małym wycinku, sama kształtuje rzeczywistość.

Ale czy nie o taką rzeczywistość chodzi każdemu z nas?